Scenografica, której żaden reżyser nie podskoczył

Barbara Ptak świętuje 90. urodziny.

Do Oscara nominowano dwanaście polskich filmów, do czterech z nich kostiumy projektowała wielka scenografka Barbara Ptak. 6 kwietnia mieszkająca w Katowicach artystka skończyła 90 lat.

Tylko ona wygląda olśniewająco w zestawie: fioletowe włosy, czerwona bluzka i czarne lakierki z czerwonymi wstążkami zamiast sznurówek. Bo tylko ona potrafi ten zestaw nosić z wdziękiem damy, kokieterią diwy cyganerii i niebywałym dystansem. Do siebie i do mody.

Barbara Ptak - scenografka filmowa i teatralna jest współtwórczynią urody i nastroju największych polskich przebojów ekranowych. Samych tytułów jest ponad setka, a do niektórych z nich powstawały przecież tysiące kostiumów, koronnej konkurencji artystycznej katowickiej artystki. Jeśli zaś do tej gigantycznej szafy firmowej dodać kostiumy z kilkudziesięciu spektakli, to strzeżmy się zawrotu głowy.

- Ja nawet próbowałam policzyć - mówi artystka - ile krynolin i sportowych kurtek, wytwornych futer i chłopskich sukman, fraków i rzymskich tunik, a nawet frywolnej bielizny i wojskowych mundurów zaczęło żywot w moim szkicowniku. Ale się nie doliczyłam! Wiem za to, ile kostiumów i inkrustowanych półszlachetnymi kamieniami nakryć głowy do "Królowej Bony" czy innych filmów kostiumowych wyparowało z magazynów polskich wytwórni filmowych. Nigdy nie pogodzę się z tym marnotrawstwem, choć wiem, że to "było-minęło". I że trzeba iść dalej, projektować, szukać nowych inspiracji. Dopóki człowiek pracuje, dopóty żyje! A ja lubię żyć - dodaje.

Nigdy żadnych kompromisów. Nie ma słowa "oszczędniej"

Oj, co do tego, że pani Basia żyć lubi i umie, nie ma wątpliwości. Ozdoba każdej gali, dusza towarzystwa, niestrudzona propagatorka odwagi w modzie. Zawsze w doskonałym humorze, zawsze skora do artystycznych wyzwań. Tylko czasem załazi za skórę dyrektorom teatrów albo kierownikom filmowych produkcji, gdy nie zgadza się na półśrodki, bo "tak jest oszczędniej". Wtedy ze ślicznej i łagodnej pani Basi wychodzi harda i bezwzględna pani Barbara. I to jest jedyny moment, gdy Ptakowa (właśnie tak, żadnych tam poufałości) krzyczy. Nawet na Andrzeja Wajdę krzyczała, gdy zgodził się nieopatrznie z zaopatrzeniowcem, żeby tłum szwaczek odziać w jednakowe kaftaniki. - No, w życiu bym na to nie pozwoliła - zapala się jeszcze po latach - żeby te kobiety "upokorzyć", nawet na ekranie! Były biedne i głodne, ale chciały się podobać. Koszulki ozdabiały; własnoręcznie je wyszywały. To nie moja fanaberia, to fakt, potwierdzony materiałem dowodowym; rysunkami i zdjęciami z tamtych czasów!

Rzeczony "materiał dowodowy" to jej szlachetny bzik. Książki o historii mody i obyczajów czyta tonami, obrazy z każdej epoki studiuje godzinami. Żeby, Boże broń, jakiegoś uchybienia nie popełnić.

Kawalerowicz Ptakowej nie podskoczył

Nigdy niczego nie kopiuje, jej kostiumy to często "wariacje na temat", zachwycające oryginalnością i grą skojarzeń. Ale wierność zasadom musi być! Dlatego dostaje szału, gdy ktoś chce wszyć zamek błyskawiczny w renesansową suknię, mówiąc, że z widowni i tak nie będzie go widać, a aktorka szybciej się przebierze. - W renesansie suknie sznurowano i basta - twierdzi pani Basia. A jak pani Basia coś twierdzi, to tak musi być. I niech się zgłosi ten, kto jej kiedykolwiek podskoczył!

Jerzy Kawalerowicz też nie podskoczył. Choć czas i budżet mu się kurczyły, cierpliwe czekał na planie "Faraona" aż Barbara Ptak ufarbuje w gigantycznych kadziach (i w naturalnych barwnikach) kilometry bawełny, z których udrapuje potem kostiumy bohaterów. Udrapuje (!), bo w Egipcie, w tej właśnie epoce, szaty drapowano. A dla ścisłości tylko dodajmy, że farbowanie owo odbywało się w piaskach pustyni Kizyłkum niedaleko Buchary w Uzbekistanie i samo w sobie zasługiwało na filmową etiudę...

Kazimierz Kutz opowiadał, że na planie ich wspólnych filmów, w pewnym momencie przestał z Basią rozmawiać. - Bo ona zawsze przygotowana z długości lejbików tak, jakby się do magisterium z tych lejbików przygotowywała. To co, ja się miałem wtrącać? - żartował reżyser.

W środowisku filmowym i teatralnym panuje przekonanie, że Ptakowa zaprojektuje wszystko - od pantalonów po skafander kosmiczny. I, że za każdym razem będzie to rewelacja. Co innego jednak praca, a co innego prywatne upodobania. Barbara Ptak nie cierpi na przykład dżinsu i choćby jej największą kasę dawali, to się w dżinsowe ciuchy nie odzieje. Kostium, oczywiście, zaprojektuje, choć na wszelki wypadek poinformuje reżysera, że ten dżins to "taki niesceniczny jest bardzo". Ale jedwabie, aksamity, tafty igipiury... Te materie są jak żywe istoty. Przy każdym ruchu aktora układają się inaczej, a w świetle potrafią nawet zmienić kolor.

Barbara i Stanisław

W swojej sztuce Barbara Ptak osiągnęła absolutne wyżyny. Przez całe bujne i owocne życie nie potrafiła tylko jednego - autopromocji. Wielka artystka grzeszy skromnością i pokorą. Żartobliwie mówi, że tak jej nakazał mąż - nieżyjący już śpiewak i artysta dramatyczny Stanisław Ptak. - Stasiu mówił mi - wspomina - że scena to jego domena, bo on jest aktorem, a ja aktorów mam tylko pięknie ubrać. Oczywiście, to były przekomarzania, bo Stasiu strasznie cenił moją sztukę. Ale ja się jakoś na tę skromność jednak zakodowałam. Do dziś dziwnie się czuję, gdy po premierze muszę wyjść na scenę i się ukłonić. Ale kłaniam się ładnie, Staś mnie nauczył!

Stanisław Ptak, zmarły w 2002 roku, był wybitnym śpiewakiem, pierwszym w Polsce artystą musicalowym, przed którego kunsztem klękał (dosłownie, są świadkowie) sam Jerzy Waldorff. Na początku Stanisław szykował się na aktora dramatycznego, zaangażował go sam Wilam Horzyca, ale jego jedyny, niepowtarzalny w swojej barwie głos i mądrość profesora śpiewu Wincentego Nowakowskiego zmieniły plany artysty. Stanisław Ptak mógł śpiewać każdy repertuar, ale upodobał sobie repertuar operetkowy. Do naiwnego libretta podchodził z pobłażliwą wyrozumiałością. Przełomem w jego karierze było wystawienie na scenie Operetki Gliwickiej polskiej prapremiery "Człowieka z La Manchy", w którym Stanisław Ptak zagrał Don Kichota Cervantesa. W tym musicalu Leigha, Wassermana i Dariona, powtórzonym po latach na scenie Teatru Rozrywki pan Stanisław zagrał także swoją ostatnią w życiu rolę.

Dwoje artystów pod jednym dachem i jedno drugiemu nie zazdrości sławy? - Nasze małżeństwo - opowiada pani Barbara - burzliwe było jak diabli, ale czy wytrzymalibyśmy ponad 50 lat w nudnym związku?! Myśmy się kochali i ścierali. Ale nigdy nie rywalizowaliśmy w sprawach artystycznych! A gdy projektowałam kostiumy do sztuk, w których grał Stasiu, zawsze starałam się podkreślić jego męski charakter i uwodzicielski urok. Bo on taki był! I co, z faktami miałam dyskutować?! - śmieje się artystka.

Poznali się w 1946 roku. Przy ognisku, na obozie harcerskim Hufca Katowice w Sierakowie Wielkopolskim. Ona miała 15 lat, a on 19. Baśka była z Chorzowa, Staszek z Poznania, więc listy zaczęły między nimi krążyć jak oszalałe; w domowym archiwum Barbary Ptak jest ponad 600 miłosnych wyznań!

Staszek pisał zabawnie i szczerze, gładko przechodząc od intymnych (bardzo) wyznań, do trosk materialnych, których młodym narzeczonym z początku nie brakowało. Jeszcze przed ślubem, zupełnie serio, informował na przykład Basie, że: "kiedyś kupię Ci futro, ale najpierw muszę sobie kupić buty, bo moje mają już dziury i wkładam w nie gazety!!!".

Pisali do siebie przez 50 lat! Nie tylko dlatego, że się kochali, (albo właśnie rozchodzili, co im się też zdarzało), ale i dlatego, że często całymi tygodniami pracowali daleko od siebie. Gdy Barbara wróciła z planu "Faraona", który kręcony był na pustyni Uzbekistanu, Stanisław pisał "To piękny, egzotyczny świat, w którym aż 7 miesięcy przebywałaś. Fajnie, że zwiedziłaś Samarkandę i Chiwę (...). Ale tak mi ciągle uciekasz..."

Raz "uciekała" ona, a następnym razem on, angażowany przez różne teatry, które chciały mieć u siebie "ten głos aksamitny", który był specjalnością Stanisława Ptaka. Najtrudniej było im na początku wspólnego życia. Barbara studiowała (ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie i Warszawie), on angażował się w teatrach całej Polski. Ale przetrwali, choć przeprowadzali się trzynaście razy! W końcu przystanęli, po narodzinach córeczki. Nawiasem mówiąc, Beata, choć dyplomowana prawniczka, podzielała potem artystyczne pasje rodziców. Z mamą współpracowała przy serialu "Królowa Bona" Janusza Majewskiego.

Dom otwarty państwa Ptaków

Gdy zamieszkali pod stałym adresem, to na całe dziesięciolecia. To jest ten katowicki adres przy ul. Kopernika, pod którym od 2011 roku znajduje się Muzeum Stanisława i Barbary Ptaków (jako część Muzeum Historii Katowic).

Ptakowie prowadzili tu tzw. dom otwarty. Baśka robiła najlepsze w mieście fikuśne zakąski (o daniach gorących nie mówiąc), Staszek szykował okolicznościowy repertuar (i coś mocniejszego do picia), potem zapraszali przyjaciół (także tych, poznanych przed chwilą), a dopiero na końcu szukali pretekstu do wspólnego spotkania. Bardziej dla zasady zresztą niż z jakiejkolwiek oficjalnej okazji.

Do państwa Ptaków po prostu "się przychodziło" i "się było", nawet jak człowiek chciał tylko pomilczeć w dobrym, życzliwym sobie towarzystwie. Goście bawili się, dyskutowali o sztuce, śpiewali, pozowali do zdjęć, słuchali anegdot albo stawali się bohaterami nowych, ale też wypłakiwali smutki w ramionach gospodarzy.

Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
17 kwietnia 2020
Portrety
Barbara Ptak

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia