Scena z widokiem na góry

"Spiski" - reż. Jerzy Jan Połoński, Jarosław Staniek - Teatr Powszechny w Łodzi

W Teatrze Powszechnym w Łodzi dwójka reżyserów - Jerzy Jan Połomski oraz Jarosław Staniek, sięgnęła po ostatnią powieść Wojciecha Kuczoka - "Spiski". Jest to gawędziarska i bezpretensjonalna satyra na polskość z panoramą Tatr w tle

Historia, składająca się z czterech górskich epizodów opowiadana jest z perspektywy dziesięcioletniego chłopca, który z biegiem akcji książki przemienia się w mężczyznę. Kolejne wyjazdy w Tatry i spotkania z góralami stają się dla niego okazją do poznania samego siebie, odkrycia w sobie erotyzmu oraz powolnego dojrzewania. Doświadcza też stopniowego rozpadu małżeństwa rodziców, którym, całe szczęście, było dane jednoczesne wypalenie się uczucia. Powieść Kuczoka ma duży potencjał do wykorzystania przez teatralnych twórców. Sęk w tym, żeby odpowiednio go wykorzystać.

„Spiski" miały swoją prapremierę 20 października i zainaugurowały otwarcie Małej Sceny w Teatrze Powszechnym. Jak wszyscy dobrze wiemy - nowe rzeczy cieszą najbardziej. I tę radość z możliwości nowo otwartej sceny było widać w spektaklu. Do tego stopnia, że niekiedy forma przerosła treść.

Spiskowanie z Kuczokiem wyszłoby lepiej w bardziej ascetycznych okolicznościach. Wydźwięk sztuki i poruszane w niej problemy zostały zakryte przez rozwiązania wizualne i sceniczne. Mieszanka różnych stylistyk, kamienie zawieszone pod sufitem, podział sceny pokrytej izoliniami na cztery trójkątne części oraz powiększenie przestrzeni scenicznej o fragment widowni oraz dobudowaną równię pochyłą, która w aż nazbyt oczywisty sposób ma symbolizować górskie tereny - wszystko to zagłuszyło wydźwięk poruszanych problemów. Gdy siedzimy na widowni, mamy przed sobą spektakl dobrze przygotowany, z pomysłem, który ogląda się bardzo przyjemnie, jednak bezmyślnie. W miszmaszu zastosowanych rozwiązań zgubiły się gdzieś znaczenia.

W spektaklu mieszają się różne stylistyki, jakby reżyserzy nie do końca wiedzieli, w którą stronę chcą poprowadzić sztukę. Scena otoczona jest kiczowatymi, popkulturowymi, pomalowanymi w różne wzory figurkami Matki Boskiej. Jednak w całym spektaklu nawiązanie do tej konwencji występuje tylko raz - w scenie, kiedy górale informują o zdjęciu przepaski z bioder Jezusa w jednym z kościołów, a następnie skaczą w rytmie klubowej muzyki. Przypomina to trochę przebłyski ze spektakli Jana Klaty oraz Strzępki i Demirskiego. Szkoda, że ta konwencja nie została lepiej wykorzystana.

Najciekawszą postacią, tak samo jak w powieści, jest ojciec. Świetnie zagrany przez Artura Zawadzkiego jest pełen stłamszonych emocji i niezadowolenia ze swojego życia oraz małżeństwa. W czasie PRL-u zagorzały buntownik chowający pistolet na śrut, kiedy nakazywano go oddać, po obaleniu komunizmu zgorzkniały obywatel, który nagle stracił coś, czemu mógłby się przeciwstawiać. Artur Zawadzki bardzo dobrze poradził sobie z wykreowaniem postaci grającej wiele życiowych roli, jednak bez poczucia spełnienia. Zdecydowanie wyróżnia się na tle innych aktorów grających pierwszoplanowe role – widać w nim prawdziwe emocje. Postać syna, w książce pełniącego rolę narratora, wykreował Jakub Firewicz. Zrobił to dosyć monotonnie, zabrakło ukazania zmian, którym poddawał się w różnych etapach życia główny bohater, w wykonaniu Firewicza przez cały spektakl jest taki sam. Na uwagę zasługują świetnie zagrane postaci górali - przejaskrawione, chodzące żywe stereotypy.

„Spiski" w reżyserii Połomskiego i Stańka nie do końca wykorzystały potencjał powieści Kuczoka. Jednak wyciągnęły z niej to, co najważniejsze – jaskrawą satyrę na polskość pokazaną na przykładzie śląsko- góralskim. I to jest ich największa wartość.

Agata Wiśniewska
Dziennik Teatralny Łódź
5 listopada 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia