Sceniczna baśń

"The Fairy Queen" - reż: Michał Znaniecki - Opera na Zamku w Szczecinie

Premiera "The Fairy Queen" Henry Purcella zyskała uznanie publiczności.

To nie był łatwy w odbiorze spektakl. A już na pewno był nietypowy. Z barokową muzyką, do której słuchania nie przywykliśmy w szczecińskim teatrze muzycznym. "The Fairy Queen" angielskiego kompozytora Henry Purcella została w Polsce wystawiona po raz pierwszy, ponad trzysta lat później od premiery w Londynie. Dyrektor Warcisław Kunc, kierownik muzyczny przedsięwzięcia, dołożył wielu starań, żeby się udało. I udało się. Znakomicie brzmiały stare - kopie lub oryginały - instrumenty w rękach muzyków z warszawskiego kilkunastoosobowego zespołu La Tempesta (znaczy burza, od nazwiska założyciela grupy - Burzyńskiego), znakomicie wypadły solówki śpiewaków - Kamili Kołakowskiej, Barbary Tritt, Tomasza Mazura, Macieja Straburzyńskiego czy Karola Bartosińskiego. Nie odstawa! chór i balet. Był nawet akrobata, który zwinnie zsuwał się z sufitu i rozsypywał czarodziejski pył. Jak to Puk - postać znana ze "Snu nocy letniej" Szekspira, na którym opera Purcella i anonimowego librecisty została dość luźno oparta. 

Przede wszystkim jednak zachwyt widzów wzbudzała scenografia autorstwa Włocha -Luigi Scogho. Reżyser Michał Znaniecki, także autor kolorowych i bogatych kostiumów, wykorzystał scenografię w bardzo efektowny dla widza 

sposób. Biały pokój stanowił tło do tego, co się we śnie i wyobraźni Poety działo. Wszystkie cztery ściany, podłoga i sufit były wykorzystane - a to do prezentacji kolejnych pór roku, a to zmieniały się, w kwiecistą łąkę, labirynt czy ogromną pajęczynę. Ta pudełkowa scena przypominała mi kalejdoskop, w którym co jakiś czas zmieniają się wciąż nowe, kolorowe szkiełka. Ze ścian, z podłogi i sufitu, wyłaniały się postaci ze świata rzeczywistego i ze snu. Stroje bajkowe i z lat 30 ubiegłego wieku. Żona Poety nie wypowiedziała - i nie wyśpiewała - ani jednego słowa, bo też nie musiała. Poeta też nie śpiewał zbyt długo, głównie na początku, a potem przy końcu opery, bo albo pił, albo pisał, albo spał. Na scenie w tym czasie królowały postaci z jego snu i wyobraźni, między innymi królowa elfów Tytania, jej mąż Oberon, Helena, Demetriusz, Hermia i Lizander. Opera Purcella jest pochwałą miłości i małżeństwa. Ale przecież nie o słowa tu chodzi, ale o muzykę. Ta najlepiej brzmiała w solówkach -rzadko kiedy możemy na szczecińskiej scenie posłuchać kontratenora, jeszcze rzadziej - pięknej muzyki barokowej na instrumentach z epoki dawno minionej. Jeszcze rzadziej z tak bogatym wystrojem sceny. Warto to obejrzeć. Niestety, w tym sezonie nie będzie to już możliwe. W przyszłym -i owszem. Dyrektor Kunc planuje sześć spektakli, już w tymczasowej - na czas remontu scen zamkowej sceny-siedzibie, w dawnym kinie Colosseum.

Ewa Koszur
Głos Szczeciński
6 maja 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...