Selfie na tronie

"Maria Stuart" - reż. Adam Nalepa - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

W serialu „Gra o tron" tłumy spadkobierców spiskują i zabijają w celu zdobycia żelaznego, na pierwszy rzut oka niewygodnego tronu. W „Marii Stuart" dwie potężne, dumne królowe walczą o krzesło. Tylko dlatego, że ktoś napisał na jego oparciu jedno słowo: KING.

Spektakl w reżyserii Adama Nalepy skazany jest na sukces – głównie za sprawą zbudowania go wokół konfrontacji między bohaterkami, odgrywanymi przez dwie najlepsze aktorki, jakie obecnie grają na wybrzeżu. Dramaturgia spektaklu przypomina sinusoidę – po scenach spokojnych, niemal sennych, emocje sięgają zenitu. Tempo sztuki narzucają Katarzyna Figura i Dorota Kolak, które miotają się pomiędzy rezygnacją a furią.

Przedstawienie właściwie mogłoby nosić tytuł „Maria i Elżbieta", lub po prostu: „Dwie królowe". Maria Stuart jako postać tytułowa nie ma szans na autorytarne zawładnięcie spektaklem. Adam Nalepa w wywiadzie przyznaje, że pretekstem dla wyreżyserowania „Marii" było pojawienie się Katarzyny Figury na wybrzeżu, a umieszczenie jej na scenie obok Doroty Kolak jest swojego rodzaju eksperymentem.

Maria Doroty Kolak to kobieta dojrzała, doświadczona przez los i kilkanaście lat niewoli. Spektakl rozpoczyna się na dzień przed podpisaniem wyroku śmierci. Kolak pokazuje nam królową, która kiedyś u szczytu władzy, teraz odarta jest ze wszystkiego – nie tylko tronu i bogactwa, ale też miłości, wolności i godności. Momentami zachowuje się jak mała dziewczynka. Płacze, biega na boso, ucieka przed Elżbietą. Ostatecznie jednak opamiętuje się i staje z podniesionym czołem do konfrontacji z kuzynką, która przypieczętuje jej koniec. Kolak doskonale połączyła stojące w pozornej sprzeczności kobiece cechy, a także świadomość straty z pamięcią o minionej chwale.

Trudno rozstrzygnąć, czy w spektaklu dominuje Dorota Kolak czy Katarzyna Figura. Pierwsza scena, w której oglądamy jedynie Marię, ma słabą dynamikę. Spektakl nabiera tempa dopiero w drugiej, po pojawieniu się Elżbiety. Jednak ekspresja Figury udziela się Kolak i pozostałym aktorom, i w kolejnych scenach obie aktorki dorównują sobie.

Elżbieta – jako panująca królowa – nosi piękniejsze stroje, ma większe prawa i autorytet. W pamięć zapada scena, w której unosi się ona i mówi do doradzających jej mężczyzn: „Kobiety nie są słabe", akcentując każdy wyraz. Potrafi jednak także być „kobietką": odrobinę infantylną, wykorzystującą swój wdzięk. Pozwala sobie na chwile słabości, kiedy po raz kolejny pyta Davisona czy wszystko jest w porządku. Jej siła polega jednak właśnie na tym, że daje sobie prawo do strachu. Przydomek Królowej Dziewicy nie przeszkadza jej bawić się mężczyznami, uwodzić i manipulować. Wszystkie te cechy doskonale i bez zgrzytu łączy ze sobą Figura, w czym ogromnie pomaga jej charakterystyczna chrypka. Jej Królowa Elżbieta jest kobietą z krwi i kości, silną i słabą zarazem.

Na uwagę zasługują również drugoplanowe postaci, które dorównują grze Katarzyny Figury oraz Doroty Kolak, stanowiąc dla nich niezbędne uzupełnienie i przeciwwagę. W szczególności zapada w pamięć Hanna Kennedy, czyli dama dworu Marii Stuart, rewelacyjnie zagrana przez Justynę Bartoszewicz, a także komiczno-poważny Robert Ninkiewicz w roli Davisona i Piotr Witkowski jako Mortimer, z którego młodzieńcza buta wprost tryska.

Ogromne brawa należą się także Maciejowi Chojnackiemu, autorowi scenografii i kostiumów. Przestrzeń sceniczna, utrzymana jest w czerni, bieli i szarości. Scenę dominuje czarny, lśniący podest, wyglądający jak wybieg dla modelek. Sztuczną ścianę tworzy instalacja z krzeseł, a cała przestrzeń poprzeszywana jest długimi jarzeniówkami, co tworzy już na początku sytuację zagrożenia i osaczenia. Jarzeniowe lampy tworzą swojego rodzaju kraty, co potęguje wrażenie uwięzienia w klatce stworzonej przez własne ideały i ambicje. Przepiękne i wykonane z niezwykłą starannością są stroje królowej Elżbiety, a także haft na sukni Hanny. Całości dopełniają współczesne elementy, takie jak wózek inwalidzki, kubek Nescafe oraz słuchawka ochroniarza w uchu Davisona. Sztuka poprzez wprowadzenie współczesnych elementów nabiera wymiaru uniwersalnego.

Muzyka pojawia się jedynie w przerwach, kiedy przy przytłumionym świetle możemy podglądać fantazje poszczególnych postaci na temat tronu. Widzimy jak modlą się przy nim, doświadczają erotycznej ekstazy, piją szampana, opluwają. Mirosław Baka, w roli nieco ospałego Leicestera, siedząc na tronie robi sobie telefonem komórkowym selfie.

Dlaczego tron jest tak pożądany przez wszystkich, bez wyjątku, bohaterów sztuki? Maria traci przez żądzę władzy własne życie, Elżbieta wije się po podłodze, krzycząc, że chce mieć tylko święty spokój. Umiera Mortimer, Leicester traci szansę na miłość, Hanna ukochaną panią. Tron jest źródłem zła, a jednak zasiąść na nim pragnie każdy. Dlaczego? Spektakl Nalepy nie daje odpowiedzi na to pytanie, ale z pewnością rzuca więcej światła na argumenty.

Katarzyna Gajewska
Gaja Pisze
10 października 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia