Rzeczywistość nas dogania

Rozmowa z Ewą Łowżył

W tej chwili w debacie publicznej usłyszeć można podobne zwroty - chociażby nazywanie kobiet walczących o swoje fundamentalne prawa do samostanowienia "czarownicami". Traktujemy to teraz z przymrużeniem oka jako ekspresję języka, niezgrabne wyrażenie, populizm zastosowany w celu wywołania zainteresowania i łatwego poklasku - jednak trzeba mieć świadomość, że używanie konkretnych, nacechowanych negatywnie wyrażeń w przestrzeni publicznej nie jest bezkarne i mocno wpływa na kondycję duchową społeczeństwa. Jeśli wystarczająco długo o kobietach będzie się mówić "czarownice", to wejdzie to do społecznej świadomości i ruszy lawina, jak w wiekach dawnych.

Z Ewą Łowżył, inicjatorką i współtwórczynią "Chóru Czarownic" i "Pieśni Czarownic" w reżyserii Michała Buszewicza z Teatru Polskiego w Poznaniu rozmawia  Aleksandra Skowrońska z wortalu Kultura Poznań,pl.

Aleksandra Skowrońska: Minął rok od pierwszego koncertu zainicjowanego przez Panią Chóru Czarownic. Od tego czasu zdobyłyście wyróżnienie na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, a tegoroczną edycję festiwalu Bliscy Nieznajomi w Teatrze Polskim otworzyła premiera spektaklu "Pieśni Czarownic". Idea Chóru Czarownic cały czas ewoluuje.

Ewa Łowżył: - Wszystko się zmienia - zmienność i rozwój są wpisane w naszą pracę artystyczną i kreacyjną. Byłabym bardziej zaskoczona, gdyby zmian związanych z projektem nie było. Chór Czarownic to od samego początku "projekt kroczący". Co ciekawe, jego początek był niepozorny: zaczęło się od otwartych warsztatów śpiewu skierowanych do kobiet chcących amatorsko śpiewać. W związku z tym Chór Czarownic nie zakładał nawet budowania stałego zespołu! Na szczęście w porę dostrzegliśmy rzadko spotykany, emocjonalny i artystyczny potencjał projektu i to, że ma on szansę stać się nową platformą wypowiedzi, w której dużą rolę pełni szczerość i zaangażowanie przekazu.

Mamy oczywiście świadomość, że taka formuła nie każdemu się spodoba - Chór Czarownic to projekt z dawką prawdziwych emocji. Słyszymy więc czasem zarzuty na temat zbytniej chropowatości: słów, muzyki, formy. Ale tak właśnie ma być - narzędzia oddziaływania Chóru Czarownic na widza mają być proste, skuteczne, efektywne.

Wracając do pytania: zmieniła się także relacja naszego projektu i rzeczywistości. Rzeczywistość zaczęła za nami "biec" i doganiać podnoszone przez nas wątki. Rok temu, kiedy zaczynaliśmy pracę nad Chórem Czarownic, nie wiedzieliśmy, że nadchodzący rok będzie tak burzliwy w debacie społecznej, że środowiska kobiece w Polsce tak spektakularnie zaktywizują się, wyjdą na ulice. Nie jesteśmy projektem politycznym, śpiewamy o ciele, kuchni, macierzyństwie, codziennych obowiązkach, relacjach z najbliższymi - jesteśmy projektem o cechach społecznych, a istotną częścią życia społecznego jest także polityka, więc nie ma ucieczki.

W jednych z tekstów do spektaklu "Pieśni Czarownic" autorstwa Maliny Prześlugi czytamy następujące słowa wypowiadane przez kobietę-czarownicę: "Już płonę, a jeszcze, już płonę, a jeszcze. Zrobić się na bóstwo, ziemniaki z kapustą, jogurt beztłuszczowy, pigułka na ból głowy, masło się skończyło, być miłą, być miłą, być miłą, być miłą". Chór Czarownic chce pełnić rolę wentyla, przez który ujść może frustracja związana z obecnym statusem kobiety - tej, której stawiane są bardzo wysokie wymagania? Czy wiąże się z tym także funkcja terapeutyczna projektu?

- Nie wpisywaliśmy funkcji terapeutycznej w założenia projektu. Dopiero w trakcie realizacji okazało się, jak delikatne tematy - związane ze społecznym "ciśnieniem", relacjami międzyludzkimi w pracy, w rodzinie - poruszamy. Polacy na co dzień zmagają się z wieloma barierami komunikacyjnymi, niechętnie też mówią szczerze o sobie, o swoich emocjach. Nie mamy wykształconej zdolności mówienia o sobie wprost, wstydzimy się i boimy konsekwencji - dlatego łatwiej jest nami manipulować, ideologizować nasze życie, łatwiej też skłonić do wejścia w niesatysfakcjonujące sytuacje i relacje. To dotyczy zarówno kobiet i mężczyzn. Nie potrafimy mówić otwarcie o swoich przeżyciach, które stają się w rezultacie wewnętrzną traumą i rodzajem tajemnicy.

Nie jest więc dziwne, że możliwość wyśpiewania i usłyszenia takich właśnie prostych, dobitnych pieśni staje się często aktem zbiorowej autoterapii - zarówno dla zespołu, jak i słuchaczy. Jak wiemy, coś, co jest głośno wypowiedziane, w momencie nazwania traci swój negatywny ładunek: nagle okazuje się, że wszyscy mamy podobne lęki i doświadczenia.

"Czy to średniowiecze?" - zastanawia się w nagłówku artykułu poświęconego Chórowi Czarownic jeden z dziennikarzy popularnego dziennika. Czy czuje Pani, że żyjemy "w wieku ciemnym"?

- Nie histeryzujmy - nikt jeszcze nikogo nie pali na stosie. Jednak alarm zaczyna się włączać, gdy widzę, że mamy do czynienia z coraz wyraźniejszymi tendencjami brutalizacji życia publicznego. Z ponurym zainteresowaniem przyglądam się rozwojowi społeczeństwa - i zauważam z zaskoczeniem brak jego linearności, raczej tendencję do zawracania, robienia kroku w tył, ku przeszłości. Powraca język sprzed lat - język prymitywny i brutalny, przywołujący atawizmy, mroczne instynkty i momenty z historii. A to prędzej czy później może przełożyć się na działanie. Wcześniej studiowałam m.in. rozwój i przygotowanie społeczne do ludobójstwa w Rwandzie. Tam przygotowanie do tej katastrofy trwało kilkanaście lat - a jednym z narzędzi była właśnie brutalizacja języka, podzielenie społeczeństwa, odarcie z szacunku międzyludzkiego, piętnowanie. W tej chwili w debacie publicznej usłyszeć można podobne zwroty - chociażby nazywanie kobiet walczących o swoje fundamentalne prawa do samostanowienia "czarownicami". Traktujemy to teraz z przymrużeniem oka jako ekspresję języka, niezgrabne wyrażenie, populizm zastosowany w celu wywołania zainteresowania i łatwego poklasku - jednak trzeba mieć świadomość, że używanie konkretnych, nacechowanych negatywnie wyrażeń w przestrzeni publicznej nie jest bezkarne i mocno wpływa na kondycję duchową społeczeństwa. Jeśli wystarczająco długo o kobietach będzie się mówić "czarownice", to wejdzie to do społecznej świadomości i ruszy lawina, jak w wiekach dawnych.

Czarownica z Chwaliszewa w świadomości społecznej nie ma imienia - to "kobieta", "czarownica", "spalona". Jaką rolę pełni ta postać w opowieści przedstawionej przez Chór Czarownic?

- W opowieści kobiety posądzonej o czary dostrzegam historię everywoman - i myślę, że jej historia stanowić może impuls do opowiadania o kobietach oskarżonych - o cokolwiek. W nas, ludziach, odnaleźć można jednocześnie strach i łatwość rzucania oskarżeniami - szczególnie w stronę kobiet. Historia Czarownicy z Chwaliszewa - pierwszej kobiety oskarżonej o czary i spalonej w Polsce - może stanowić punkt wyjścia do mówienia o uprzedzeniach i konsekwencjach z tego wynikających. Postać spalonej na stosie kobiety stanowi symbol przemocy i łatwości, z jaką sprawy wymykają się spod racjonalnej kontroli. Choć pamiętać trzeba, że na stosie palone były nie tylko kobiety - za herezję palono także mężczyzn.

___

Ewa Łowżył - fotografka, graficzka, autorka kostiumów, scenografii. Wraz z mężem prowadzą mobilne centrum kultury KontenerART nad Wartą.

Aleksandra Skowrońska
kultura.poznan.pl
7 lipca 2017

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia