Roztańczona Butterfly

"Madama Butterfly" - reż. Janina Niesobska - Teatr Wielki w Łodzi

"Madama Butterfly" gra się często i wszędzie. Jest to dzieło tak doskonałe, że nie szkodzi mu nawet zła inscenizacja i marne wykonanie. Publiczność chciwie chłonie tragedię kilkunastoletniej gejszy, płacze nad jej losem, a na końcu ochoczo wiwatuje. Nawet wtedy, gdy protagonistka ma nie lat 15 (jak twierdzi w I akcie), a co najmniej 50, co widać i słychać z najdalszych rzędów.

Nic z tych rzeczy w Teatrze Wielkim w Łodzi. Ewa Wezin, wykonująca partię tytułową, jest artystką tak sprawną scenicznie, że karkołomne zadania ruchowe pokonała bez uszczerbku dla strony wokalnej, dysponując pewnym technicznie sopranem, aczkolwiek - jak dla mnie - głosem szklistym i zbyt chłodną interpretacją. Śpiewający Pinkertona wybitny tenor Sylwester Kostecki jest obecnie w szczytowej formie wokalnej. Mimo że - podobnie jak Kiepura z Sosnowca - jest chłopakiem z Łodzi, powinien śpiewać wszędzie tam, gdzie do repertuaru dramatycznego potrzebują solistów z zagranicy, drogich, często kiepskich, niemających czasu na próby, z nazwiskami, które się zapomina zaraz po wyjściu z teatru.

Z pozostałej obsady podobał mi się Konsul (niezawodny Zenon Kowalski), Suzuki (urocza Agnieszka Makówka), Bonza (młody bas Patryk Rymanowski), Góro (dziarski i dźwięczny Mirosław Niewiadomski) oraz książę Yamadori (Przemysław Rezner, niepokojąco chudnący ze spektaklu na spektakl).

Ale nie obsada zadecydowała o urodzie tego przedstawienia. Jest on dziełem Janiny Niesobskiej (reżyseria) i Waldemara Zawodzińskiego (scenografia), dwojga wybitnych łódzkich twórców teatralnych. Mój respekt dla ich pracy wynika z osiągnięcia doskonałych rezultatów w tworzeniu nowej wizji scenicznej starej wampuki operowej, bez lekceważenia libretta, didaskaliów, miejsca i czasu akcji oraz muzycznej kreacji kompozytora. Stało się to możliwe dzięki ich wieloletnim związkom artystycznym, kompatybilnej współpracy, uzupełnianiu się w kompetencjach, wiedzy i twórczym poszukiwaniu rozwiązań inscenizacyjnych. Dzięki temu, że scenograf Zawodziński jest również reżyserem, a reżyserka Niesobska - choreografem, spektakl otrzymał wprost niewyobrażalny dotąd ruch sceniczny.

Już pierwszy obraz z przesuwającymi się płaszczyznami, rozbieganym Góro i Suzuki, malowniczym wejściem Czo-czo-san w towarzystwie jakże licznej familii, alegorycznymi zaślubinami, dramatycznie ujętym przekleństwie Bonzy, wreszcie pięknie rozegranym duetem nowo poślubionych, oto przykłady scen odczytane na nowo, we wspaniałej symbiozie z muzyką Pucciniego.

Widać w tym wszystkim studia nad malarstwem, grafiką i... filmami japońskimi (to zapewne domena Zawodzińskiego) i fantastyczne przełożenie przez Niesobską autentycznej, a nie włosko-puccinowskiej japońszczyzny na sceny zbiorowe i sposób poruszania się postaci w poszczególnych momentach dramatycznych. Reżyserka z kwalifikacjami choreograficznymi uniknęła tutaj taneczności w sensie manieryzmów baletowych, pozostawiając jednak wrażenie spektaklu roztańczonego jako niezwykle trafne dopowiedzenie do tekstu i muzyki.

W akcie II wspaniałe wejście księcia Yamandori, nie w jakiejś tam lektyce, ale z całym dworem, teatralne ujęcie czytania listu, zachwycająca scena sypania kwiatów, a w III akcie szokująca wizja kadłuba okrętowego, przyjazd Pinkertona z Kate w luksusowej limuzynie, tercet Suzuki, Pinkertona i Konsula, oddający w precyzyjnie wyreżyserowanym aktorstwie przeżycia i stan ducha poszczególnych postaci - oto szereg nowych, oryginalnych, angażujących i wzbudzających podziw ujęć inscenizacyjnych, pogłębiających wymowę tego arcydzieła bez wywracania czegokolwiek - co czynią często reżyserscy osobnicy niedouczeni i bezczelni - do góry nogami.

Dyrygował Tadeusz Kozłowski, mistrzowsko eksponujący partyturę Pucciniego, skromnie schowany za kompozytorem, fachowiec wysokiej próby, przeżywający - podobnie jak Kostecki, Niesobska i Zawodziński - artystyczne apogeum. On również jest "chłopakiem z Łodzi". Szkoda, że klejnotów łódzkiej sztuki operowej nie ma kto eksponować tam, gdzie mogłyby jakże pięknie ozdabiać wizerunek tego niezwykłego miasta.

Sławomir Pietras
Tygodnik Angora
26 czerwca 2013

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia