Rzeczy mówią

"Rzeczy, których nie wyrzuciliśmy" - reż. Magda Szpecht - Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieznie

Zewsząd otaczają nas przedmioty. Całe mnóstwo przedmiotów: wypadają z szaf, gablot, strychów i pawlaczy. Szczelnie wypełniają mieszkania, regały, szuflady, skrytki, skrzynie, garaże i piwnice. Czasem są pod ręką, czasem zagubionych poszukujemy wytrwale... Co mówią o nas, o naszym życiu? A może milczą?

Menora. Tybetański gong. Żelazko z funkcją pary. Świecące gumowe piłki. Porcelanowa krowa. Radioodbiornik. Mosiężny świecznik. Odkurzacz. Kije do golfa. Piłki tenisowe. Filiżanka z chińskiej porcelany. Kapcie. Wentylator. Maszyna do pisania. Zegar. Tabliczka na drzwi. Widelec. Nożyczki... Nie sposób wymienić wszystkich bohaterów spektaklu "Rzeczy, których nie wyrzuciliśmy" w reżyserii Magdy Szpecht, inspirowanego genialnymi książkami Marcina Wichy: "Jak przestałem kochać design" i "Rzeczy, których nie wyrzuciłem". Szczególnie druga z nich - nagrodzona w minionym roku Nike, Nagrodą im. Witolda Gombrowicza i Paszportem Polityki - zdaje się konstruować spektakl, zrealizowany na scenie Teatru w Gnieźnie.

Trudne do gatunkowego zdefiniowania "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" to bardzo osobista opowieść autora o swojej matce. O wybranych wydarzeniach z jej życia, relacjach z najbliższymi, o odchodzeniu i zmaganiu się z brakiem po jej śmierci. Wicha snuje tę opowieść, przyglądając się z bliska przedmiotom - przede wszystkim książkom - którymi się otaczała. Przez ten pryzmat poznajemy także historię innych członków rodziny. Opisując rzeczy, Wicha pisze o zwykłym życiu, codzienności swoich najbliższych: rozmowach, kłótniach, planach, marzeniach, o miłości i śmierci.

Wybrane wątki z tych zapisków wracają w inscenizacji Magdy Szpecht, poszerzone o osobiste wspomnienia trójki mieszkańców Gniezna: Lucyny Kaszyńskiej, Marka Szymaniaka i Stefanii Wojciak, którzy zresztą występują w spektaklu. Zabieg ten - "ulokalnienie" prozy Marcina Wichy, rozszerzenie jej, znalezienie pretekstu do uruchomienia własnych historii - wydaje się w całym przedsięwzięciu najciekawszy.

Wchodzimy w sam środek teatralnego "muzeum osobliwości". Zewsząd otaczają nas rekwizyty wydobyte z teatralnych magazynów, dokąd trafiły po kolejnych premierach granych na gnieźnieńskiej scenie (ten teatralny recykling osadza literaturę Wichy w jeszcze innym kontekście - równie ciekawym).

Siadamy na poduszkach, część widzów zajmuje miejsca na scenie. Aktorzy, poruszając się między tymi dwoma dość odległymi przestrzeniami, uruchamiają machinę opowieści. Animują konkretne przedmioty, układają z nich dziwne kompozycje, przetwarzają je, zmieniają im funkcje, tworzą z nich skomplikowane wehikuły.

Przedmioty zebrane w kilku okazałych gablotach, odkurzane i uruchamiane w odpowiednim momencie spektaklu, są nośnikami kolejnych opowieści. Odblokowują w pamięci konkretne skojarzenia, uwalniają wspomnienia, przypominają ludzi, którzy byli ich właścicielami, a którzy odeszli. Za każdym przedmiotem bowiem ukryty jest człowiek. A historia o rzeczach okazuje się tak naprawdę opowieścią o ludziach.

Do jednych rzeczy przywiązujemy większą wagę. Dbamy o nie szczególnie. Fetyszyzujemy. Nie potrafimy się rozstać. O innych zapominamy, z czasem lądują w najgłębszych szufladach lub - w dobie poszukiwania ekologicznych rozwiązań, modnego "zero waste" i dawania przedmiotom "drugiego życia" - trafiają do nowych właścicieli. Te wszystkie tematy mieszczą się w niezwykle pojemnej (również dosłownie!) strukturze spektaklu.

Prowadzeni przez aktorów, poruszamy się od jednego przedmiotu do drugiego, od jednej historii do drugiej, aktorzy-animatorzy otwierają przed nami kolejne drzwi, wydobywając zza nich następny istotny artefakt, ważne wspomnienie. Trwa nieustająca wymiana przedmiotów w gablotach, ciągły ich ruch generuje nieustający ruch na scenie. Trudno wychwycić każdy szczegół, dokładnie przyjrzeć się każdemu z wyróżnionych przedmiotów, odczytać każdy gest i zapamiętać historię. Czasem rejestrujemy tylko krótkie wrażenie.

Kogoś w naszym życiu już nie ma, ale jego maszyna do pisania, skrzypce czy kije do golfa pozostały. Czy to znaczy, że ich właściciel zostanie z nami na zawsze? Czy w przedmiotach zapisana jest nieśmiertelność? Czy dzięki przedmiotom stajemy się nieśmiertelni? Ten spektakl nie jest łatwą odpowiedzią. Jest jej nieustającym, wielopokoleniowym poszukiwaniem.

Sylwia Klimek
kultura.poznan.pl
13 lutego 2019
Portrety
Magda Szpecht

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia