Sen dorosłej córki, czyli Irina Brook i jej kompania

14. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Irina Brook czekała ze swoim Snem bardzo długo. Jako dziecko uczestniczyła w spektaklach "Snu nocy letniej" swojego ojca, a od 2008 roku sprowokowana sukcesami własnej wersji tej komedii Szekspira, założyła Compagnie Irina Brook. W Gdańsku, sukcesem z owacją na stojąco zakończyło się jej przedstawienie "Czekając na sen"

 Spektakl przygotowany w oparciu o oryginał, zasadzał się na historii pewnego niefortunnego wydarzenia, jakim było nieprzybycie na festiwal zawodowych aktorów, pozostających w Atenach z powodu strajku pilotów. Wraz z nimi uwiezione zostały kostiumy i dekoracja, w związku z powyższym zapowiedziano amatorskie odegranie sztuki przez ekipę techniczną. No cóż, wyjść z teatru nie wypadało…

Irina Brook, podobnie jak w „Burzy”, skorzystała z dorobku teatru plenerowego, ogródkowego czy jarmarcznego. Nazwa nie jest tak ważna, bo charakter tych gatunków jest podobny-farsowo opowiedzieć intrygę, zamieszać i rozśmieszyć widza, wykorzystując tricki, gagi i niedorzeczności sytuacyjne wywiedzione także z filmów niemych i sitcomowych produkcji, bez aspiracji uczenia przez zabawę czy ku przestrodze. Otrzymaliśmy zatem zwarty kompozycyjnie i konsekwentny obraz szaleństwa Oberona, Puka i Tytani wespół z pokręconymi Hermią, Heleną, Demetriuszem i Lysandrem z zastosowaniem prostych, a nawet podwórkowych rozwiązań scenicznych. Komedia wyraźnie pretendowała do ulokowania jej w innej przestrzeni niż scena główna w Teatrze Wybrzeże. Zeszłoroczny „Sen nocy letniej” teatru The Globe znalazł należyte miejsce w leśnej przestrzeni Kolibek, Irina Brook musiała „posiać” trawę na scenie, chcąc być przekonywującą (a trawa prawdziwa była, tytłała ubrania postaci aż miło). Aktorzy grali lekko, sprawnie, wykazując się umiejętnościami komediowymi, cyrkowymi i showmańskimi. Publiczność wyłapywała momenty, gdy próbowano wkręcić ją w żart, nagradzała sceny parodiujące współczesną rzeczywistość. Faceci w rajstopach, a raczej w damskich fatałaszkach, czasem z użyciem przypadkowych odpadków ekologicznych tworzyli burleskowe portrety własne i całej kompani. Każdy aktor, także przez swoją odmienną fizjonomię (ekipa to międzynarodowa) zasługiwał na życzliwe potraktowanie, tworzył postać z niczego, bawiąc się wyśmienicie.

Sztuka lekka, łatwa i przyjemna, może momentami zbyt uproszczona, stylizująca na poziom podrzędnego teatru amatorskiego, zbyt efekciarskiego i tendencyjnego, ale nikt nie był z tego powodu oburzony. Z jednej strony to wyśmienicie, że publiczność i aktorzy znajdują wspólny język zabawy, ponad podziałami  ( czy wielowiekową naleciałością leksykalną), lecz z innej strony zastanawiam się nad kierunkiem, w jaki zmierza teatr, rozszyfrowujący obecne zapotrzebowania i tendencje publiki. Kto wie, może scena ma być tylko chwilową ucieczką przed tempem tego, co na zewnątrz? I wtedy już zawsze wraz z wyjściem z budynku teatru, będziemy zapomnać o tym, co tam pokazano?

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
9 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia