Samotność dyrektora

rozmowa z Mariuszem Pilawskim

- Jedno ramię mam niższe niż drugie, bo ciągle klepano mnie po ramieniu za inicjatywę stworzenia prywatnej sceny - mówi Mariusz Pilawski, dyrektor Teatru Małego. - A dziś jestem coraz bardziej osamotniony

Rozmowa z Mariuszem Pilawskim* 

Joanna Rybus: Dlaczego teatr w Manufakturze?

Mariusz Pilawski: Los skierował tam moje kroki. Manufaktura to miejsce komercyjne, rozrywkowe, ale i z ambicjami kulturotwórczymi. Dlatego się podczepiłem.

"Ja"?

- Mówię w osobie pierwszej, bo inicjatywa Stowarzyszenia Komedii Łódzkiej wyszła ode mnie. Poszła ze mną grupa ludzi, ale dzisiaj jestem bardziej osamotniony. Nie wszystkim wystarczyło pary. Założenie i budowanie teatru to była przyjemność. A teraz nadeszły zwykłe dni i muszę realizować cel teatru, czyli tworzyć repertuar i pilnować przed upadkiem.

Jak wygląda umowa Teatru Małego z Manufakturą?

- Manufaktura została wprowadzona do nazwy teatru jako znak marketingowy, bo jest już w Łodzi marką. W weekend odwiedza to miejsce około 300 tys. ludzi. W porozumieniu z jego dyrekcją podjęliśmy decyzję, że będziemy dopisywać ich nazwę do nazwy teatru. Póki co, Manufaktura bardzo nam pomaga. Mamy umowę jeszcze przez rok. Stowarzyszenie "Komedia Łódzka" wydzierżawiło salę, zaadaptowało ogromnym wysiłkiem i płaci wynegocjowany czynsz. Mam nadzieję, że potem przedłużymy te umowę. O ile teatr się utrzyma, bo może być różnie.

Czy w Polsce teatr prywatny może konkurować z teatrami państwowymi?

- Oczywiście, że nie może. Dopóki się nie zmieni nastawienie urzędników zarządzających, czyli m.in. Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego czy też włodarzy miast, którzy mogliby z własnej woli wystąpić z inicjatywą powołania systemu wspomagania takich inicjatyw, nie tylko opartych na doraźnych grantach. Nie oczekuję od miasta pięciu milionów - a tyle dostają niektóre łódzkie teatry. Potrzebuję pomocy rzędu 100-300 tys. Nie tylko po to, by opłacić bieżące koszty, ale i po to, byśmy wiedzieli, że w nas się wierzy. Wie Pani, że jedno ramię mam niższe niż drugie?

Dlaczego?

- Bo całe zeszłe lato i jesień klepano mnie po ramieniu za tę inicjatywę. I co mi z tego? Nic. Przyszłość czarno się rysuje, bo miasto mówi, że nie ma ustawy. W Polsce wszystko zostało poddane reformie - poza teatrem, który jest skostniały w swojej zinstytucjonalizowanej formule. Niektórzy mają to szczęście, że władza im daje pieniądze, innym nie.

Od początku zakładał pan, że Teatr Mały będzie walczył o pieniądze z miasta?

- Nie liczyłem na to. Ale... Krystyna Janda, przy wsparciu swojego nazwiska i jej prywatnych środków finansowych, założyła Teatr Polonia, a władzom Warszawy, na przykład, głupio odmówić pomocy z budżetu miasta. Zresztą w stolicy rozpoczął się snobizm na teatry prywatne. Janda ma bilety wykupione na dwa miesiące z góry...

No tak, ale Janda sprzedaje bilety za dwa razy tyle co Pan, oferując widzom wielkie nazwiska.

- Sadzi Pani, że mniejsze nazwiska są mniej warte? Chodzi o przyzwoity teatr. A w przypadku wielkich nazwisk różnie to bywa. U mnie bilety kosztują po 30-40 zł i są droższe niż np. bilety w Teatrze Jaracza. W Małym jest 140 miejsc na widowni i nie utrzymamy teatru, jak będą tańsze. W porównaniu z sąsiadującym z nami multipleksem kinowym bilety do nas są tanie. Wejście do kina to 26 zł, do tego popcorn i robi się 40 zł. Na razie nie ma u nas prażonej kukurydzy i mam nadzieję, że nie będę musiał jej sprzedawać. Choć jak człowiek jest w potrzebie, to i diabła za nogi złapie. Może lepiej kupić lepszy odkurzacz i sprzątać po widzach, niż przy niewystarczająco wypełnionej sali czekać na pojawianie się ich większej liczby .

A pojawiają się?

- Po półrocznym działaniu nie jest źle, średnio po 50 osób na 120 zagranych spektaklach i 26 występach gościnnych. Daliśmy osiem premier własnych, na naszej scenie stanęli już m.in. Stanisław Soyka i Katarzyna Groniec. Były cztery świetne koncert jazzowe.

Kto przychodzi do teatru?

- Publiczność inteligentna w średnim wieku. Mamy kłopot z dystrybucją biletów - sprzedajemy je wyłącznie z kasy. Z czasem zapukamy mocniej do młodzieży.

Czego można się spodziewać po Małym?

- Teatr Mały to teatr rozrywkowy. Nasz teatr na razie nie może i nie chce określić kręgosłupa ideowego. Chce dawać widzom wytchnienie i nie schodzić poniżej pewnego poziomu artystycznego. Dlatego oprócz komedii wprowadziliśmy do repertuaru "Zbrodnię i karę", a ostatnio "Emigrantów" Sławomira Mrożka. A dlaczego większość to komedie? Nawet jak idziemy do teatru na Krystiana Lupę, to wracamy do domu i włączamy jakąś romantyczną komedię w telewizji. Ludzie potrzebują rozrywki.

W Łodzi jest już jeden teatr komediowy - Teatr Powszechny.

- Ale on rządzi się zupełnie innymi prawami. Jest teatrem repertuarowym z tradycją. Jego właścicielem jest miasto i ten teatr dotuje. Tam robi się spektakle wieloobsadowe, a na przedstawienia wydaje się dużo większe pieniądze. My chcemy stworzyć alternatywę dla widzów. Na razie, żeby przetrwać, muszę dać ludziom lekką strawę. Chcę, żeby się do Małego przyzwyczaili i polubili go.

Co w planach?

- Najbliższa premiera już w marcu. To tekst Pawła Binke "Kukła". Zaprosiłem do udziału Katarzynę Walter, która ma duże doświadczenie teatralne, filmowe i jest rozpoznawalna. Towarzyszy jej Witek Łuczyński. A co dalej, zobaczymy.

* Mariusz Pilawski, dyrektor Teatru Małego w Manufakturze, aktor, reżyser, założyciel Stowarzyszenia "Komedia Łódzka"

Joanna Rybus
Gazeta Wyborcza Łódź
20 marca 2010
Portrety
Mariusz Pilawski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia