Samotność reżyserki i jej aktorek

Barbara Sass - reżyserka filmowa, teatralna i telewizyjna, scenarzystka (1936-2015)

Ostatnie spektakle Barbary Sass oglądaliśmy w ramach Krakowskich Miniatur Teatralnych: "Wiera Gran", "Sceny z życia małżeńskiego" - wtedy też gościła w Krakowie, wreszcie, już pośmiertnie, w roku minionym "Tango Notturno". Mieliśmy szczęście - za sprawą Krzysztofa Orzechowskiego, wówczas dyrektora naczelnego Bagateli - wspaniała reżyserka pracowała w Krakowie od końca minionego wieku.

 

W tejże Bagateli zrealizowała "Miesiąc na wsi" Turgieniewa, z piękną rolą Anny Radwan, a następnie, już w Teatrze im. Słowackiego, gdy objął go tenże dyrektor, spektakle kolejne, m.in. "Czarownice z Salem" Millera, "Czarodziejską górę" Manna, "Elektrę" Sofoklesa, a także obsypanego nagrodami "Idiotę" Dostojewskiego, swe najlepsze krakowskie przedstawienie i bodaj najwspanialsze w czasie 17 lat dyrekcji Krzysztofa Orzechowskiego w tymże teatrze.

Snuję wspomnienia nie przypadkiem; oto w Małopolskim Ogrodzie Sztuki, w cyklu "Przywrócone arcydzieła", odbyła się prezentacja filmu sprzed 23 lat - "Tylko strach" z Anną Dymną w roli głównej - dziennikarki uzależnionej od alkoholu. W roli rewelacyjnie zagranej. I tak sugestywnej, że pytano aktorkę, czy jest alkoholiczką, czy tak zagrała. Zagrała.

I przypomnijmy, na festiwalu w Gdyni dostała nagrodę za pierwszoplanową rolę kobiecą. Bo też była mistrzowsko prowadzona przez reżyserkę. Tak, Sass była mistrzynią portretowania kobiet i czołową przedstawicielką nurtu kina kobiecego w filmie polskim. Choć tuż przed śmiercią, w swym ostatnim programie telewizyjnym mówiła: "Wypierałam się kina kobiecego, bo to był epitet. Poza tym nie byłam feministką. Ale chciałam robić filmy o kobietach, bo lepiej je rozumiałam".

I one odczuwały to w pracy z tą wyjątkową reżyserką. Mówiły o tym na poprojekcyjnym spotkaniu w MOS-ie, prowadzonym przez Łukasza Maciejewskiego. "Była dobra i ciepła" - oceniała Anna Dymna. "Spotkania z Basią to były dla aktora kamienie milowe" - dodawała Dominika Bednarczyk, która w "Idiocie" wcielała się w Agłaję Iwanowną, ale też dostała wspaniałą rolę Kławdii Chauchat w "Czarodziejskiej górze". "Potrafiła z aktora wydobyć człowieka" - podkreślał Jerzy Trela. "Tolerancyjna i czuła umiała zgromadzić wokół siebie dobrze funkcjonujący ze sobą zespół" - dodawała Anna Radwan, niezapomniana Nastasja Filipowna. Wspominano też płonące oczy Sass, którymi z możliwie najbliższej odległości wpatrywała się w aktorów, chcąc ich mieć, jak na filmowca przystało, na zbliżeniu.

A ile jeszcze mogłyby dodać aktorki, które odkryła, jak Dorota Stalińska (film "Bez miłości", który zdobył nagrody na festiwalach w Polsce oraz Mannheim, a także "Krzyk", uhonorowany m.in. w San Sebastian), jak Magda Cielecka, którą Sass odkryła dla kina, obsadzając w "Pokuszeniu" (Grand Prix na festiwalu w Tokio i nagrodą krytyków FIPRESCI w Karlowych Warach). I Urszula Grabowska, którą - wówczas studentkę II roku - zaprosiła Sass do wspomnianego spektaklu Turgieniewa.

Wzruszał podczas wieczoru mąż reżyserki, 85-letni Wiesław Zdort, fenomenalny autor zdjęć filmów (także Kutza, Kluby, Majewskiego, Marczewskiego, Kieślowskiego, Barei) i reżyser światła w teatrze, mówiąc, że przyjechał podziękować aktorom żony, bo "cały ten sukces to przecież jesteście wy". Ale też zauważył, że Sass umiała sprawiać, iż aktorzy "wypruwali dla niej bebechy".

Kiedyś Barbarze Hollender Sass wyznała: "Samotność jest we mnie. To, co mówię, nie jest skierowane przeciwko mojemu mężowi, synom czy przyjaciołom. Oni są wspaniali. Ja się po prostu z tą samotnością urodziłam".

Aż w kwietniu ubiegłego roku odeszła, czyniąc samotnymi swoje aktorki.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
31 października 2016
Portrety
Barbara Sass

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia