Sąsiad twój wróg? Niekoniecznie
O spektaklu "Kamienica" opowiadają autorkiTeatr Miniatura na ostatnią premierę roku wybrał adaptację książki trójmiejskiej pisarki Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel. O pracy nad sceniczną wersją powieści rozmawiamy z autorką i dramatopisarką Małgorzatą Sikorską-Miszczuk, współautorkami adaptacji "Kamienicy". Premiera spektaklu odbędzie się w niedzielę, 15 grudnia, o godz. 17.
Autorce w przekładzie książki na język teatru pomaga ceniona dramatopisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk, która w 2012 roku otrzymała Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną za dramat "Popiełuszko. Czarna msza".
Współpraca autorki książki i uznanej dramatopisarki nad adaptacją prozy na potrzeby spektaklu dla dzieci jest zjawiskiem dość rzadkim. Jak do tego doszło?
Małgorzata Sikorska-Miszczuk: Poznałyśmy się dziesięć lat temu na Konkursie Literackim im. Janczarskiego w Starej Prochowni - ja miałam trzecie miejsce, Roksana wygrała. Dla nas samych ta praca jest wyzwaniem, bo nasze porozumienie dotyczyło dotąd sfery niepublicznej i nagle przenosi się w przestrzeń zawodową. Wszystko musi się zweryfikować na scenie: przeniesienie prozy, lekkość pierwowzoru i poczucie humoru. Na tym nam szczególne zależy. Od lat mnie dziwiło, że tak uznana gdańska pisarka nie pisze adaptacji swojej prozy, skoro być może inaczej nikomu nie wpadnie do głowy jej tego zaproponować. A ona odpowiadała: "bo nie umiem".
Roksana Jędrzejewska-Wróbel: Bo naprawdę nie umiem! Dla mnie to szybki okres adaptacji. Zdarzyło mi się pracować nad scenariuszem filmu animowanego, gdzie mogłam dookreślić czy postać się uśmiecha, jak się porusza. Tutaj zaraz słyszę Małgosię: "tak nie może być, to rola reżysera, musimy to zmienić". Poznaję warsztat pisania dla teatru, co jest dla mnie o tyle trudne, że jako pisarka jestem bardzo przywiązana do narracji, której tutaj nie ma.
O czym jest "Kamienica"?
Sikorska-Miszczuk: Zastanawiałyśmy się jak tę prozę przerzucić. Oto do kamienicy w Gdańsku wkracza dziewczyna z blokowiska. Trafia tu z powodu faceta. Nie zdaje sobie sprawy, że kieruje nią miłość i ta miłość zmuszą ją do zmiany w życiu. To właściwie nie jest dylemat gimnazjalistów: "poznam dziewczynę, z którą zechcę się ożenić" - ale przecież tak jest w książce. W środowisku kamienicznym Klara próbuje prowadzić swoje wyobrażenie o życiu, ale jest w tym intencjach zbyt jednostronna, podobnie jak mieszkańcy kamienicy, którzy nie chcą widzieć pozytywnych aspektów tej zmiany, zamykają się.
Jędrzejewska-Wróbel: Każdy ma tutaj "swój film" i każdy ten film wyświetla, jak się okazuje na wspólnej ścianie. Nieporozumienie bohaterów wynika z wielu przyczyn. Dla mnie to historia o sąsiedztwie. Jak żyć obok siebie kiedy nie do końca się lubimy i rozumiemy? Kiedy dodatkowo wcale nie zależy nam na tym, by to zmienić? To przykład, że czasem nie możemy się po prostu polubić, ale musimy ze sobą jakoś funkcjonować. Dochodzimy tu do pojęcia tolerancji. Czy tolerancja oznacza, że pozwalam sobie wchodzić na głowę? Z drugiej strony czy ma sens budowanie muru, barykadowanie się i stamtąd plucie na drugą stronę? Dotykamy tu też trochę tematu patriotyzmu, a dla dwunastolatka to pojęcie jest równie abstrakcyjne jak senat. Jestem zwolenniczką rozmawiania z dziećmi na wszystkie tematy.
Adaptacja jest możliwie najdokładniejszym przeniesieniem historii Klary Kwik na scenę?
Sikorska-Miszczuk: Nie chcemy robić tylko rodzajowej historii o życiu w małej społeczności i rodzinie. Wiadomo, że trudno jest być mamą i tatą małego niemowlaka, zwłaszcza młodym, niedoświadczonym ludziom. Zmagamy się z tym, by dołożyć do tego wielokulturowość Gdańska, który przecież w dużej części składa się z ludności napływowej. Mieszkańcy kochają swoją kamienicę, ale to miłość podszyta lękiem. Dla nich kochanie kamienicy oznacza bronienie jej i zamykanie się na "inne". W pewnym momencie ta konkretna historia musi przełożyć się na metaforę.
Jędrzejewska-Wróbel: Dialoguje z nami rzeczywistość. Kamienica w książce była Kamienicą pod świńskim kopytkiem. Zmieniliśmy ją na Kamienicę pod Świńskim Ryjem. Okazało się, że motyw z trzema świńskimi ryjami istniał w kamienicy na Długiej 28 - to Dom Ferberów. Ostatni z Ferberów był bardzo zakochany w swojej żonie. U nas miłość jest powodem zmian w życiu Klary. Żona Ferbera umarła i zdecydował się wywołać jej ducha, ale coś się nie udaje. U nas również pojawi się wątek duchów. Przez wywołanie duchów kamienica została przeklęta na wiele lat i stała się miejscem upokorzeń dla wszystkich skazańców, którzy zmuszeni byli wykrzykiwać swoje winy przez szóste okno...
Zresztą, okazuje się, że na dole tej kamienicy dziś jest sklep - jest kubek z kamienicą, są torby z kamienicą, magnesy z kamienicą, zeszyty z kamienicami. Dawna kamienica Ferberów jest dziś wypełniona różnymi kamienicami.
Napotkałyście jakieś szczególne trudności w pracy nad adaptacją?
Sikorska-Miszczuk: Najfajniejsze momenty były wtedy, kiedy jakiś rozdział był świetnie opisany np. życie rodzinne mieszkańców kamienicy, a powstawała mi z tego jedna scena, którą roboczo nazywałam np. "taniec miotaniec". Nie ma narracji, która charakteryzuje książkę Roksany.
Jędrzejewska-Wróble: Znajomość książki trochę mi przeszkadza. Dla mnie te sceny są jasne, ale widz, który usiądzie w fotelu teatralnym nie ma tej narracji w tyle głowy. Sama jestem ciekawa czy złoży mu się to w całość. Chciałabym, aby spektakl stał się pretekstem do działań wokół niego. Spotkań na temat tolerancji, patriotyzmu, inności. Tutaj widzę bardzo duże pole do popisu.