Skąd to przyszło?
"Sekretne życie Friedmanów" - reż. Marcin Wierzchowski - Teatr Ludowy w KrakowiePyta Elaine Friedman. Pytanie to stawia tuż po aresztowaniu męża - Arnolda. Skąd to do nich przyszło? Do rodziny na poziomie, rodziny szanowanej przez otoczenie i z pozoru normalnej? Przecież głowa tej rodziny - Arnold Friedman - otrzymał tyle wyróżnień za zajęcia komputerowe, które prowadził dla najmłodszych. Dlaczego więc to do nich przyszło?
Najpierw należy zdefiniować to, co przyszło. Arnold Friedman wraz z synem Jesse zostali oskarżeni o wielokrotne gwałty na dzieciach, uczęszczających do ich domu na zajęcia komputerowe. Ojciec i syn mieli dopuścić się czynów odrażających: nie tylko zmuszali dzieci do seksu, ale zastraszali je, chcąc w ten sposób zamknąć im usta przed powiedzeniem prawdy rodzicom. Historia ta wydarzyła się naprawdę pod koniec lat 80. w Stanach Zjednoczonych.
Zespół Teatru Ludowego zmierzył się zatem z ciężkim pod względem gatunkowym tematem. Tym bardziej skomplikowanym, ponieważ wina oskarżonych do końca nie jest pewna. Z jednej strony słyszymy o homoseksualnych zapędach Arnolda i jego fascynacji chłopcami, ale jednocześnie jesteśmy świadkami rozmów o tym, że był na terapii i to lekarz zalecił mu przeglądanie dziecięcej pornografii dla rozładowania napięcia. Z fragmentów przesłuchań dowiadujemy się, że dzieci przeżyły pod dachem Friedmanów piekło, co następnie jest podważane stwierdzeniami o nierzetelności przeprowadzonego śledztwa (m.in. wykorzystywano hipnozę w celu przypomnienia dzieciom traumatycznych przeżyć). I finalnie - widzimy twarz Jesse'ego siedzącego w więzieniu, który opowiada o swoim dzieciństwie i molestowaniu przez ojca, by w kolejnych zapowiedziach temu zaprzeczyć i tym samym zawalczyć o sprawiedliwość. Komu więc wierzyć?
Podczas przyglądania się Sekretnemu życiu Friedmanów widz nie otrzymuje żadnych konkretnych odpowiedzi. Jednakże jest silnie przekonany o tym, że w tej rodzinie od dłuższego czasu musiało dziać się źle. Pomiędzy jej członkami nie było miłości a tylko wzajemna niechęć, krzywda i obarczanie się winą. Małżeństwo Arnolda i Elaine to farsa, która, gdyby Arnold nie został aresztowany, byłaby z pewnością kontynuowana aż do ich śmierci. Piotr Pilitowski i Małgorzata Kochan perfekcyjnie przedstawili zobojętniałe małżeństwo, istniejące już tylko na papierze. Żyją oni niby razem, a jednak tak bardzo oddzielnie – w swoich bezpiecznych światach karmionych kłamstwami i niedopowiedzeniami, których jedynym spoiwem jest trójka synów: David, Seth oraz Jesse.
Widzowie podążają za dramatem Friedmanów - i to dosłownie. Podczas spektaklu przemierzamy budynek Sceny Stolarni i, odkrywając kolejne jej pomieszczenia, holistycznie zapoznajemy się z historią tej rodziny. Jesteśmy podglądaczami i milczącymi świadkami wydarzeń, stając się w ten sposób częścią tego przedstawienia. Siedząc na kanapie w salonie Friedmanów, z bliska widzimy przeszukanie ich domu czy rodzinne kłótnie przy stole. Przypatrując się poniżeniu Arnolda i Jesse'ego w więzieniu, jesteśmy tak blisko, że woda, symbolizująca worki z moczem, którymi obrzucano tych dwóch oskarżonych, może dosięgnąć i nas. Uczestnicząc w przesłuchaniu ojca i syna, tak samo mocno odczuwamy przerażenie zwielokrotnione wskutek głośnego trzaskania metalowymi drzwiami przez detektywa Squeglia (w tej roli Kajetan Wolniewicz).
W tym spektaklu bohaterowie są tak bardzo namacalni, bezbronni, na wyciągnięcie ręki. Jedna z najciekawszych scen, pomijając oczywiście pełną emocji grę wszystkich aktorów, miała miejsce w sali komputerowej. W tym miejscu aktorzy (m.in. Ryszard Starosta czy Maja Pankiewicz) zaczęli bawić się w dziecięcą grę – w wyliczankę. Był to rytmiczny wysyp słów, którym towarzyszyły powtarzające się skłony aktorów. Jednak, słowa tej wyliczanki drastycznie różniły się od gier słownych zasłyszanych na placach zabaw. Opisywały one dramat dzieci wykorzystywanych przez Arnolda i Jessy'ego. Dramat, od którego nie ma ucieczki. Są tylko dwa wyjścia: albo dalej przeżywać katusze w domu Friedmanów, albo popełnić samobójstwo z rozpaczy.
„Skąd to przyszło?" – pyta Elaine, kiedy bielmo zakłamania spada z jej oczu. Wobec tego, co się wydarzyło w tej rodzinie wcześniej, jest to pytanie retoryczne. To musiało przyjść, żeby oczyścić atmosferę i z zakładników Friedmanów uczynić wolnych ludzi. Szkoda jedynie, że tak późno i w taki sposób.