Rzecz o "Broniewskim" na deskach Wybrzeża
"Broniewski" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku"Życie jest diabła warte/poza Szopenem, Mozartem;/poza Słowackim i Mickiewiczem/jest w ogóle niczem".
"Broniewski" w reżyserii Adama Orzechowskiego, według scenariusza Radosława Paczochy to spektakl wyjątkowy pod każdym względem. Próżno w nim doszukiwać się słabych punktów. To dzieło ukazujące w bardzo szczegółowy sposób wielowymiarowość osobowości autora "Bagnetu na broń".
Przesiąknięta krwistą czerwienią przestrzeń sceniczna jest rezultatem pracy scenografki Magdaleny Gajewskiej, a wprowadzająca widza w drżenie i niepokój muzyka to zasługa Marcina Mirowskiego. Rola Władysława Broniewskiego wykreowana przez Roberta Ninkiewicza to fascynujące i przejmujące studium człowieka i poety naznaczonego z jednej strony koszmarem wojny, a z drugiej niebezpiecznym romansem z komunistycznymi władzami. Jak pisał przyjaciel Broniewskiego - Witold Wandurski w "Wiadomościach": "Koszmar przeżyć wielkiej rzezi europejskiej wbił się głęboko w mózg poety i zabarwił ciemną posoką wszystkie jego wizje".
Ninkiewicz w bardzo sugestywny i przeszywający sposób ukazał sylwetkę człowieka przywiązanego do swoich szlacheckich korzeni. Kochającego Polskę, ale i zmierzającego w kierunku marginesu w czasie niekończących się alkoholowych podróży. Jak wspomina go Aleksander Wat: "Jak się upijał, to robił skandale. W końcu była ta jego książeczka wierszy, wydanych na Zachodzie, o Stalinie, o Rosji. Jak się upijał, to wracał do tych motywów. Kiedy była premiera Rosenbergów Leona Kruczkowskiego, to po pierwszym akcie na całe foyer krzyczał, był wstawiony: "Tutaj ze szpiegów robi się bohaterów, robi się sztukę bohaterską, a ja siedziałem na Łubiance i nikt ze mnie nie robi tu bohatera".
Każda scena z udziałem odtwórcy roli Władysława Broniewskiego to naładowany emocjonalnie majstersztyk. Chwila gdy Broniewski - już pijany, wybucha gniewem na sugestię Bolesława Bieruta (w tej roli Marek Tynda) dotyczącą napisania nowego hymnu Polski to efektowny popis warsztatu aktorskiego Ninkiewicza: "Orła bez korony jeszcze mogę znieść, ale nowego hymnu nigdy!"
Wysyła więc sekretarza KCPZPR do wszystkich diabłów, po czym popełnia wiersz, w którym pisze, że kłania się radzieckiej rewolucji po polsku - czapką do ziemi. Równie przejmująca jest scena, w której wspomina swoją babkę - nauczycielkę gry na fortepianie, która zmuszała poetę do grania Chopina. Z biografii Broniewskiego wiemy, że jakiś czas później, podczas pobytu w Jerozolimie napisał nostalgiczny tekst pod tytułem "Mazurek Chopina":
"A babka mi to grała
na starym fortepianie w
pokoju, gdzie fotografia
dwóch braci rozstrzelanych."
Owi bracia to oczywiście Walerian i Romuald Lubowidzcy - obaj zginęli w powstaniu styczniowym. Wspomniany utwór będzie mu towarzyszył do końca życia.
Wspaniały w swej prostocie okazał się pomysł, aby w całą akcję wydarzeń wpleść fragmenty twórczości Broniewskiego. Tym sposobem możemy wysłuchać doskonałych recytacji - między innymi: "Bagnetu na broń", "Na śmierć rewolucjonisty", czy "Co mi tam troski".
Jednym słowem spektakl "Broniewski" to potężna dawka wiedzy o życiu i twórczości poety, o jego kobietach: córce Ance (Dorota Androsz) i kolejnych formalnych bądź nieformalnych damsko-męskich układach: z Marią Zarębińską (Katarzyna Dałek) czy z matką Anki - Janiną Broniewską (Agata Bykowska). To wreszcie wielka uczta dla miłośników literatury, podczas której widzowie ujrzeć mogą Tuwima (Cezary Rybiński), Gałczyńskiego (Piotr Biedroń), Hłaskę (Piotr Chys), Wata (Piotr Witkowski), Wandurskiego (Jakub Mróz).