Sfora wściekłych psów

"Top dogs" - reż. Marcin Brzozowski - Teatr Studyjny PWSFTv i T w Łodzi

To, że bycie "korporacyjnym szczurem" prowadzi do nieodwracalnych zmian w psychice powodując, że jednostka nie potrafi odnaleźć się w świecie poza swoją firmą, nie wyobraża sobie życia bez pracy, wiadomo nie od dziś. W spektaklu Marcina Brzozowskiego "Top dogs" będącym dyplomem studentów IV roku PWSFTviT młodzi aktorzy wykreowali świat, po którym błąkają się zagubione jednostki przemielone i wyplute przez korporacyjną machinę.

Akcja rozgrywa się w czymś w rodzaju biura pośrednictwa pracy, do którego trafiają ludzkie odpady, czyli osoby pozbawione zatrudnienia przez światowe koncerny. Jednak nie jest to tradycyjne biuro, w jakim spisuje się nasze doświadczenie zawodowe i umiejętności oraz pomaga w znalezieniu odpowiedniej oferty - to niemalże sekciarska organizacja, której założycielki postanowiły nieźle zarobić na tym, że ktoś stracił pracę. Na dobrze sytuowanych bezrobotnych odbywają się eksperymenty, które rzekomo prowadzą do rozwinięcia kolejnych umiejętności przydatnych w znalezieniu zatrudnienia. Obserwujemy między innymi funkcjonowanie małżeństwa po 8 miesiącach od utraty pracy głowy rodziny. Mężczyzna początkowo nie chciał się przyznać żonie do swojej porażki, wynajął więc taki sam samochód jak służbowy. Przez wiele tygodni podjeżdżał nim pod dom udając, że nic się nie stało. Małżonka dowiedziała się jednak od sąsiada. Teraz para dostała zadanie - przed całą grupą mają odegrać swój normalny dzień, tyle, że zamieniają się rolami. Okazuje się, że parodiują się nawzajem ujawniając najgorsze cechy swoich małżonków, a sesja terapeutyczna zamienia się w ciąg pretensji i przeradza w otwarty konflikt. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku mężczyzny, którego koleżanka poprosiła o wykonanie prostego zadania: „jak byś się zwolnił będąc na miejscu twojego szefa, co być powiedział?”. Początkowo mężczyźnie trudno wejść w rolę przełożonego, jednak kiedy już mu się to udaje pastwi się nad zwalnianym pracownikiem, poniża go nie wyłączając tak osobistej sfery, jaką jest życie seksualne. Przykłady ujawniania mrocznych instynktów można mnożyć, służą one jedynie potwierdzeniu tezy, że każdy, kto opuścił korporacyjne mury, nie jest już człowiekiem - jest maszyną zdolną do najokrutniejszych, najbardziej wyrachowanych zachowań. W sekundzie z ofiary potrafi się przedzierzgnąć w kata i nie wykazując nawet odrobiny empatii zniszczyć każdego, kto stanie mu na drodze do osiągnięcia celu.

Jak w większości przedstawień dyplomowych scenografia jest niemalże symboliczna - z lewej i prawej strony scena ograniczona jest przezroczystymi balonikami napełnionymi helem, które sterczą na sznurkach obciążonych kamieniami tworząc coś w rodzaju niewielkiego płotu. Naprzeciw widowni, nieco nad sceną znajduje się biały ekran, jednak nie pojawi się na nim żaden film - przez cały spektakl po ekranie będą przesuwały się kojące niebieskie kształty przypominające fale, widzimy zatem jedną z wizualnych technik relaksacyjnych, jakim poddawani są klienci.

Przestrzenią gry jest kawałek sceny oraz druga widownia, znajdująca się naprzeciw publiczności. Siłą skromnej scenograficznie inscenizacji jest gra aktorska - studenci pokazali, że nauka na wydziale aktorskim nie była czasem straconym. W pamięć zapada szczególnie Pan Deer w wykonaniu Bartłomieja Błaszczyńskiego - wystąpienie identyfikującego się w stu procentach ze swoją firmą mężczyzny (w „Swiss Air” mężczyzna zajmuje się cateringiem, zaopatrzeniem linii lotniczych w niezbędne posiłki) otwiera spektakl. Świeżo upieczony bezrobotny wypiera ze świadomości fakt, że mógł zostać uznany za osobę nieprzydatną dla firmy. Minie sporo czasu, zanim mężczyzna pogodzi się z myślą, że znalazł się ktoś lepszy. Przedstawienie zamyka identyczna, tworząca klamrę kompozycyjną scena w wykonaniu jego następcy, który także, po paru latach przepracowanych w „Swiss Air”, został zwolniony. On także będzie miał poważne problemy z przyswojeniem faktów i zaadaptowaniem się do nowej rzeczywistości.

Pierwszy dyplom łódzkich adeptów sztuki aktorskiej można uznać za udany - zespół zagrał bardzo równo radząc sobie z wykreowanie postaci o skrajnych osobowościach, wykończonych psychicznie, znajdujących się w trudnym położeniu. Pozostaje mieć nadzieję, że przedstawienie nie okaże się dla młodych ludzi prorocze i podczas poszukiwania pracy (które niedługo ich czeka) nie zamienią się w stado wygłodniałych, gotowych na wszystko wściekłych psów. Oby z tego dyplomu naukę wyciągnęli nie tylko widzowie.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
6 października 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...