Skłodowska. Polska Radium girl

"Skłodowska. Radium Girl" - reż. Agata Biziuk - Teatr Papahema w Białymstoku

Teatr Papahema w teledyskowej formie przypomina prawdy i mity o spuściźnie wielkiej uczonej.

Czy Maria Skłodowska byłaby szczęśliwsza wychodząc za mąż w Polsce, czy światowa nauka straciłaby pierwszą kobietę noblistkę - to tylko kilka pytań, jakie padają w najnowszym spektaklu Teatru Papahema. Spektaklu stworzonym według ich sprawdzonego wzorca, reżyserowanego przez Agatę Biziuk.

"Skłodowska. Radium Girl" to gra z widzami pełna symboli i odniesień do świata popkultury. Scenariusz chce ją wydobyć z "trumny zabobonów" będącej jednocześnie ołowianą puszką. Kto pilnie uczęszczał na lekcje fizyki w szkole podstawowej, powinien wiedzieć że ten metal ciężki najlepiej chroni przed promieniowaniem radioaktywnym. Kiedy padają sakramentalne słowa "już czas" cały zespół ograniczając się do podkreślania gestami tekstu przypominającej częstochowskie rymy Mister D. piosenki, melorecytuje song wprowadzający widzów w życiorys Marii Skłodowskiej - Curie. Widz od razu wie, jakiej konwencji może się spodziewać po reżyserii Agaty Biziuk. Jako autorka tekstu, chce ona z kolei zwrócić uwagę na postrzeganie pierwszej polskiej noblistki jako swoistej ikony popkulturowej. Tu w sukurs wypowiadanemu z offu tekstowi w manierze komentarza do filmu dokumentalnego towarzyszą multimedia Patryka Bychoskiego multiplikujące w manierze Andy'ego Warhola twarz Skłodowskiej. A zatem wszystko jasne. Opowieść rusza wartko zatrzymując się na młodzieńczej miłości Skłodowskiej. Tu reżyserka posłużyła się aktorami, by na oczach widzów odegrali iście chapli-nowską komedię. Mateusz Trzmiel z laseczką w roli Żurawskiego-seniora wykonuje charakterystyczne zabawne podskoki, do których dostraja się reszta trupy. Brawurowo zagrane scenki przełamane są multimedialną wstawką, która postawi pytanie, czy to nieszczęśliwa miłość stała się katalizatorem tak spektakularnych sukcesów naukowych. A gdyby wszystko zakończyło się małżeństwem, czy świat nie poznałby promieniotwórczości dzięki wybitnej Polce?

O tym, jak trudno wyjść Polkom z ról przypisanych im przez kody kulturowe sygnalizują kwestie wypowiadane, przez Paulinę Moś w roli noblistki. "Sprawdzam się jako matka, w łóżku potrafię być prawdziwą kocicą". O prawie do marzeń mówi kolejna ważna kwestia: "Śnię, że świecę w ciemności...i mam własne zdanie". Bo na przełomie XIX i XX wieku to nie było wcale oczywiste.

Reżyserka pozwala jeszcze Marii wspomnieć o chłodnych relacjach z matką, po czym błyskawicznie dynamizuje akcję zamieniając Trzmiela w szalonego akwizytora jakiegoś kanału telesprzedaży z artefaktami czy wręcz relikwiami ze Skłodowską. To najbardziej udane chyba nawiązanie do zamiany dokonań uczonej w handlowe mity. I o mitach traktuje następny, szczególnie błyskotliwy sceniczny flesz. To spotkanie w telewizji śniadaniowej. Dyżurni eksperci wymądrzający się o roli Skłodowskiej i tak są niczym, kiedy TV oddaje głos "znanym aktorkom". Zatem mimo kapitalizmu, jak w czasach PRL-u to one mają być symbolami sumienia? Agata Biziuk kpi ze współczesnych ikon, wkładając w usta prowadzącej dziennikarki pytania "Ile Maryi jest w Marii" albo jeszcze bardziej obcesowe "święta czy dziwka?". Tak, bo oglądalność jest przecież ważniejsza niż moralność i dobre maniery. Kto oglądał kiedyś talk show "króla jednej z prywatnych stacji TV" wie, o co chodzi.

A kiedy już Agata Biziuk jest przy współczesnych mitach, stawia przed widzami pytanie, czy następstwem odkryć Skłodowskiej nie były przypadkiem amerykańskie "radium girls", czyli dziewczyny oszukiwane, że malowanie cyferblatów farbą z radem nie szkodzi zdrowiu. Podobnie jak odwołanie się do motywu wycieczki znanego z "Modlitwy czarnobylskiej", nota bene świetnego spektaklu Teatru Dramatycznego według prozy niedawnej noblistki Świetlany Aleksijewicz. Chwilę później reżyserka niemal szarżuje, robiąc psychoanalizę Polsce, molestowanej przez Rosję. Jak? No z przodu i z tyłu, co pokazuje na misiu. Że Skłodowska żyła pod zaborem rosyjskim? Uff.

Bardzo ciekawą sceną jest moment zainteresowania się prasy brukowej romansem noblistki z Paulem Langevinem. Ten symboliczny wyścig do mikrofonów przypomina ciągle aktualne ściganie się w poszukiwaniu i pierwszeństwie do opublikowania sensacji, nawet zakrawającej na pranie domowych brudów. Tu Skłodowską staje się Helena Radzikowska. Akcja cofa się do momentu śmierci Piotra Curie. Zabiedzoną, osamotnioną cierpiącą z rozpaczy kobietą jest Mateusz Trzmiel. Bo każdy z zespołu w pewnym momencie stanie się Skłodowską. Niestety, tu tempo przedstawienia wyraźnie siada. Nie pomoże wywoływanie ducha, nie pomoże przywoływanie raz jeszcze historii "radium girls". Dopiero w kontekście informacji, że notatki i ubrania Skłodowskiej wciąż są radioaktywne, staje się jasne, że to noblistka była pierwszą "radium girl".

Wychodząc ze spektaklu pozostajemy sami z pytaniami, jak potoczyłyby się losy chorych na raka, gdyby los sprzyjał pierwszej miłości 18-letniej guwernantki, kobiety-mitu.

Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
30 grudnia 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...