Sen króla-superbohatera

7. Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich

Widzowie siadają na poduszkach. Czescy artyści starają się stworzyć jak najbardziej kameralną atmosferę – w pewien sposób wręcz rodzinną. W sali prób Białostockiego Teatru Lalek zostanie zebranym opowiedziana bajka o śpiącej królewnie. Klasyczna historyjka zostaje jednak uzupełniona pomysłami studentów praskiej szkoły.

Śpiące królestwo ukazuje słynną bajkę w mocno postmodernistycznym duchu. Całą opowieść przedstawia dwoje służących. Wykonawcy bawią się różnymi konwencjami i środkami. Pojawia się teatr cieni – król przychodzi jako kawałek materiału, którego czarny kształt odbija się na płótnie zawieszonym na suficie. Znakiem rozpoznawczym władcy jest berło i... piosenka, w której przedstawia się jako superbohater. Obok niego zjawia się również zła czarownica, otoczona grubym puchem piór. Ale i sami aktorzy pojawiają się niejako prywatnie – niekoniecznie w roli narratorów. Mówią do widzów różnymi językami, jakby chcieli włączyć w ten tajemniczy świat każdego odbiorcę. Często puszczają przy tym oko do publiczności, wskazując naiwność i pruderyjność niektórych bajek: gdy król stara się o potomka, aktorzy zwracają się do widzów: ,,Jak się robi dzieci?".

Takie wstawki nie służą wykpieniu baśni, ale raczej pozwalają na zwrócenie uwagi na ich niedopowiedzenia. Angażowanie publiki najlepiej wychodzi w scenie, w której służący zapala świeczki na torcie dla Różyczki. Każdy zapytany widz ma powiedzieć, czego życzy małej księżniczce. Jedno życzenie – jedna świeczka. Na samym końcu spektaklu gaśnie światło – w końcu królestwo z powszechnego letargu może wybudzić tylko pocałunek. Do roboty, drodzy państwo! – zdają się mówić artyści, mający z całości zabawę nie mniejszą niż sama publiczność.

Śpiące królestwo - Akademia Sztuk Scenicznych, Praga Czechy 

Arlekin z patelnią

Postać Viteza László jest ściśle związana z tradycyjną kulturą węgierską. Jej rodowód można wywodzić z rosyjskiego teatru Pietruszki i włoskiej commedii dell'arte. Nieprzypadkowe są też skojarzenia z czeskim Kasparkiem i francuskim Guignolem. Objazdowa scena, charakterystyczna buda, farsowy humor – te trzy cechy dobrze opisują jarmarczny charakter opowieści o sprytnym błaźnie.

János Pályi sięga do tych źródeł, inscenizując klasyczne scenki z świata László. W Białymstoku zostaje przedstawiona sekwencja z młynarzem. László przejmuje od niego worek ze zbożem, który ma zanieść do młyna. W budynku znajdują się bowiem diabły, duchy i sama Śmierć. Bronią błazna jest jego patelnia. Dzięki niej bohaterowi udaje się pozbyć nieproszonych gości. Rozpoczynają się podchody – kto kogo oszuka, przełoży worek, zamknie lub otworzy drzwi. Humor opowieści o László może się dzisiaj wydawać grubo ciosany. Cały komizm zawarty jest bowiem w prostych rozwiązaniach. Tylko co w tym dziwnego? Chaplin śmieszy dzisiaj bardziej niż cała gama współczesnych amerykańskich komedii. László reaguje na wydarzenia dziejące się niedaleko budki, m.in. narzeka na hałas wywołany przez samochód czyszczący ulicę. Nawiązuje kontakt z dziećmi, chociaż to bynajmniej nie one śmieją się najgłośniej. Postać ubranego na czerwono wesołka przypomina o źródłach teatru, który nie był jeszcze zamkniętą w czterech ścianach stateczną instytucją.

Pod względem warsztatowym przedstawienie jest zrealizowane w sposób – piszę to bez kadzenia – mistrzowski. Pályi znakomicie prowadzi wszystkie pacynki, co wiąże się z równoczesną animacją dwóch laleczek czy chociażby prostym operowaniem kończynami. Synchronizacja poszczególnych działań przekłada się na dynamikę widowiska. Pályi przypomina, że teatr sprzed wieków potrafił efektowniej wyjść do widza niż jakiekolwiek współczesne happeningi i performanse.

VITEZ LASZLO – JANOS PALYI, Budapeszt WĘGRY

Szymon Spichalski
AT WoT / TdW
28 czerwca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia