Skóra cierpnie i coś dławi w gardle

"Badenheim 1939" - reż: Piotr Szalsza - Teatr Śląski w Katowicach

W tym roku, w ramach odbywających się w Warszawie Spotkań Teatrów Narodowych Burgtheater zaprezentował "Kobietę Diabła" (w obsadzie m.in. fenomenalna Birgit Minichmayr). Jeśli jednak ktoś nie zdążył kupić biletu, a chciałby posłuchać, jak język Goethego brzmi w ustach austriackich aktorów, powinien wybrać się do Teatru Śląskiego na "Badenheim 1939". W katowickim przedstawieniu słychać również m.in. jidysz - mówi nim zarówno Henryk Rajfer z warszawskiego Teatru Żydowskiego, jak i katowiccy aktorzy.

Andreas Kosek (Martin) i Niki Brettschneider (Truda) są znakomici. Rozmowy aptekarza z jego chorą psychicznie żoną brzmią niezwykle naturalnie. Słychać, że wiedeńscy aktorzy mają ten język we krwi. Dialogi prowadzone są w tak swobodny sposób, że w pewnym momencie widz zapomina, że jest w teatrze. W trakcie wtorkowego spektaklu żadne z dwójki aktorów ani razu nie pomyliło się w tekście, żadna z kwestii nie padła za wcześnie lub zbyt późno, nikt nikomu nie wszedł w słowo, a całość była perfekcyjnie zsynchronizowana z wyświetlanym na ekranie tłumaczeniem. Myślę, że niejednego z polskich widzów ujęła scena, w której wspominająca kraj swojego dzieciństwa Truda mówi „Helena nie pisze”, a po chwili uczy swojego męża zwrotów „dzień dobry” i „do widzenia”… niezwykle przekonywujący jest mówiący w jidysz Rabin (Henryk Rajfer), z kolei Liliana Niesielska (Księżna Milbaum) znakomicie radzi sobie z kwestiami, stanowiącymi karkołomną mieszankę włoskiego, francuskiego, polskiego i niemieckiego.  

Zagranicznym kolegom po fachu w niczym nie ustępowali aktorzy Teatru Śląskiego. Pięknie poprowadzono wątek miłosny między panią Zauberblit i Leonem Semickim – w łączące bohaterów uczucie naprawdę się wierzyło. Bohater Jerzego Głybina – muzyk, który w orkiestrze nauczył się jedynie pić – pociąga co jakiś czas z piersiówki, ale aktor ani razu nie popada w rodzajowe pokazywanie pijaństwa. Nawet mogąca skłaniać do przeszarżowania scena, w której śpiewa „Wszystkie rybki śpią w jeziorze” i parafrazuje polski przebój („Ta ryba piła dziś i jest wstawiona”), śmieszy, jednocześnie nie mając nic wspólnego z kabaretem. Prawdziwą kreacją jest także Langmann w wykonaniu Andrzeja Warcaby. Doktor z ulizaną fryzurą stanowi dziwaczne połączenie – jest jednocześnie Żydem i antysemitą. To on w trakcie rozmowy na temat Ostjuden wykrzyczy Semickiemu w twarz, że Żydów ze Wschodu powinno się wysłać tam, skąd przybyli (Leon ostrzega go: oby te słowa nie okazały się prorocze). Co ciekawe, to właśnie Langmann jako jedyny zauważa, że w mieście dzieje się coś złego… nie można nie wyróżnić także obdarzonej pięknym, mocnym głosem Małgorzaty Daniłow i Marka Rachonia, czyli Bliźniaków. Podopieczni Księżnej śpiewają, i – zgodnie z wolą autora – tworzą dwugłos. Zachwyca również sprawność fizyczna wspomnianej dwójki – wydaje się, że nie ma akrobacji, której nie potrafiliby wykonać.  

Spektakl Piotra Szalszy jest czytelny także dla tych, którzy nie znają powieści Appelfelda. Reżyser świetnie pokazał narastającą grozę, która ma swój początek w obwieszczeniach, rozdawanych przez urzędników Wydziału Sanitarnego (w ich role wcielają się słuchacze Studium Aktorskiego). Atmosferę zagrożenia podkreśla minimalistyczna i wieloznaczna muzyka Zbigniewa Bargielskiego – uderzenia, które słyszymy, współbrzmią z rytmem, wybijanym przez Trudę kulą, ale mogą oznaczać również bicie serca lub wbijanie betonowych słupków przez odpowiednie służby. Wkrótce pojawia się szlaban i drut kolczasty. W międzyczasie Semicki żartuje, że za swoją grę będzie się smażył w piekle, Langmann ironizuje, że Bliźniacy smarują pewnie chleb „Sonetami śmierci” Rilkego, recytatorzy śpiewają najbardziej znany wiersz poety („Śmierć”), a Rabin zaskakuje zebranych, odmawiając kadisz…  

Reasumując: powstało przedstawienie piękne wizualnie (tęcza, błyskawice, woda w akwarium, frenetyczny taniec w czerwonym świetle), w którym na każdym z planów coś się dzieje (Karl i Lotti grają w badmintona, grający w szachy Salo zastanawia się nad kolejnym ruchem, jedna z prostytutek uwodzi Bliźniaka 2), a symboliczny i boleśnie konkretny zarazem obraz finałowy sprawia, że skóra cierpnie, wilgotnieją oczy i coś dławi w gardle.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
1 grudnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia