Rozmowa o stanie poznańskiej opery

z muzykologiem Maciejem Jabłońskim

- Chcę, aby teatr mojego miasta potrafił zaproponować coś, co mogłoby otworzyć nowe horyzonty. Dzisiejsza opera nie jest już skansenem, jest teatrem myśli, wyrażonych wielką muzyką i niekonwencjonalnymi środkami scenicznymi - mówi Maciej Jabłoński, muzykolog

Iwona Torbicka: Na zamówienie  sejmiku przygotował pan w sierpniu ubiegłego roku merytoryczny raport o stanie poznańskiej opery. To było krótko po głośnym konflikcie zespołu opery z jej dyrektorem Sławomirem Pietrasem. Już na wstępie zaznacza pan, że Pietras musi natychmiast odejść. Dlaczego?

Maciej Jabłoński: Mój raport traktował o dwóch stronach jednego medalu, którym jest Teatr Wielki. Pierwsza dotyczyła zdiagnozowania tego, co niedobrego dzieje się tam już od kilkunastu lat. Druga, to propozycja wyjścia z wyniszczającego kryzysu, który z niekompetencji zafundował teatrowi jego obecny dyrektor. Otóż, tak jak wówczas, tak i dziś uważam ponad wszelką wątpliwość, że koniecznym - choć niewystarczającym - warunkiem jakichkolwiek zmian jest odwołanie Sławomira Pietrasa, odpowiadającego za stan spraw w Operze. Znam dość dobrze model teatru operowego, uprawiany od dziesięcioleci przez pana Pietrasa: od Wrocławia do Poznania. Wiem, jakie ma kardynalne wady, które nie pozwalają na prowadzenie instytucji w spokoju, rozwoju i poszanowaniu kapitału, jakim są artyści - soliści i zespoły. Zasada pierwsza jest taka: dyrektor jest wybitny tylko wówczas, gdy jego teatr i występujący w nim artyści są wysokiej i najwyższej klasy i są szanowani. Zasada druga mówi, że repertuar nie może służyć tylko melomańskim ambicjom dyrektora, ale przede wszystkim powinien rozwijać artystów i publiczność. Widzów nie można wychowywać na miernych produkcjach, zaklinając, że są doskonałe - myślę tu o takich tytułach jak: "Żydówka", "Stiffelio", czy "Aurora". Nie można przekonywać, że reżyser jest dobry, jak nie jest - mam na myśli zapraszanych do Poznania reżyserów np. Marię Sartową ("Norma" i "Poławiacze pereł") czy Krzysztofa Jasińskiego, który bezradnie usiłował wykoncypować cokolwiek z "Makbeta". No i w końcu - wspomnieć też trzeba o chybionych obsadach - choćby Dymitr Fomienko w "Halce", Maria Mitrosz w "Nabucco", czy nieszczęsny Sylwester Kostecki w "Otellu" i "Balu maskowym". Serce pęka, gdy patrzymy na rozpaczliwe wysiłki Barbary Wachowicz w "Wigiliach polskich", które propagują łzawy romantyzm w świetlicowym wydaniu.

Kolejna zasada dobrego prowadzenia teatru związana jest z jego promocją. Chór poznańskiej opery do dziś nie nagrał płyty, a krążek śpiewaków: Joanny Kozłowskiej i Wojciecha Drabowicza wydała Filharmonia Poznańska, za co jej chwała! Oczywistym wydaje się mądre i etyczne traktowanie młodych artystów, powierzanie im odpowiednich partii do śpiewania. Pan Pietras wszystkie te zasady sprzeniewierzył. Kardynalne błędy, które popełniał przez lata - od dokumentacji i promocji teatru, przez edukację, aż do strategii repertuarowej, stanowią dostateczny powód, by nie przedłużać męki poznańskiego Pegaza pod tak nieudanym jeźdźcem.

Błędy obsadowe to nie tylko brak szacunku dla artystów, ale też dla publiczności. Wiadomo, że widzowie przedstawień operowych mają raczej dobry niż zły słuch. Byłam na przedstawieniu, gdzie soliści po prostu fałszowali.

- W tej sprawie pan Pietras jest notorycznym recydywistą. Od lat uprawia nieetyczną i nieskuteczną politykę obsadową, która często skutkuje nie tylko miernymi wynikami artystycznymi (stąd ci fałszujący soliści), lecz przede wszystkim prowadzi do niszczenia, wyeksploatowania młodych głosów. Tak było z Joanną Cortes, Kosteckim, czy Ewą Irzykowską, która nie udźwignęła partii Salome ani w Warszawie, ani w Poznaniu. Szczególnie bolesnym dla mnie jest przypadek tenora Marka Szymańskiego, zdolnego artysty, który z nieznanych mi powodów, wdał się w politykę repertuarową pana Pietrasa ("Carmen", "Don Carlos"), stając się smutnym przykładem oszukanego śpiewaka, biorącego udział w wyścigu szczurów do wątpliwej kariery tenora dramatycznego. W tej chwili artystom takim jak Szymański, Trafankowski, Friebe, Bułło czy Mitrosz, potrzebna jest fachowa pomoc wokalna, dzięki której odbudują swoje głosy i przywrócą im naturalne możliwości. No i - odpowiedni repertuar. Decyzję o takiej kuracji trzeba podjąć jak najszybciej, to powinna być druga decyzja po zwolnieniu dyrektora Opery. Jak już powiedziałem, polityka repertuarowa każdego teatru operowego jest projektem wielce skomplikowanym i kompromisowym. Musi uwzględniać standardowy repertuar, którym żywi się każdy tradycyjny odbiorca opery, musi służyć rozwojowi artystów i zespołów, musi uczyć publiczność, a do tego stwarzać szanse dla młodych (i nie tylko) kompozytorów współczesnych (np. zamówienia oper, prapremiery, koprodukcje, festiwale). Tę ostatnią kwestię uważam zresztą za bardzo ważną. Otóż dyrektor Pietras bezustannie i bezmyślnie chwali się szerokim repertuarem wykonywanym w teatrze, choć większość pozycji albo nie jest grana od miesięcy czy lat (kiedy słyszeliśmy "Normę", "Fidelio", "Ca irę", "Borysa Godunowa" czy "Diabły z Louden"?), albo poszczególne opery, mające kilka głównych obsad ("Traviata", "Madame Butterfly") są prezentowane tak rzadko, że artyści śpiewają swoje partie raz lub dwa razy w roku. Wielomiesięczna nieobecność jakiegokolwiek tytułu wymaga cyklu prób - jak do wznowienia, inaczej efekt będzie daleki od oczekiwanego. Realizacja dobrego programu nie jest oczywiście łatwa, także z powodu modelu teatru etatowego, jaki mamy w Polsce. Jest to jednak warunek bezwzględnie konieczny, by nasz teatr mógł konkurować z innymi zespołami. Do tego potrzebny jest kompetentny i dobrze wykształcony dyrektor oraz swoista umowa społeczna wokół i w teatrze.

Starsi poznaniacy, z którymi rozmawiałam, wspominają świetną, pełną artystycznych sukcesów przeszłość naszej opery. Za czasów, kiedy jej szefem był Jerzy Satanowski, Zbigniew Górzyński, czy w pewnym okresie - Mieczysław Dondajewski, o poznańskich przedstawieniach mówiło się w całym kraju. To już nie wróci?

- To niełatwe pytanie. Poznań ma wyśmienitą tradycję operową, dodałbym jeszcze nazwiska Bierdiajewa, Latoszewskiego, czy Nowakowskiego. Przez lata miał plejadę najlepszych solistów w Polsce! Na radykalną zmianę sytuacji złożyło się kilka przyczyn. Pierwsza to zmiana systemu polityczno-ekonomicznego, rynek, który ma regulować sferę kultury instytucjonalnej, co jest oczywistym politycznym nadużyciem (nie rozumie tego Platforma Obywatelska). Druga, związana jest z wymarłym typem etosu pracy w takich instytucjach jak opera, który zbudowany był na wielkim poświęceniu i wysiłku, co jest niezbędne do sprostania tej najwspanialszej, a zarazem najtrudniejszej ze sztuk. Czy dobre czasy powrócą? Odpowiem tak: Poznań nie jest miastem sprzyjającym kulturze wysokiej, wyrafinowanej, a opera do takich należy. Nie chce zaryzykować "wielkiej opery" - nie tylko dlatego, że to angażuje równie wielkie środki finansowe, ale dlatego, że zmusza to do pewnych przewartościowań, do postawienia wyzwań na europejskim poziomie. Chodzi przy tym nie tylko o poziom wykonawczy, ale przede wszystkim intelektualny. Operze współczesnej niezbędny jest rozmach, głębokie tematy, humanistyczne przesłania. Trzeba rozumieć przemiany tego gatunku w Europie - spójrzmy na Anglię, Niemcy, Austrię, Francję czy Holandię - by zbudować nowy model opery w Poznaniu. Ale z kim, dla kogo?

Naprawdę nic dobrego nie da się powiedzieć o naszym Teatrze Wielkim? Słyszałam, że mamy najlepszy chór operowy w kraju. To prawda?

- W poznańskim Teatrze Wielkim jest wielu znakomitych ludzi, którzy nie tylko potrafią grać i śpiewać, ale także pamiętają dumne czasy tej sceny. Chór jest od lat niezawodny, ale do tego nie przyczynił się bezpośrednio żaden dyrektor! Cały splendor należy się pani Jolancie Docie-Komorowskiej, dzięki której zespół nie ma sobie równych w Polsce. I znów paradoks: gdy chór strajkował w końcu 1994 roku czy na początku 1995, wojewoda powiedział, że możemy wystawiać opery bez chóru! Ot, mądrość na wyżynach władzy!

Czy naszą operę można jeszcze uratować przed całkowitą miernotą? Od czego trzeba by zacząć reformę?

- Napisałem w swoim raporcie dość jasno: zmiana dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Wielkiego, najszybciej jak to możliwe, powołanie wysokiej klasy dyrygenta o specjalności operowej, który podjąłby się inwentaryzacji problemów artystycznych wewnątrz zespołów Opery - chodzi o skład orkiestry, pracę w zespołach, powołanie rady orkiestry na bardzo precyzyjnie określonych warunkach. A także - o plan zakupu instrumentów, być może roszady w zakresie pierwszych głosów etc. W trybie natychmiastowym trzeba zatrudnić konsultanta wokalnego wysokiej klasy, który dokona przeglądu młodych głosów, ustali plan ćwiczeń i zajęć, pozwalających - tam gdzie to możliwe - przywrócić śpiewakom warunki, które utracili przez błędne obsady repertuarowe. Kolejny krok to zaproszenie do współpracy tych wybitnych artystów, którzy z powodów m.in. personalnych odmawiali do tej pory występowania w Teatrze Wielkim. Osobnym zadaniem jest przygotowanie dogłębnie przemyślanego programu artystycznego na lata 2009-2010, uwzględniającego jubileusz teatru i rozpoczęcie współpracy z innymi instytucjami kultury. Szczególnie z Filharmonią Poznańską i z Polskim Teatrem Tańca, któremu obecna dyrekcja Teatru od lat utrudnia możliwość pracy i występów na wielkiej scenie. W programie naprawczym musi się znaleźć plan zamówień nowych utworów, promocji teatru i przygotowanie propozycji programów edukacyjnych dla Poznania i Wielkopolski.

W lutym 2009 roku czeka nas niebagatelny jubileusz Teatru Wielkiego - będziemy świętować stulecie powstania opery. Skończy się na galowym koncercie?

- Jak tak dalej pójdzie - oczywiście. Widać to gołym okiem. Nic nie wskazuje na to, że istnieje jakikolwiek przemyślany i ambitny plan tego wydarzenia. Pamiętajmy, że tak zasadnicze rocznice mogą mieć wielką moc propagandową, przypomnieć historię, pokazać potencjał, zgromadzić ludzi, którzy w tym czasie mogliby o operze dyskutować, włączyć programy edukacyjne np. w oparciu o miasta i regiony partnerskie. Brak woli do zmian w Operze ze strony Urzędu Marszałkowskiego odczytuję jako smutne świadectwo niezrozumienia roli, jaką ten teatr może odegrać - przypomnijmy, że Poznań startuje do konkursu na Europejską Stolicę Kultury 2016. Bez Opery?! Trywialne zapowiedzi dyrektora Pietrasa, że do Poznania zjadą jakieś gwiazdy, pierwszej czy drugiej wielkości, niczego nie załatwiają. Jubileusz nie może być wyłącznie czasem recepcji dokonań innych, choćby najwspanialszych artystów. Musi być naszym wspólnym wysiłkiem, ukazać potencjał artystyczny Poznania, nasze myślenie o sztuce operowej, jej związkach z innymi dziedzinami i społecznymi ideami. Chętnie posłucham koncertu z Anną Netrebko czy Rolando Villazonem, są wspaniali. Chcę jednak, aby teatr mojego miasta potrafił zaproponować coś, co mogłoby otworzyć nowe horyzonty. Dzisiejsza opera nie jest już skansenem, jest teatrem myśli wyrażonych wielką muzyką i niekonwencjonalnymi środkami scenicznymi.

Od czasu powstania pańskiego raportu minęło prawie siedem miesięcy, na razie nic nie zwiastuje odejścia dyrektora Pietrasa. Wygląda na to, że zarówno on sam jak i jego zwierzchnik - marszałek województwa Marek Woźniak, biorą na przeczekanie. Co to oznacza dla Poznania?

- Marazm. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. Chciałbym mieć okazję, by powiedzieć panu marszałkowi, co może zyskać - region, miasto i on osobiście - gdyby zaangażował się z pasją i odwagą w odrodzenie poznańskiej opery. Jest tego warta, czeka ją historyczne podsumowanie i krytyczna ocena. Nie wiem, czy sejmik i marszałek myślą kategoriami sztuki, ale z pewnością myślą kategoriami dobrze pojmowanego interesu, który ma służyć nam wszystkim. Otóż pora, by w pełni zrozumieli, że kultura i szuka jest wysokiej rangi inwestycją cywilizacyjną. Nie chodzi o miłe spędzanie wolnego czasu, lecz o wyrażanie idei, które dla nas muszą mieć znaczenie, jeśli chcemy być społecznością i miastem europejskim. Proszę pana marszałka o to, by znalazł w sobie odwagę i podjął to unikalne wyzwanie.

* Maciej Jabłoński jest muzykologiem, adiunktem w Zakładzie Muzykologii UAM, od lat zajmuje się operą. W latach 1992 - 94 był dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego w Poznaniu. 

Iwona Torbicka
Gazeta Wyborcza Poznan
2 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia