Różowe wuwuzele

"Tęczowa trybuna 2012" - reż. Monika Strzępka - Teatr Polski we Wrocławiu

Paweł Demirski i Monika Strzępka znowu dekonstruują mity. Z właściwą sobie bezceremonialnością ogłaszają, że po dwóch dekadach wolności najwyższy czas zrewidować funkcjonowanie demokracji. W brawurowy sposób udaje im się przeforsować dwie kwestie: po pierwsze: udowadniają, że w tym kraju wszyscy jesteśmy pedałami dymanymi przez władzę, a po drugie: pokazują, że publicystyczność spektaklu może iść w parze z teatralną wirtuozerią

Nie słyszałeś o pedalskich bojówkach AC Milan?

W sierpniu 2010 roku Pierwszy Gejowski Fanklub Polskiej Reprezentacji Narodowej w Piłce Nożnej wyszedł z inicjatywą utworzenia osobnych sektorów, dzięki którym homoseksualiści poczuliby się bezpiecznie podczas Mistrzostw Europy. Już siedem miesięcy później we Wrocławiu powstała pierwsza Tęczowa Trybuna. Pojawiła się jednak nie na stadionie, ale na scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Polskim. Wbrew pozorom nie jest to miejsce tylko dla homoseksualnie usposobionych. Zmieści się tam cały naród. Tęczowa Trybuna jest dla społeczeństwa, któremu przez ostatnie dwie dekady tak skutecznie mydlono oczy pachnącą pianą wolności, że w końcu uwierzyło w to, że można odnowić oblicze ziemi, tej ziemi. Niestety, w przypadku większości pomysłów prędzej czy później przychodzi moment konfrontacji z władzą, a wtedy nadzieje pękają szybciej niż bańka mydlana. Szczególnie widoczne jest to w takich przypadkach, gdy inicjatywa obywatelska nie przystaje do oficjalnej linii ideowej rządu. Nieustannie okazuje się, że polska demokracja jest nie tyle niedojrzała, co po prostu upośledzona. System, w którym żyjemy, to zaniedbany bękart transformacji, zdany na łaskę i niełaskę rządu, który zamiast słuchać głosów obywateli, pławi się w beztroskim samozadowoleniu. W wolnych chwilach obserwuje i nadzoruje modernizację kraju. A ta postępuje w takim tempie, że nieuważnym obserwatorom mogło by się wydawać, że zamiast iść naprzód, wszystko się cofa. Właśnie takie tezy ubrane przez autorów w konwencję ostrej satyry najgłośniej wybrzmiewają w pierwszym spektaklu, który teatralny tandem zrealizował po otrzymaniu „Paszportów Polityki”. Niepokorni autorzy w brawurowy sposób udowadniają, że spoczywanie na laurach zupełnie nie jest w ich stylu.

Stadion jest dla wszystkich, a ty nie jesteś wszyscy.

Fabuła „Tęczowej Trybuny” osnuta jest wokół grupy warszawskich gejów, którzy próbują wywalczyć dla siebie bezpieczne miejsce na powstającym stadionie narodowym. Ich nadzieje i frustracje, ścieranie się z własną tożsamością, otoczeniem i władzą, budują spójny obraz walki o miejsce w skomercjalizowanej przestrzeni publicznej. Wbrew pozorom, satyra Demirskiego nikogo nie oszczędza; w „Tęczowej…” po równo dostaje się wszystkim: konserwatystom i neoliberałom, urzędnikom i interesantom, hetero- i homoseksualistom. Ale ciężar winy za wykluczenie i brak społecznej akceptacji dla inności spoczywa przede wszystkim na ramionach skorumpowanych polityków. Uosobieniem absurdów władzy, której nikt już nie kibicuje, jest tu Hanna Gronkiewicz- Waltz (świetna kreacja Joanny Zalewskiej). Pani prezydent w barokowo- komiksowej sukni i peruce realizuje przyzwyczajenie swoje do bycia władzą feudalną. Towarzyszy jej giermek w osobie wyniosłego urzędnika (Michał Opaliński), który własne skłonności homoseksualne maskuje konserwatywną polityką mocno przesiąkniętą przez mieszaninę lęku i szyderstwa. Uzewnętrznia się ona nie tylko w przaśnych dowcipach, lecz przede wszystkim poprzez usilne blokowanie inicjatywy pedalskiego spisku. Królowa i jej giermek to zaledwie foyer w galerii wyrazistych postaci: na scenie pojawi się także zakonnica, która zmieniła płeć by zostać księdzem (Agata Skowrońska), Artur Boruc, po godzinach występujący jako draq queen z repertuarem Courtney Love (Michał Chorosiński), wykluczony ze przy okazji zmiany wizerunku stadionu łysy Kibic (fantastyczny Michał Mrozek) i niepewny własnej orientacji harleyowiec (Mariusz Kiljan). Co ciekawe, każda z tych postaci opowie się po stronie „pedalskiego spisku”, reprezentowanego przez wszystkie archetypy homoseksualistów – od geja Ikony, o którym pisał sam Witkowski (Igor Kujawski), przez Nauczyciela, który mając syna i żonę (Katarzyna Strączek) niespodziewanie dokonał comin-outu (Adam Cywka), aż po pewnego siebie trenera jogi i fitnessu (Jakub Giel) oraz nieśmiałego lecz rozhisteryzowanego Kelnera (doskonały Marcin Pępuś).

Reprezentacja gra tak chujowo, jak ty, urzędniku!

Publicystyczną warstwę spektaklu trafnie wizualizuje scenografia Michała Korchowca, będąca metaforycznym skrótem wszystkich poruszanych w „Tęczowej…” problemów. Polska przed Euro, to Polska w budowie: obszar niedokończonych inwestycji i niezałatwionych spraw, gdzie interesy obywateli są jak ugryzienia komarów, których chmara krąży nad krajem, zakłócając ruch lotniczy. Portret kraju naszkicowany został przez twórców jako kawałek autostrady donikąd, fragmenty piłkarskiej murawy, usypaną z piasku ścianę stadionu, rusztowania, puste butelki po alkoholu i starą kanapę. Przestrzeń teatralna ma również korespondować z „Oczyszczonymi” Krzysztofa Warlikowskiego. Reżyser zostaje tu wyśmiany jako egzaltowany gej, któremu sukces i sława wybiły z głowy zainteresowanie problemami mniejszości. Diabelsko złośliwa parodia bawi również dlatego, że Warlikowski od lat jest niekwestionowanym autorytetem w polskim teatrze. Oprócz ostrożnej polemiki z jego twórczością, mamy krytykę ad personam. W spektaklu pełno jest tego typu aluzji – nie tylko do artystów teatru, ale również do świata polityki, gospodarki i sportu. Na szczęście przeważnie są one bardziej trafne niż zabawny, aczkolwiek niefortunny zabieg z Warlikowskim. Ironicznym komentarzem działań scenicznych są utwory muzyczne, które twórcy wkładają w usta skonstruowanych przez siebie postaci – jak echo powracać będzie kojarząca się z filmem „Fight Club” piosenka „Where is my mind?” zespołu The Pixies, hymn kibiców Liverpoolu – „You’ll Never Walk Alone”, czy „Pretty from the inside” The Hole. Wykonywane na żywo piosenki rytmizują spektakl i odkrywają przed widzami coraz to nowe obszary interpretacyjne.

Nie palcie naszych stadionów, zbudujcie nowe, własne

W „Tęczowej Trybunie” Strzępka i Demirski zachowują swój niepowtarzalny styl, na który składają się nie tylko odważne tezy polityczne czy błyskotliwe żarty, ale również wirtuozerska reżyseria, świetna gra całego zespołu i pomysłowa scenografia. Niemniej ciekawa jest warstwa tekstowa sztuki, której składnia i brzmienie sytuują twórczość Demirskiego gdzieś w pobliżu eksperymentów lingwistycznych Doroty Masłowskiej. Momentami razi obfitość chwytów retorycznych i demagogiczne skłonności autora. Słabym punktem spektaklu są przewidywalne monologi. Mimo to Paweł Demirski pokazuje, że jest jednym z najoryginalniejszych polskich dramaturgów.

Kiedy twórcy wypracowują charakterystyczny dla siebie teatralny język, zawsze istnieje ryzyko, że kolejne spektakle będą kalką poprzednich. Biorąc pod uwagę zrealizowane w ubiegłym sezonie w wałbrzyskim teatrze przedstawienia – „Niech żyje wojna!!!” i „Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej…” można zastanowić się, czy obalanie narodowych mitów i wypunktowanie klęsk transformacji ustrojowej nie stało się niezmiennym fundamentem zaplecza ideowego spektakli. „Tęczowa…” pokazuje jednak, że taki zarzut wobec Strzępki i Demirskiego nie ma racji bytu. Twórcom po raz kolejny udało się powiedzieć na temat polskości coś nowego; tym razem mamy do czynienia z profetycznymi wizjami, które mimo zanurzenia w grotesce, brzmią tak prawdopodobnie, że ich złowieszcze echo pobrzmiewa w głowach widzów jeszcze długo po zakończeniu spektaklu.

Magda Szpecht
G-punkt
17 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia