Sceniczny bełkot w Studio

"Jedną ręką" - Teatr Studio w Warszawie - reż: Anna Smolar

Wszyscy, którzy sądzą, że nowa polska dramaturgia to najgorsze, co może się przytrafić teatrowi, po obejrzeniu \'\'Jedną ręką\'\' w warszawskim Studio powinni zmienić zdanie. Autor sztuki Joel Pommerat jest we Francji wielką gwiazdą. Po obejrzeniu spektaklu Anny Smolar wydaje się to absolutnie niezrozumiałe.

W programie przedstawienia czytam, że sztuka Pommerata „przypomina plamę Rorschacha – jest tak wielopoziomowa, że jej interpretacja mówi mniej o intencjach autora niż o interpretatorze”. Zapewne wyjdę na głupca, kiedy napiszę, że interpretować tu zwyczajnie nie ma czego. Nowatorstwo francuskiego pisarza polega na tym, co w teatrze widzieliśmy już wielokrotnie i to zazwyczaj w znacznie lepszym wydaniu. Idzie o połączenie dwóch planów – realistycznego i symbolicznego – tak, by łączyły się w zwartą opowieść, nawzajem oświetlały i dopełniały. W „Jedną ręką” jest jednak dokładnie na odwrót. Owe „poziomy” scenicznej historii wzajemnie się znoszą, pozostawiając w widzach smutne wrażenie, że oto obcujemy z pierwszej wody grafomanią – najpierw literacką, a co za tym idzie teatralną. 

Chodzi w tym wszystkim, zdaje się, o to, że ojciec (Stanisław Brudny) skrywa ciemne tajemnice. Przed laty popełnił coś niewyobrażalnie strasznego i teraz przyjdzie mu za to odpowiedzieć w sądzie. Obronę przygotowuje córka (Izabela Szela) niejako wbrew bratu (Krzysztof Skonieczny), który taty szczerze nienawidzi i życzy mu wszystkiego najgorszego. Co zrobił i komu – nie wiadomo. Autor dramatu, a za nim reżyser Anna Smolar robią wiele, by wywołać atmosferę zagrożenia przemocą, która rodzi się z nic nieznaczących gestów i słów. Osiągają efekt odwrotny do zamierzonego. Sekwencje, które miały wywoływać grozę, budzą jedynie pusty śmiech na widowni. 

Na domiar złego Pommerat pragnie pożenić dramat rodzinny z refleksją na temat polityki. Pakuje więc do „Jedną ręką” mężczyznę, który jest ministrem obrony narodowej (Michał Żurawski), i kobietę, jego doradcę (Paulina Kinaszewska). Bzdur, które wygadują, nie sposób zapamiętać. 

Spektakl w Studio wyreżyserowała Anna Smolar. Młoda artystka kształciła się we Francji i może dlatego uwierzyła w sens inscenizowania dramatycznego gniota Pommerata. A jednak dziwi mnie ta decyzja – Smolar przygotowała bodaj trzecie samodzielne przedstawienie, ale wcześniej asystowała Andrzejowi Sewerynowi, Krystianowi Lupie, Jacques’owi Lassalle’owi. Ci twórcy, myślę, wrzuciliby „Jedną ręką” we właściwe sztuce miejsce. Do kosza. 

Dawno już nie widziałem na scenie takiego nagromadzenia pretensjonalności. Aktorzy grają fatalnie, traktując tekst Francuza z pełną powagą, co tylko potęguje wrażenie niesmaku. W dodatku dyrektor Studia Bartosz Zaczykiewicz stwierdził, że „Jedną ręką” traktuje jak drogowskaz dla swego teatru. Może reakcja premierowej publiczności spowoduje, że zmieni zdanie.

Jacek Wakar
Dziennik
10 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia