Skradziona historia

"Historia przemocy" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr im. A. Fredry w Gnieźnie

„Historia przemocy" w reżyserii Eweliny Marciniak miała swoją premierę rok temu w Gnieźnie. Teatr Fredry od kilku sezonów zmienia swój charakter sięgając po repertuar niecodzienny, odważny i inny. Niewątpliwie „Historia przemocy" to ciekawy wybór, szczególnie, że była to polska prapremiera inscenizacji książki Édouarda Louisa – autobiograficznej historii o wigilijnym wieczorze, który okazał się jednym z tych, które pamięta się do końca życia.

Przestrzeń (Ewelina Marciniak, Grzegorz Layer) - po lewej ściana sprawiająca wrażenie świeżo otynkowanej, na tylnej tapeta w palmy, zaś po prawej stronie wisi kurtyna zamiast ściany, dopełnienie tego „pokoju" stanowią widzowie, którzy tworzą czwartą ścianę. Na środku główny bohater – (Piotr Nerlewski) rozpoczyna spektakl. Ubrany w garnitur z szalem na szyi sprawia wrażenie młodego intelektualisty, a po jego wypowiedzi okazuje się, że nie było to mylne przeczucie.

Ten oczytany człowiek opowie swoją historię, dramat, który rozegrał się pewnej deszczowej, wigilijnej nocy w Paryżu. Bohater przyjechał to stolicy Francji ze wsi, na której najpewniej nigdy nie czuł się sobą, nie pasował do miejscowej ludności, więc uciekł do nowego świata, gdzie pełen nadziei liczył na odnalezienie siebie. Decyzja o pozostaniu na święta w mieście była niespotykana, a przez siostrę Clarę (Martyna Rozwadowska) uznana za niestosowną i wbrew tradycji.

Bohater wybrał przyjęcie u swoich paryskich przyjaciół (Michał Karczewski i Dominik Rybiałek), wieczór pełen zabawy oraaz Marii Callas – divy i królowej gejów. Nadszedł czas na rozdanie prezentów. Édouard dostał książki i zadowolony z podarku postanowił opuścić spotkanie, by oddać się lekturze w domowym zaciszu. Wracając do mieszkania spotyka Reda (Oskar Malinowski) – mężczyznę z Kabylii, krainy w północno-zachodniej Algierii. Ten jakże ważny wątek, jakim jest narodowość bohatera, zostaje w gnieźnieńskiej realizacji nieco pominięty. Często, co prawda, podkreśla się nazwę jego plemienia, ale nie prowadzi to do dalszej refleksji, a jedynie subtelnie wskazuje na generalizację jego postaci do tzw. Araba. Przekładanie prozy na scenę często wiążę się z pewnymi ograniczeniami, skróceniem tekstu, wycięciem pewnych wątków, co nie zawsze udaje się bez szkody dla całości. W gnieźnieńskiej inscenizacji to właśnie selekcja tekstu wadzi najbardziej. Historia zdaje się być szczątkowa, a dla osób znających książkę pozbawiona jej najważniejszych cech i sensów. W tych niedopowiedzeniach i skrótach ginie krzyk głównego bohatera: "Wszyscy chcą ukraść moją opowieść".

Historię opowiadają dwie osoby – Édouard i Clara. Główny bohater zwierza się swojej siostrze, a ta dalej przekazuje opowieść mężowi (Roland Nowak). Clara to nieco przerysowana postać, która reprezentuję wieś utożsamianą tutaj z brakiem zainteresowania literaturą, przywiązaniem do rodzinnych tradycji i udawaną tolerancją. Jej mąż jeszcze mniej zainteresowany jest tragedią Édouarda. Przyjaciele głównego bohatera to geje przedstawieni w klasyczny sposób. Na uwagę zasługuje scena przesłuchania na policji, ale i wizyta u lekarza. Warto uzmysłowić sobie, że akcja dzieje się w Paryżu, czyli stolicy kraju, który można uznać za tolerancyjny, wyzwolony i kolorowy. Kiedy na policji pojawia się zgwałcony mężczyzna, to funkcjonariusze (Michał Karczewski i Dominik Rybiałek) nie biorą go na poważnie, a oprawca zostaje nazwany Arabem, mimo tego, że Édouard mówi, że to obraźliwa generalizacja. Z kolei wizyta u lekarza nie okazuje się być o wiele lepsza, tak jakby gwałt nie był wystarczającym powodem do porzucenia partyjki pasjansa i wzięcia się do pracy. Ponadto okres świąteczny powoduje, że zarówno policjanci jak i lekarz zachowują się, jakby nic złego w tym czasie nie mogło się stać – bożonarodzeniowy zakaz czynienia zła.

Głównym elementem spektaklu w reżyserii Eweliny Marciniak zdaje się być woda. Aktorzy przechadzają się po scenie, która została przebudowana tak, by artyści brodzili w wodzie, a co jakiś czas padał na nich deszcz. Woda to oczywiście wspomnienie traumatycznego wieczoru - wigilii, która zamiast szczęśliwej, okazała się tragiczną, kradzieżą i gwałtem. Podczas tych wydarzeń padało, więc deszcz nie jest tu oczyszczeniem, a bolesnym wspomnieniem. Krople te są jak łzy lub sztylety - nie przynoszą ulgi. Kolejnym elementem jest muzyka, która grana na żywo przez Wacława Zimpela buduje nastrój i dobrze współgra z deszczową pogodą.

Gnieźnieński Teatr Fredry poszerza swoje horyzonty repertuarowe o tematy trudne, na które przymyka się oko. Łatwiej ich unikać, udawać, że nie istnieją niż próbować się z nimi zmierzyć. Tekst porusza wiele niewygodnych, ale ważnych treści. Sama historia przemocy - gwałtu, którego ofiarą stał się główny bohater to pretekst do rozważań o braku zrozumienia w rodzinie. Ponadto mówi się tu o rasizmie, niesprawiedliwości systemu, myśleniu stereotypowym, które rani ofiary i podważa krzywdę dyskryminując ze względu na płeć.

Z czasem skóra, w której żyjemy może okazać się obca, zaś nowa, którą nabyliśmy poprzez doświadczenia może obrzydzać. Ewelina Marciniak wraz z zespołem Teatru Fredry, a także gościnnym udziałem niektórych aktorów być może popchnie tym spektaklem do refleksji, a nawet wywoła dyskusję, uzmysłowi niektórym, że bycie sobą jest prawem człowieka, a nie powodem do ucieczki.

Natasza Thiem
Dziennik Teatralny Poznań
14 października 2020

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia