Sen na granicy teatralnego skandalu

"Poczekalnia.0" - reż. Krystian Lupa - Teatr Polski we Wrocławiu

Codziennie każdy z nas spotyka mnóstwo ludzi. Ze zdecydowaną większością nie zobaczymy się nigdy więcej, prawdopodobnie nie będziemy ich zupełnie pamiętać. Nic nas z nimi nie łączy - oprócz czystego przypadku, że oto właśnie znaleźliśmy się w tym samym miejscu. W kolejce po bułki, w zatłoczonym wagonie metra, czy właśnie - w poczekalni. Tak, jak bohaterowie spektaklu Lupy

Nie wiedzą, dlaczego siedzą razem w tak niesympatycznym miejscu. Nie wiedzą, dlaczego to właśnie oni usłyszeli komunikat o konieczności przesiadki – która nie nastąpiła. Mogłoby się wydawać, że, skoro to teatr, takie spotkanie na pewno do czegoś prowadzi, że coś się wydarzy, zmieni. Błąd. Nie wydarza się nic. Jak w życiu.

Od samego początku aktorzy wyraźnie zarysowują swoje postaci. Każda z nich zajmuje określone miejsce w nowej społecznej sytuacji – i tak naprawdę, choć niektórzy będą próbowali ostrożnie nawiązać ze sobą kontakt, miejsca te nie ulegną zmianie do końca. Mamy więc grupę młodych studentów aktorstwa, którzy usiłują trzymać się razem, ale tak naprawdę nie ma między nimi żadnego spoiwa. Ciągle podpitą dziennikarkę-erotomankę. Bogate małżeństwo – męża-gbura i żonę, ładną lalę, która na każdym kroku stara się podkreślić swoją niezależność i niechęć do małżonka. Młodego mężczyznę, pozującego na stojącego ponad tym wszystkim. I staruszkę, spacerującą monotonnie dookoła sceny, niezainteresowaną tym, co się dzieje.

Szybko jednak okazuje się, że jest jeszcze ktoś – dwa głosy, które dopiero stopniowo będą wychodzić z ukrycia. Dzięki temu widzowie odnoszą wrażenie, że mają do czynienia z ukrytymi w cieniu badaczami, którzy najpierw schwytali swój materiał naukowy, zamknęli go w ograniczonej przestrzeni, by stopniowo zacząć w niego ingerować. I cóż – wizja władców rozsypuje się, tak samo jak złudzenie wyższego celu tego, co dzieje się na naszych oczach. Kolejny przypadek, nic więcej.

Innym punktem zaczepienia zdaje się być Oświęcim – to z niego, jak się okazuje, jechali podróżni. Samotny mężczyzna w Oświęcimiu urodził się i wychował. Staruszka była więźniarką – razem ze swoim mężem, który nie pojechał z nią, bo nie był w stanie, nie poradził sobie z obozową traumą. A studenci aktorstwa – byli tam w ramach przygotowań do spektaklu dyplomowego, tak nakazał reżyser. Zdaje się – idealne warunki do konfrontacji. Za chwilę zderzą się poglądy i racje, wykluje się coś nowego.

Znów błąd.

Nie zadziałał nawet ten modny i wciąż żywy temat ogólnonarodowych dyskusji na wszystkich możliwych forach. Co więcej – nie zadziałał nawet mężczyzna, któremu nagle skończyła się cierpliwość i który zaczął wymachiwać bronią w kierunku towarzyszy. Owszem, był strach, była nawet panika. Ale cóż z tego, skoro szaleniec okazał się niezdolny do popełnienia zbrodni. A za chwilę przyjechał pociąg – do którego wszyscy wsiedli i odjechali. Jakby nic się nie stało. I pewnie tak też z niego wysiądą – i odejdą, każdy w swoją stronę.

Myślę, że wielu widzów opuszczających przedstawienie miało poczucie zagubienia. Po co to – przez ponad 3 godziny siedzieć i patrzeć na coś, z czego nic nie wynika? Wszystko się rozsypało, każdy z potencjalnych sensów okazał się złudą. Nic się właściwie nie stało.

A jednak – stało się. Teatr dotknął życia.

Iga Kruk
Teatrakcje
16 września 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...