Ściany niemal zadrżały

17. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca

Wydawać by się mogło, że entuzjastyczne przyjęcie, z jakim spotkał się w sobotę spektakl "Dafnis i Chloe", będzie nie do przebicia. Było to jednak wrażenie mylne. Reakcję publiczności po niedzielnym występie Alessandra Sciarroniego można porównać jedynie do eksplozji, która niemal dosłownie zatrzęsła Salą Widowiskową Centrum Kultury.

Jednak początek przedostatniego wieczoru Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca wcale nie był obiecujący. Co należy uznać za spore zaskoczenie. Dwuczęściowa realizacja "Black & White" baletu poznańskiego Teatru Wielkiego przyjechała bowiem na lubelski festiwal z dobrymi referencjami. Związki twórców spektaklu z izraelską Kibbutz Contemporary Dance Company, jednym z najsłynniejszych zespołów tańca współczesnego na świecie, pozwalały oczekiwać prezentacji ciekawych zarówno w warstwie choreograficznej, jak i intelektualnej. Przynajmniej ja z takim nastawieniem wybierałem się wczoraj do Chatki Żaka. I - niestety - doznałem dużego zawodu.

Zobaczyliśmy bowiem dwie miniatury puste jak wydmuszka i mało interesujące pod względem artystycznym. Pierwsza z nich - "Kilka krótkich sekwencji" z choreografią Jacka Przybyłowicza - broniła się jeszcze muzyką Marina Maraisa i przyjemnym dla oka, poprawnie wykonanym tańcem. Ale tylko tym i niczym więcej. Barokowa stylizacja współczesnej choreografii to nic nowego ani szczególnie odkrywczego, a wykonawcza poprawność to nie tyle walor realizacji, lecz obowiązek tancerzy wychodzących na scenę. Miniaturę ową jednak dało się przynajmniej oglądać; bez ekscytacji wprawdzie, ale też bez przykrości. Czego niestety nie da się powiedzieć o "Motylach" szefa kompanii Kibbutz, Ramiego Be'era. W tym duecie właściwie nie było nawet na co patrzeć. Do tego stopnia, że kiedy zabrzmiały dźwięki "Youkali" Kurta Weilla, po prostu przymknąłem oczy i przywoływałem z pamięci fantastyczny śpiew Bożeny Zawiślak-Dolny, która wykonuje ów song w sposób niezrównany.

Zamknijmy jednak ten rozdział i przejdźmy do wspomnianej na wstępie eksplozji, a raczej tego, co ją wywołało, czyli spektaklu "Joseph" Alessandra Sciarroniego. Włoski artysta, jako kolejny na tegorocznych Spotkaniach - po Kurcie Obemaierze i kompanii Linga - zaprezentował realizację, w której ważną rolę odgrywała technologia. Wykonywany na żywo taniec poddawał komputerowej obróbce, w wyniku której tancerz pojawiał się na dużym ekranie w postaci zwielokrotnionej lub fragmentarycznej, odwracanej w różnych płaszczyznach, przenicowanej albo groteskowo zdeformowanej jak w gabinecie "krzywych zwierciadeł". A wszystko to bez taniego efekciarstwa, lecz w sposób gruntownie przemyślany i mocno uzasadniony. Każda taka transformacja, wsparta idealnie dobraną muzyką, wywoływała na widowni salwy śmiechu i frenetyczne oklaski. Co nie dziwi, bowiem tak dowcipnego spektaklu nie mieliśmy w Lublinie od dawna.

Całość w Polsce Kurierze lubelskim.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
13 listopada 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...