Rozpruwamy brzuch operze
rozmowa z Jerzym Zoniem- Treść tego przedstawienia została oparta na faktach związanych z rozpoczętą w 2003 roku budową Opery Królewskiej w Oslo. Było to przedsięwzięcie ekscytujące Norwegów, którzy dopingowali, patrzyli i byli dumni z gigantycznej inwestycji - opowiada Jerzy Zoń, zapraszając na pierwszy polsko-norweski kabaret "Operacja opera"
"Operacja opera" brzmi tajemniczo. Co się kryje za tym tytułem?
Wspólny projekt polsko-norweski, długi, trwający blisko 9 miesięcy i sfinansowany z funduszy norweskich. Jego główną ideą - oprócz warsztatów - jest stworzenie wspólnego spektaklu teatralnego. W Norwegii powstał scenariusz oraz muzyka; z Norwegii mamy też piątkę aktorów i trzech muzyków. W Polsce powstaje cała produkcja, dekoracja, kostiumy; w spektaklu bierze udział także czworo polskich aktorów, polski jest reżyser...
... czyli Jerzy Zoń.
Treść tego przedstawienia została oparta na faktach związanych z rozpoczętą w 2003 roku budową Opery Królewskiej w Oslo. Było to przedsięwzięcie ekscytujące Norwegów, którzy dopingowali, patrzyli i byli dumni z gigantycznej inwestycji. Mamy dokumentację budowy od wielkiej dziury w ziemi po czyszczenie marmurowych posadzek.
Nowy gmach opery powstawał w centrum Oslo, nad morzem, wyłaniał się z wody...
Gmach ten miał przypominać górę lodową, która wystaje z morza. I przypomina ją zarówno w kolorze, jak i kształcie. Przedsięwzięcie gigantyczne, zjechały się ekipy budowlane z całego świata. Duży procent pracowników stanowili Polacy, zarówno robotnicy, jak inżynierowie. Na co dzień, w pracy, przy zderzeniu różnych kultur pojawiły się problemy, o czym opowiada spektakl. Na początku Polacy zarabiali połowę stawek norweskich, dopiero, gdy media ujawniły ten fakt, zaczęło im się lepiej powodzić.
Czy w spektaklu pokazujecie tylko dwie nacje - Polaków i Norwegów?
Tak. Od pierwszego konfliktu po wspólne zakończenie budowy. Zwracamy uwagę, że dzięki tym ludziom, ich woli, myśli technicznej zostało zbudowane coś pięknego, co wymagało zjednoczenia się różnych kultur i różnych narodów.
Czy w przedstawieniu zobaczymy, co nas, Polaków i Norwegów, łączy, co dzieli?
Mówimy o tym, i to często w sposób sarkastyczny. Scenarzystka, pani Nina Witoszek-Fitz- Patrick, Polka, która mieszka w Norwegii od kilkunastu lat, przez czas budowy rozmawiała z robotnikami...
... co zresztą zostało zawarte w jej wydanym opowiadaniu "Opera za 135 koron".
Z tego opowiadania autorka wraz z Davidem Chocronem napisała teatralny scenariusz, zostały dołączone pieśni i tak powstał spektakl będący trochę kabaretem muzycznym. Norwegia nie ma jednak kabaretowych tradycji, ten gatunek jest Norwegom dość obcy. To nie jest Polska, gdzie istniały m.in. "Zielony Balonik", "Qui pro quo" czy "Piwnica pod Baranami". W spektaklu postacią łączącą różne wątki jest mistrz ceremonii Marcello Mastrobati, właściciel kantyny czy klubu nocnego. Mimo jego podejrzanych interesów właśnie jemu zostaje zlecone przygotowanie uroczystego otwarcia opery, w którym udział weźmie książę. W finale naszego przedstawienia podczas otwarcia opery wystąpi norweska gwiazda i wykona wiązankę najpiękniejszych arii. Będzie to Eli Kristin Hanssveen, przepiękna dziewczyna o jasnych włosach i cudownym głosie.
Zgodnie z faktami królowie Norwegii i Szwecji wzięli udział w otwarciu gmachu opery w Oslo.
Tak. Na You Tube można zresztą zobaczyć film, na którym na zakończenie budowy, wszyscy robotnicy, około 400 osób, weszli na scenę w kaskach i odśpiewali chór "Va, pensiero" z opery "Nabucco" Verdiego. To robi wrażenie.
Czy ten film stał się inspiracją do finału spektaklu?
Nie. Nasz finał będzie z gwiazdą, a potem jeszcze, gdy aktorzy zdejmują już kostiumy, śpiewają piosenkę, że dużo potu zostawili w tych kamieniach.
Podobno Polacy kładli w operze białe marmury?
Specjalizowali się w tym. Budowa była tak pomyślana, że brygady z poszczególnych krajów odpowiadały za konkretne zadania. My, Polacy, byliśmy od marmuru. Kiedy powstał gmach, zaczęły się ścierać dwa pomysły na prowadzenie opery. Miało to być miejsce gdzie sprowadza się najlepsze gwiazdy ze świata, albo scena, na której realizowane są różne międzynarodowe projekty.
Wygrał drugi pomysł.
Tak i my - teatr KTO, niewielka miejska krakowska instytucja, która ma 8,5 etatu, jesteśmy partnerem Królewskiej Opery w Oslo. Napawa nas to dumą.
W jakim języku będziecie grać?
W trzech naraz, taką przyjęliśmy konwencję. Nawet jak Polak mówi do Norwega po polsku, to ten odpowiada mu po norwesku, i w ten sposób uczą się języków od siebie. Pod koniec przedstawienia nawet Norwedzy mówią już po polsku, a my po norwesku. Łączącym językiem jest angielski, drugi język Norwegów. Może to być niezwykle ciekawe doświadczenie i wydarzenie w naszym życiu artystycznym. Odbędzie się osiem przedstawień, trzy w Krakowie, pięć w Oslo. Premiera u nas już 16 października w Operze Krakowskiej, tydzień później gramy w Oslo.
Widać, że tytuł "Operacja opera" jest wieloznaczny.
Oczywiście. Operacja może być zrobiona przecież na mechanizmach, które funkcjonowały podczas budowania opery. Dlatego my tym spektaklem rozpruwamy brzuch problemu i zastanawiamy się, co tam jest w środku. Dlaczego Polacy zarabiali mniej? Dlaczego na 12 robotników był tylko jeden prysznic? Tym przedstawieniem chciałbym pokazać, że wysiłek wielu osób z różnych krajów nie poszedł na marne, że ten pot włożony w marmury będzie procentował przez następne stulecia, bo w tych wnętrzach będzie powstawała sztuka.