Skazana na samotność
Z Marcinem Wroną, reżyserem spektaklu „Doktor Halina”,rozmawia Małgorzata Piwowar.Rz: Dlaczego pan, młody człowiek, zainteresował się wydarzeniami z II wojny światowej? Temat wojny miał drugorzędne znaczenie. Zafrapowała mnie postać młodej dziewczyny, która w wieku, w jakim powinna spokojnie rozkwitać, dojrzewać, podejmuje decyzje przerastające wielu ukształtowanych już ludzi. Świat 16-letniej Haliny został zdominowany przez wydarzenia historyczne, a być może miała przed sobą karierę pianistki, świetnie się zapowiadała. Ale po wojnie nie usiadła już do fortepianu – jakby muzyka została wycięta z rejestru jej wrażliwości. Po wstąpieniu do konspiracji stała się osobą zamkniętą, żyjącą w tajemnicy. Nie mogła ujawnić swoich prawdziwych emocji. Najdotkliwsza w życiu każdego agenta jest samotność, a Halina była cały czas sama, bez rodziców. Utraciła młodość. To bardzo wysoka cena za wierność przekonaniom. Jednak dla niej poczucie obowiązku było ważniejsze niż własne marzenia czy plany. Chciałem pokazać w tym spektaklu świat z jej perspektywy. Czytając jej pamiętniki z Grażyną Trelą, przekonaliśmy się, że to nie tylko dobrze napisana sensacyjna historia wojennej biografii, ale także interesujące studium psychologiczne. Czy spotkał pan ludzi, którzy znali Halinę Szwarc? Tak, jej dzieci – córkę, która jest dziś prawniczką, i syna, wykładowcę na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Dzięki rozmowom z nimi dowiedziałem się, że przez długi czas nie mieli pojęcia o wojennych losach matki. Nie afiszowała się swoją działalnością także z powodów politycznych. Bohaterka pana spektaklu jest znana głównie ze swojej działalności społecznej jako założycielka Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Polsce. Czy ten Teatr TV to przywracanie pamięci o niej jako postaci zasłużonej dla naszej niepodległości? Po części, bo rzeczywiście nie jest tak znana jak legendarny kurier z Warszawy Jan Nowak-Jeziorański. A przecież praca szpiegowska, którą wykonywała, była dla aliantów niezwykle istotna. Dostała za nią jeszcze w czasie wojny odznaczenie sygnowane przez generała Eisenhowera, głównodowodzącego sił amerykańskich. Podobno osobiście zlecił tę nominację. Dla mnie najważniejsza była jednak niezwykła złożoność jej charakteru.