Selfie ze szlachcicem

"Hrabina" - reż. Krystyna Janda - Opera Bałtycka w Gdańsku

Opera Bałtycka w dwusetną rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki wystawiła jego nieco mniej znane dzieło - "Hrabinę". Spektakl z ciekawą, nowoczesną scenografią, w dowcipny, choć niepozbawiony wad sposób łączy tradycję ze współczesnością.

Muzyka Stanisława Moniuszki oraz libretto Wojciecha Wolskiego przesycone są patriotyzmem i patosem. Słychać to już w imponującej Uwerturze, widać też na scenie. Niemal wszyscy męscy bohaterowie to wojskowi. Dziadkiem istotnej w miłosnej układance Broni jest dumny Chorąży, jego przyjacielem emerytowany oficer Podczaszyc. Znajdujący się w centrum zainteresowania pań Kazimierz mężnieje i dojrzewa na froncie i powraca w akcie III w randze oficera. Jedynie Dzidzi to birbant, bawidamek i kobieciarz, jak najdalszy od myśli o ojczyźnie czy wojaczce. Z kolei miłosne rozterki Kazimierza oraz zainteresowanych nim Broni i Hrabiny muszą doczekać się odpowiednio efektownego finału, który wieńczy dzieło Moniuszki.

Reżyserka "Hrabiny", Krystyna Janda, zdecydowała się wspomniany patos i wątek narodowy rozbroić dowcipem, szukając dla nich odpowiedniej alternatywy. Dlatego bohaterowie opery spotykają się w centrum handlowym, którego wizualizacje (przygotowane przez Zoom Media) prezentowane z efektem "lustrzanego odbicia", zamykają scenę. Na scenie scenograf Weronika Karwowska ustawiła schody z balustradą (przypominające te, znane nam z przestrzeni galerii handlowych), kilka stolików i wózki sklepowe. Wystrój centrum handlowego uzupełniono markowymi torbami znanych producentów, które trzyma w dłoniach towarzystwo "socjety" (Chór Opery Bałtyckiej). Wszyscy tu spacerują niczym po pałacowym dziedzińcu, oddając się plotkom i zakupom.

Każdy jest tu ubrany modnie, nowocześnie i ekstrawagancko, a nieodłącznym atrybutem niemal każdego gościa galerii jest smartfon, czasem na kijku do selfie - robienie sobie zdjęć to ulubiona (poza zakupami) aktywność tutejszej socjety. Dlatego wejście na scenę Chorążego w paradnym szlacheckim kontuszu z eleganckim pasem kontuszowym (piękne kostiumy również są zasługą Weroniki Karwowskiej) to sensacja towarzyska i okazja do niepowtarzalnego selfie. Nie jest to specjalnie wyszukany komentarz do naszych czasów, ale za to bardzo na czasie. Dziś każda niecodzienność staje się chwilową ciekawostką, której warto poświęcić tyle czasu, ile trwa zamieszczenie wpisu lub zdjęcia w serwisie społecznościowym. Piętnowaną przez Moniuszkę francuszczyznę wyparł lans, autoprezentacja i niepohamowany konsumpcjonizm, a centra handlowe stworzono po to, by łechcąc naszą próżność te potrzeby zaspokajać w sposób lekki, łatwy i przyjemny.

Oczywiście w centrum uwagi jest Hrabina - obiekt męskiego pożądania. Hrabina w spektaklu Krystyny Jandy to wytworna elegantka, karmiąca się uwagą innych. Tłum jej adoratorów (informują nas o nich pozostali bohaterowie), reprezentuje nadskakujący jej dla własnych korzyści, cały w jaskrawych fioletach, Dzidzi. Gdzieś na uboczu stoi onieśmielony blaskiem Hrabiny Kazimierz - trudno nam uwierzyć w jego fascynację starszą, uposażoną wdówką, ale "miłość" przecież nie wybiera. W wielkomiejskim, konsumpcyjnym szaleństwie nie potrafi odnaleźć się także Bronia, skromna dziewczyna ze wsi, jej sielskość podkreślono dziewczęcą białą sukienką, grubym warkoczem i czerwonymi koralami.

Wokalnie prym wiedzie Łukasz Załęski, kreujący Kazimierza na poczciwego fajtłapę. Jego onieśmielenie i brak ogłady towarzyskiej pozwalają w naturalny sposób rozegrać kulminacyjny moment II aktu i całej opery, gdy suknia Hrabiny (zabawna kreacja bogini łowów i polowań Diany) zostaje zniszczona. Załęski swoim jasnym tenorem czysto interpretacyjnie wykonuje arie "Od twojej woli..." w akcie I oraz "Rodzinna wioska już się uśmiecha" w akcie III - będąc najlepszym głosem spektaklu. Jednak zdecydowanie trudniejsze zadania ma wykonująca partię Hrabiny Monika Świostek. Hrabina wykonuje kilka niezwykle trudnych technicznie arii, którym Świostek w premierowym spektaklu sprostała, z utworu na utwór wypadając lepiej, by zaimponować w ariach III aktu ("On tu przybywa..." oraz "Zbudzić się z ułudnych snów").

Głębokim w brzmieniu, przyjemnym dla ucha basem dysponuje Robert Ulatowski w roli Chorążego. Dźwięczny, radosny mezzosopran Katarzyny Nowosad dobrze współgra z rolą Broni - wiejskiej dziewczyny, zagranej jednak przez solistkę bardzo jednowymiarowo. Zresztą pozbawiona temperatury relacja między nią z Kazimierzem to najsłabszy aktorsko wątek spektaklu, co zaskakuje, bo reżyserka zadbała o wiele aktorskich smaczków w innych miejscach. Cała kreacja niestroniącego od "zarządzanych" przez siebie trunków Podczaszyca w wykonaniu Dominika Kujawy jest tego najlepszym przykładem.

Ozdobą spektaklu jest bal u Hrabiny, wyprawiony... w centrum handlowym. To okazja, aby talentami zabłysnęli także tancerze Baletu Opery Bałtyckiej na czele z solistami Gento Yoshimoto i Marią Kielan w rolach Zefira i Flory (efektowny układ przygotowany przez Emila Wesołowskiego). Bardzo dobrze brzmi włoska aria Panny Ewy "Perche belli" z towarzyszeniem męskiej części baletu w wykonaniu Joanny Moskowicz. Zaś wisienką na torcie jest wizyta Neptuna (w tej roli Dominik Kujawa). W akcie III, następującym kilka lat po wydarzeniach I i II aktu, przestrzeń centrum handlowego zamieniono na sielskie maki posiadłości Podczaszyca. To tam nastąpi rozwiązanie akcji, w którym nie udaje się już reżyserce uciec od patosu.

"Hrabina" - również dzięki pewnie prowadzonej przez maestrę Monikę Wolińską Orkiestrze Opery Bałtyckiej - jest dziełem udanym, choć niepozbawionym drobnych reżyserskich wpadek. Nieco kuleje dramaturgia trzeciego aktu, w którym następuje pełen zwrot ku tradycji. Brakuje pomysłu na obecność Chóru podczas pierwszego aktu - poruszanie się z siatkami zakupów po scenie szybko zaczyna sprawiać wrażenie chaotycznego. Znacznie lepiej jest w drugim akcie, gdy Chór umieszczono na schodach.

Słusznie zdecydowano się na napisy nad sceną, bo wiele wyśpiewywanych fraz jest słabo słyszalna lub mało zrozumiała, co nie dziwi w przypadku kwartetów czy partii zbiorowych, jednak nawet niektóre pieśni solistów (zwłaszcza w pierwszym akcie) trudno zrozumieć nawet z perspektywy trzeciego rzędu. Kwestią dyskusyjną pozostaje unowocześnienie spektaklu i wprowadzenie telefonów komórkowych w zestawieniu z tradycyjną staropolszczyzną pieśni Moniuszki.

Jednak wymowa spektaklu jest jasna i czytelna. Tradycyjne wartości zastępuje nam konsumpcja i autokreacja. Dostrzegamy przede wszystkim to, co jest atrakcyjnie opakowane, a miejscem spędzania czasu w dużym stopniu stała się obliczona na zysk galeria handlowa. Jednak niewesoły dla Hrabiny finał sugeruje, że nie wszystko stracone. Spektakl Opery Bałtyckiej trafi do przekonania młodszym, zaciekawić może również starszych, bo Krystyna Janda nie gubi z horyzontu ani samego Moniuszki, ani reprezentowanych przez niego wartości.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
23 maja 2019
Portrety
Krystyna Janda

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia