Rozróba, czyli o sztuce Jerzego Piotrowicza

Rozmowa z Jarosławem Liberackim

- Zapytałem go kiedyś, jak długo żyje człowiek. Odpowiedział, że „człowiek żyje tak długo, dopóki ma coś do zrobienia". Jurek jest jednak wyjątkiem potwierdzającym tę regułę, bo miał jeszcze dużo planów, które pragnął zrealizować. Nigdy nie słyszałem od niego, aby był wypalony, czy że chciałby wyjechać w jakimś innym celu niż praca.

Z Jarosławem Liberackim, kuratorem Galerii Jerzego Piotrowicza „Pod Koroną" w Poznaniu, rozmawiała Aleksandra Sierka

Aleksandra Sierka: Czy mógłby Pan opowiedzieć o galerii oraz jej patronie, Jerzym Piotrowiczu?

Jarosław Liberacki – Nasza galeria w październiku tego roku obchodzi swoje siódme urodziny. Od początku jesteśmy miejscem spotkań wielu ludzi, nie tylko artystów. Tym samym nie jesteśmy zwykłą galerią, a bardziej nieoczywistym miejscem, trochę jakby małym domem kultury. Galeria nosi imię Jerzego Piotowicza, ponieważ Jurek spędził tutaj ostatnie dwa lata swojego życia, był tu praktycznie każdego dnia. Przychodził tu tak często, ponieważ traktował to miejsce jako swój drugi dom. Nie miał bowiem domu ani rodziny. Mieszkał w pracowni na osiedlu Piastowskim na Ratajach, gdzie malował, tworzył grafiki oraz scenografie teatralne. I jak każdy z nas musiał czasami, gdzieś na chwilę wyjść, odetchnąć powietrzem, spotkać ludzi, pobyć w jakimś innym wnętrzu.
Jurek szczególnie ukochał sobie to miejsce, ponieważ spotykał tutaj na co dzień swoich kolegów artystów, wielu profesorów z Akademii Sztuk Pięknych czy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, a także innych ludzi kultury będących jego przyjaciółmi. Codziennie toczyły się tu rozmowy o kulturze, sztuce oraz książkach, które Jurek cenił sobie po malarstwie najbardziej. Po dwudziestu kilku latach znów jesteśmy w tym samym wnętrzu, choć tym razem nie jako lokal gastronomiczny tylko jako mała instytucja kultury. Jurek jednak bezustannie jest dla nas inspiracją. Czego przykładem są chociażby dzisiejsze warsztaty dla osób niepełnosprawnych, które malując swoje obrazy inspirują się obrazami Jurka.

Czy oprócz twórczości Piotrowicza prezentujecie również dzieła innych artystów?

- Jesteśmy miejscem prezentacji twórczości Jurka, ale nie ograniczamy się wyłącznie do tego, robimy również wystawy czasowe innych artystów. Zależy nam przede wszystkim na tych poznańskich, aby pokazać, że Poznań miał i ma prawdziwych artystów i ciągle pojawiają się nowe talenty. Mamy mnóstwo studentów na Uniwersytecie Artystycznym, którzy już są artystami zarówno z duszy jak i z serca, wystarczy im jedynie trochę doświadczenia oraz rozmów ze starszymi kolegami i profesorami, aby mogli w pełni rozwinąć skrzydła. Robimy czasowe wystawy niezależnie od tego czy ktoś jest doświadczonym artystą czy początkującym, czy przeszedł gruntowne wykształcenie czy po prostu jest bardzo utalentowany. Nie dzielimy ludzi pod żadnym względem ani wiekowym, ani z uwagi na poziom doświadczenia. Staramy się przeplatać nasze wystawy. Ostatnio dominowali młodzi twórcy.
Obecnie wystawiamy prace Szymona Ćwiklińskiego, który jest z racji wieku młodym artystą, ale już doświadczonym i utytuowanym. Dwa lata temu otrzymał Nagrodę Marszałka Województwa Zasłużony dla Wielkopolski. Szymon ma za sobą wygranych osiem konkursów plastycznych oraz kilkadziesiąt wystaw, trzy stypendia Ministra Kultury oraz dwa stypendia rektora Uniwersytetu Artystycznego. Tym samym w tym krótkim okresie, w którym zajmuje się sztuką, został już wysoko oceniony i wiele osiągnął. Wcześniej prezentowaliśmy pracę doktorską Bereniki Pyzy z Uniwersytetu Artystycznego. A jeszcze wcześniej mieliśmy piątkę młodych gniewnych, która składała się z bardzo różnych artystów, zarówno studentów jak i absolwentów. Zaś naszą następną wystawę będą stanowiły dzieła Tadeusza Sobkowiaka, bardzo znanego i utytuowanego artysty poznańskiego, który był przyjacielem Jurka Piotrowicza. Staramy się pokazywać różnych artystów, różne techniki. Ostatnio mieliśmy rzeźbę, teraz malarstwo, a za chwilę będziemy prezentować obrazy malarza przez duże M. Nie zamykamy się jednak wyłącznie na działalność plastyczną.
Organizujemy również spotkania z literaturą, konkursy poetyckie, miko-spektakle, mikro-koncerty, a także seanse filmowe poświęcone sztuce. Równocześnie staramy się, aby wszystko to odbywało się w rodzinnej, domowej atmosferze. Jest to dla nas ważne, ponieważ Jurek nie miał domu ani rodziny, dlatego staramy się być takim miejscem zarówno dla niego, jak i dla każdego artysty czy osoby, która do nas przychodzi.

Czy znał Pan Piotrowicza osobiście?

- Tak, i jestem związany z Jurkiem coraz mocniej, poprzez to wszystko co tutaj robimy, ale również przez rozmowy o nim, bo codziennie pada tu jego nazwisko. Znałem Jurka sześć lat, poznaliśmy się w 1993 roku w Galerii ABC, która obecnie przeniosła się do Strzeszynka, ale wcześniej znajdowała się na ul. Mokrej w Poznaniu. Pracowałem tam będąc studentem historii, organizowaliśmy tam różne wydarzenia kulturalne, między innymi wystawy. I pewnego dnia przyszedł tam Jurek i tak się poznaliśmy. Jednak do roku 1997 widywaliśmy się dość rzadko. Po czterech latach naszej znajomości zatrudniłem się tutaj, w pubie Pod Koroną jako barman.
Miejsce to otworzyło trzech moich przyjaciół artystów. Szedłem niepewnym krokiem, jak większość ludzi pełnych obaw w pierwszy dzień nowej pracy, i nagle spotkałem Jurka. Zapytał mnie, gdzie idę i zdecydował, że pójdzie ze mną. Jak weszliśmy, to od razu wiedzieliśmy, że to magiczne miejsce, które ma ogromny potencjał. Wnętrze zaprojektował jeden z przyjaciół Jurka, prof. Waldemar Masztalerz. Miejsce nie wyglądało na nowe, a wręcz odwrotnie, wyglądało jakby miało sto lat. Jego wystój nawiązywał do najlepszych brytyjskich, irlandzkich czy czeskich tradycji pubowych. Jurek od razu stwierdził, że jest to miejsce z duszą i chętnie będzie przychodził, co dało nam pomysł na stworzenie tu przestrzeni artystycznej. I tak było przez dwa lata.
Wszystko skończyło się wraz ze śmiercią Jurka, który zmarł nagle pod koniec października 1999 roku w wieku 56 lat. Wielu ludzi ostatni raz widziało go właśnie Pod Koroną. Pamiętam, jak w ten ostatni dzień swojego życia przechodził naszą ulicą idąc do Arsenału - za kilka dni miał mieć tam wielką wystawę zajmującą oba piętra. Zapytałam Jurka - „może wejdziesz na chwilkę, odpocząć? Właśnie parzymy kawę". Odmówił, tłumacząc, że jest zajęty, bo musi przygotować wystawę. Padło sformułowanie „jestem zmęczony". Jurek powiedział, że jak dopnie wszystko z wystawą, to chce wyjechać do Włoch ze względu na znajdujące się tam muzea, z których zaczerpnie inspiracje do swoich następnych prac. Potraktowałem to jak zwyczajną rozmowę, przekonany, że zobaczymy się za kilka dni. Ani mnie, ani ludziom, którzy go tu wtedy widzieli, nie przyszło do głowy, że spotykamy go po raz ostatni. Jurek umarł najbliższej nocy.
Wiele osób w tym ja, nie przyjmowało tego do wiadomości. Pochowano go na cmentarzu na Górczynie, podobnie jak wielu poznańskich artystów. Jednak nie potrafiłem pójść na pogrzeb... Wówczas, podobnie jak obecnie, wolę myśleć, że Jurek po prostu wyjechał, tak jak planował, i że któregoś dnia wróci.

Piotrowicz chorował, czy to było samobójstwo?

- Nie, nie, Jurek, mimo że był artystą, człowiekiem literatury i poezji, nie był typem samobójcy. Wręcz przeciwnie, był tytanem pracy. Stworzył 3 tysiące prac przez trzydzieści lat, głównie są to grafiki, ale również wielkoformatowe obrazy czy scenografie dla Teatru 8 Dnia. Był tytanem pracy, jednoosobową fabryką. Stąd też wywodziła się jego potrzeba mieszkania w pracowni. Wiele razy sugerowaliśmy mu, aby wynajął sobie jakiś dom, bo człowiek potrzebuje miejsca, gdzie może choć przez chwilę odpocząć. Jurek jednak tłumaczył, że mógłby tak zrobić, gdyby był muzykiem lub pisarzem, wtedy bowiem mógłby swoje idee od razu przelewać na papier. Jest jednak malarzem, a co za tym idzie, jeśli jakiś pomysł urodzi mu się w głowie, to od razu musi przystąpić do pracy, w przeciwnym wypadku uciekają mu kolory, światło, gesty oraz wiele innych istotnych szczegółów, których nie udałoby mu się zachować w pamięci przez te kilka minut dzielących go od pracowni. Tym samym bezustannie żył pracą, traktując inne czynności jako chwilowe przerwy. Powodowało to, że w ogóle o siebie nie dbał, całkowicie podporządkowując się pracy.
Brak odpoczynku, czy odpowiedniego żywienia, a także chemikalia w pracowni były dodatkiem do przepracowania. Ponad to Jurek palił ogromne ilości papierosów, co w tamtych czasach nie było niczym niezwykłym. Nawet w pubie mieliśmy tylko jedno wydzielone miejsce dla niepalących, a wszędzie indziej palnie było dozwolone, nawet przy barze. Jego drugim smakołykiem była kawa, Jurek pił kawę za kawą i palił papierosa za papierosem. Ostatecznie zmarł na atak serca.
Nie można jednak powiedzieć, że sam jest sobie winny. Prawdopodobnie nawet nie miał świadomości, że nałogi pogarszają jego stan zdrowia, bo był tak pochłonięty nowymi ideami czy pracą. Zapytałem go kiedyś, jak długo żyje człowiek. Odpowiedział, że „człowiek żyje tak długo, dopóki ma coś do zrobienia". Jurek jest jednak wyjątkiem potwierdzającym tę regułę, bo miał jeszcze dużo planów, które pragnął zrealizować. Nigdy nie słyszałem od niego, aby był wypalony, czy że chciałby wyjechać w jakimś innym celu niż praca.

Czym charakteryzuje się jego sztuka?

- Jurek, jak większość artystów, mówił, że ma swój własny punkt widzenia, pogląd, wizje, idee, styl. Inspirowali go klasyczni malarze tacy jak: Goya, van Gogh, Picasso, Velasquez, czy Rembrandt. Dlatego często wyjeżdżał za granicę, aby oglądać ich prace w muzeach. Był do tego stopnia zafascynowany tymi twórcami, że nie tylko inspirował się ich twórczością, ale malował ich przy pracy. Zastanawiał się na ile atmosfera ich pracowni była podobna do tej panującej u niego, na ile te pracownie są sobie bliskie. Oprócz tego inspirowała go twórczość polskich kapistów. Często jeździł po muzeach, aby oglądać prace Józefa Czapskiego czy Zygmunta Waliszewskiego. Tego ostatniego uważał za malarza wszechczasów. Nie wiem jednak, co takiego widział w jego twórczości, bo nie zdążyłem go zapytać, myśląc, że mamy jeszcze dużo czasu na tę rozmowę.
W twórczości Jurka widać wpływy tych wszystkich artystów, jednak wypracował całkowicie odrębny i charakterystyczny dla siebie styl, który sprawia, że jego prace od razu można rozpoznać, przypisując mu ich niezaprzeczalne autorstwo.

Dziękuję za rozmowę.
__
Jarosław Liberacki – z wykształcenia historyk, od siedmiu lat pełni funkcję kustosza galerii im. Jerzego Piotrowicza „Pod Koroną" w Poznaniu, opisuje sam siebie jako osobę, „która otwiera drzwi i zapala światło", co sprawia mu ogromną radość.

Aleksandra Sierka
Dziennik Teatralny Wielkopolska
2 września 2024

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia