Skrzypek nieco niżej

„Skrzypek na dachu" - aut. Szolem Alejchem - reż. Marek Weiss - Opera Wrocławska - 11.02.2024

Sztuka Jerry'ego Bocka, Sheldona Harnicka i Josepha Steina z 1964 roku - "Skrzypek na dachu" - powstał na podstawie powieści "Dzieje Tewjego Mleczarza" oraz cyklu opowiadań autorstwa Szolema Alejchema. Za jego adaptację w Operze Wrocławskiej odpowiada Adam Frontczak, a za reżyserię Marek Weiss.

Trudno oglądać ten jeden z najpopularniejszych musicali, nie porównując go do jego, nagrodzonej trzema Oskarami, adaptacji filmowej. Nie jest to może najchwalebniejszy sposób oceniania dzieła, jednak w przypadku tej historii, wersja kinowa tak głęboko zakorzeniła się w świadomości odbiorców, iż sztucznym by było pomijanie jej. Oczywiście należy pamiętać o specyfice formy teatralnej. Nie ma w niej tylu technicznych rozwiązań, co w filmie, o wiele więcej trzeba pozostawić wyobraźni. Stwarza to sporo ograniczeń, ale również możliwości nadania dziełu indywidualnego rysu. Niestety twórcy wrocławskiego "Skrzypka na dachu" nie do końca wykorzystują tę szansę - nazbyt redukują wiele elementów spektaklu, zubażając jego charakter.

Oczywiście najistotniejsza jest muzyka. Grane na żywo partie instrumentalne i utwory wykonywane przez profesjonalnych śpiewaków nadal tak samo zachwycają swoją emocjonalnością i folklorystyczną stylizacją, porywając do tańca i podróży przez anatewską diasporę. Partie tytułowego skrzypka imponują skomplikowaną budową i tajemniczymi, tęsknymi impresjami. "Tradycja" rozgrzewa serce rozmachem i silnym brzmieniem, "Gdybym był bogaczem" bawi kreatywnością, lekkością i szczerością, "Czy mnie kochasz" głęboko wzrusza i pokrzepia. Niestety (być może przez nagłośnienie) w scenach zbiorowych - mimo widocznego zaangażowania chóru - wiele kwestii było niezrozumiałych, zlewających się z warstwą instrumentalną. Wątpliwości budzi również tłumaczenie libretta. Niektóre fragmenty mogłyby wierniej oddawać treść oryginału.

Gra aktorska Liliany Jędrzejczak w roli Cajtli, Tomasza Łykowskiego jako Perczyka i Aliaksandra Bardasau, wcielającego się w Fiedkę, jest niestety nieporadna i pretensjonalna. Również Chawa (Aleksandra Malisz) i Hudel (Aleksandra Opała) wypadają nieprzekonywująco. Brak tu zrozumienia emocji i motywacji bohaterów lub po prostu umiejętności, by trafnie je interpretować. Prawdopodobnie dzieje się tak, ponieważ wcielający się w role specjalizują się w śpiewie, nie zaś w grze teatralnej. Sytuację ratuje starsze pokolenie - Jacek Jaskuła świetnie kreuje postać prostodusznego mleczarza.

Jego rozmowy z Bogiem, stosunek do żony i córek mają w sobie wiele ciepła, choć znajdzie się tam również gorycz i niezrozumienie. Aktor trafnie przedstawia zachowania i postawy Tewiego, kierującego się tradycją, przyjmującego swój los, mimo trudnej sytuacji ekonomicznej, społecznej i politycznej, w dość optymistyczny sposób, a także co raz lepiej rozumiejącego, iż czekają go wielkie zmiany. Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, grająca charyzmatyczną Gołdę, również emanuje naturalnością.

Z łatwością odnajdziemy w niej macierzyńsko-małżeńską siłę i zadziorność, które budzą sympatię i nadają dynamiczności spektaklowi. Obydwoje zostali zagrani jako postacie z krwi i kości, potrafiące wzruszyć i rozbawić widzów.

Na uwagę zasługuje choreografia w adaptacji Bożeny Klimczak i koordynacji Emila Wesołowskiego. Porywające, inspirowane żydowską i ukraińską sztuką ludową, tańce tworzą niezwykle folklorystyczny, a wręcz baśniowy klimat spektaklu. Trudno im się przyglądać, nie podrygując przy tym rytmicznie. Warsztat artystów wykonujących skomplikowane układy i figury wzbudza podziw i chęć zagłębienia się w barwne obyczaje bliskowschodnich kultur. Blado niestety wypada scena tańca do piosenki "Chawa". Nie wykorzystano w pełni potencjału tego wzruszającego utworu, ruchy postaci są dość uproszczone, a światła nie tworzą wystarczająco nostalgicznego nastroju. Zresztą większość choreografii w trakcie utworów solowych i całość ruchu scenicznego są mało pomysłowe, jakby pozostawione samym sobie. A to właśnie w tym obszarze teatr może mieć więcej do zaoferowania niż kino. Niestety zdaje się, iż reżyser poświęcił większość uwagi interpretacji muzycznej.

Scenografia - autorstwa Ryszarda Kaji - nie budzi żadnych zastrzeżeń. W wierny i staranny sposób oddaje ona atmosferę małej, żydowskiej wsi z początku XX wieku. Liczne drewniane domki, z oświetlonymi na złoto okienkami, zaróżowione gałęzie skromnych drzewek, zarys synagogi i cerkwi oraz bajkowy, obserwujący wszystko z zatroskaniem, księżyc przenoszą widza do świata, pełnego małych i dużych, ale przede wszystkim angażujących swą szczerością problemów, mieszkańców Anatewki.

Mimo "kameralności" miejsca akcji, da się odczuć, iż opowiadana historia porusza kwestie, które niejednokrotnie potrzebują więcej rozmachu i przestrzeni. W tym celu wykorzystano podział sceny na, dodające twórczej swobody, ruchome segmenty.

Kostiumy tego samego autorstwa godnie dopełniają klimatu spektaklu. Poza prostym, wiejskim ubiorem i tradycyjnymi żydowskimi szatami zobaczymy również, przykuwające uwagę swoją oniryczną fantazyjnością, kreacje duchów ze sceny snu Tewiego.

"Skrzypek na dachu" to historia, która się nie starzeje. Rozdarcie między tym, co znane i pewne a tym, co nowe i budzące niepokój, pytania o tożsamość, rozterki w relacjach z sąsiadami, przyjaciółmi, dziećmi, współmałżonkiem, a wreszcie Bogiem to tematy, które dzięki swojej uniwersalności przemówią do większości widzów.

Jeśli jednak nie poczują się oni zaangażowani samym biegiem fabuły, z pewnością nie pozostaną obojętni na nieprzeciętną warstwę muzyczną i taneczną, która porusza serce i wyobraźnię, a także dłonie do gorących oklasków.

Urszula Laszczyńska
Dziennik Teatralny Dolny Śląsk
18 marca 2024

Książka tygodnia

Ulisses
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
James Joyce

Trailer tygodnia