Różne obrazy miłości

Rozmowa z reżyserem Maciejem Sobocińskim.
Ad Spectatores: Pana inscenizacje to w przeważającej mierze dzieła klasyków, czy tylko oni potrafią przemówić do współczesnego widza? Maciej Sobociński: W tekstach klasyków, które zrealizowałem do tej pory, odnajduję te treści, których mi brakuje w dramaturgii współczesnej. Dzieła klasyczne maję pokłady pełne wieloznaczności, materii będącej ponad konkretnym tu i teraz. Nie starałbym się formułować jakiejś radykalnej teorii na temat kondycji współczesnego dramatu, ale bronię się przed literaturą, którą nazywam “dramaturgią zupy” – opowiadającą o kolejnej patologicznej rodzinie. To mnie odrzuca, gdzieś podświadomie to wypieram. Chce zgłębiać pełnię w człowieku; wszystko, co się w nim zderza z tym, co ponad nami, z kosmosem, z Bogiem. Popełniłem także współczesne dramaty np. Norway.today Igora Bauersimy, ale to głęboki tekst, a takich jest niewiele. Dlatego głównie pracuję nad klasyką. - Szekspir dla Pana to najlepszy psychoanalityk? - Poza pracami na studiach, to moja pierwsza przygoda z Szekspirem. Wydaje mi się, że Szekspir tak rozebrał człowieka, tak go ponacinał, że nie sposób się tym nie zafascynować, bez względu na to jaką biografię w sobie noszę. - Zaczynając pracę nad Othellem pytał Pan aktorów, czym dla nich jest tolerancja, jakie są jej granice. Czy ta sztuka według Pana jest studium nietolerancji? - To pytanie zadałem im w szerszym kontekście. Nie chodziło mi o tolerancję jako pojęcie funkcjonujące w obrębie społecznym. Pytałem raczej, gdzie jest tolerancja w zderzeniu człowiek-człowiek. Na ile dziś jest się w stanie przyjąć i zaakceptować człowieka, który niesie w sobie światło i wewnętrzną harmonię. W świecie poszarpanym i nie poukładanym, który wręcz lansuje taki sposób odnajdywania się w rzeczywistości. I tak otwiera się wachlarz pytań: skąd płynie moja wewnętrzna harmonia? co ją burzy? co to znaczy chaos we mnie? czy akceptuje chaos w drugim człowieku? czy coś z tym robię? czy to mnie obchodzi? Takie fundamentalne pytania z czasem się rozrastały i obudowywały biografiami aktorów. Wydaje mi się, że poza przedstawianą historią cenne jest właśnie to spotkanie z ludźmi, którzy dają dużo swojego świata. - Othello mówi o miłości czy jej braku, a może tylko o namiętności? - W Othellu są różne miłości. Othella – idealisty, bezgranicznie, w opętaniu i zatraceniu zakochanego w Desdemonie. Othello i Desdemona to lśnienie, opary, które ich połączyły. Ta chemia jest cielesna, śmiem powiedzieć, że brakuje tu duchowości, została ona zaniedbana, a przez to wystawiona na chaos i potencjalne działanie zła. Stąd cały temat grzechu i zdrady, który w wewnętrznej harmonii by się nie wydarzył. Mimo że jest on tylko potencjalny, to prowadzi do katastrofy. Mamy też związek Emilii i Iagona, który jest zupełnie po innej stronie. Jest on oparty na ogromnej miłości i nienawiści, na ciągłym wołaniu o drugiego człowieka, to ciągłe próby ratowania związku, bycia razem. Małżeństwo w sztuce istnieje wielowymiarowo – jako instytucja, ale też i jako dana obietnica. Funkcjonujemy w świecie, gdzie obietnica uległa dewaluacji, zdegradowaniu. Sztuka ukazuje drogę przez różne formy spotkań między kobietą i mężczyzną. - Othello to pierwszy Pana Szekspir, czy zamierza Pan jeszcze spróbować zmierzyć się z mistrzem? - Nie ukrywam, że tak. Gdzieś noszę w sobie myśli, które, mam nadzieję, zaowocują wystawieniem Szekspira. - Zdradzi Pan, jakie to będą sztuki? - Nie mogę. - Życzę więc powodzenia i dziękuję za rozmowę. X Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach.
Barbara Wesołowska
Ad Spectatores
7 marca 2008

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia