Seans zmarnowanych szans
"Seans" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w GdańskuZ przyzwoitej sztuki komediowej o seansie spirytystycznym można zrobić w teatrze dobrą komedię, pełną zabawnych gagów i dobrego aktorskiego rzemiosła. Niestety, "Seans" Teatru Wybrzeże okazuje się niezbyt śmieszną, banalną opowiastką o duchach, której głównym atutem jest wokal debiutującej w Wybrzeżu Agaty Bykowskiej.
W swojej posiadłości niedaleko Londynu Karol - pisarz, kobieciarz i kabotyn, postanawia urządzić seans spirytystyczny. Zaprasza do towarzystwa ekscentryczne lesbijki Pat i Joe Bradman oraz cudaczną Madame Arcati w roli medium. W ten sposób stara się urozmaicić swoje nudne życie z drugą żoną Ruth, która udaje, że jednoznacznie erotyczne umizgi męża do seksownej służącej Edyty są tylko kolejnym żartem.
Karolowi przestaje być do śmiechu, gdy okazuje się, że podczas seansu nawiedza go jego zmarła pierwsza żona Elwira i wcale nie ma ochoty odejść. Co więcej, stara się połączyć z mężem na nowo za pomocą dostępnych jej środków, a posiadłość, w której Karol z Ruth wiedli dotąd spokojne mieszczańskie życie, zaczyna zamieniać się horror z gatunku "dom, w którym straszy".
Scenografia Magdaleny Gajewskiej składa się z otwartych konstrukcji imitujących wnętrze nowoczesnego salonu oraz kilku rekwizytów, zdobiących wnętrze (m.in. figura greckiego herosa z kijem do golfa w ręce). Podobnie jak w podobnej scenograficznie, umownej przestrzeni spektaklu "Intymne lęki" i tutaj ten pomysł się sprawdza. Dużo gorzej wypadają zabiegi inscenizacyjne Adama Orzechowskiego, reżysera przedstawienia. Szczególnie ubogo wygląda pojawianie się duchów (przyciemnianie świateł, nietypowe motywy muzyczne, dymy i uruchomione wiatraki, umieszczone w różnych punktach sceny).
Również aktorzy momentami sprawiają wrażenie zagubionych i pozostawionych samym sobie. Rozpaczliwie miota się po scenie Joanna Kreft-Baka (Ruth), niewiele lepiej wypadają Maria Mielnikow-Krawczyk (Pat) i Marzena Nieczuja-Urbańska (Joe), nie wiadomo po co upozowane na żeńską wersję "facetów w czerni" i praktycznie pozbawione szansy zagrania czegokolwiek poza kilkoma kwestiami kończonymi przez nie wspólnie. O pierwszej żonie Karola - Elwirze w wykonaniu Katarzyny Kaźmierczak - można powiedzieć tyle, że jest rozerotyzowaną, psotną dziewczyną, w której postaci doszukać się można zarysu ducha Zosi - pasterki z II części "Dziadów".
Typowo komediową rolę buduje Grzegorz Gzyl, który swojego Karola kreuje na pantoflarza, życiowego fajtłapę, ale też niepozbawionego wdzięku wygodnisia. Wreszcie Anna Kaszuba jako służąca Edyta poza wyjątkowo obcisłym strojem pokojówki wyjętym z męskiej, mało wyrafinowanej fantazji erotycznej, wyróżnia się efektowną "gwiazdą" (czasem też chodzeniem na rękach lub saltem) przy niemal każdym wejściu na scenę.
Najbardziej intrygującą postać stworzyła debiutująca w Teatrze Wybrzeże Agata Bykowska, której Madame Arcati to nieszkodliwa wariatka w stroju przypominającym podróżnika po odległych krajach, skauta czy szalonego łowcę motyli, który omyłkowo zamiast siatki na owady zabrał ze sobą kufer podróżny. Aktorka okazuje się wulkanem energii, chociaż momentami, jej i tak bardzo wyrazista postać, jest przez nią karykaturalnie przerysowana. Bykowska zaskakuje czystym, mocnym głosem (świetne wykonanie "Summertime" George'a Gershwina to najlepsza scena spektaklu). Debiut tej charakterystycznej aktorki wypada więc obiecująco.
Spektakl ma rwane tempo, chwilami wciąga widza niczym kino akcji, by potem snuć się powoli po to, aby aktorzy wydeklamowali (często wprost do widza) tekst. Reżyser historię przekazuje wprost, stroniąc od teatralnej metafory. A sama komedia salonowa kończy się, niestety, bardzo nieprzekonująco.