Skrzypek odarty z mitu
"Shoa Show - parodia makabryczna" - reż.A.Hadari - Teatr Dramatyczny w WałbrzychuNa koniec sezonu artystycznego Teatr Dramatyczny zaserwował nam dwie premiery. Pierwszą był zaprezentowany w sobotę, 11 czerwca, na scenie kameralnej spektakl "Szoa-Show. Parodia Makabryczna". Sztukę napisali Awiszaj Hadari i Tomasz Jękot. Pierwszy z nich jest też jej reżyserem i scenografem
Sztuka oparta została na kilku tekstach, ale tym najważniejszym, z którego najwięcej zaczerpnęli autorzy, jest niewątpliwie dzieło Szolema Alejchema "Dzieje Tewi Mleczarza", które do świadomości mas przedarło się nie dzięki wydaniu książkowemu, ale zrealizowanemu dużo później na jego podstawie musicalowi "Skrzypek na dachu".
Obaj autorzy - i tu mam na myśli realizatorów naszego spektaklu w Wałbrzychu - sięgając do pierwowzoru dokonują odarcia z mitu tego obrazu żydowskiego świata, jaki narzucają nam w tej swojej wielce cepeliowskiej formie autorzy"Skrzypka na dachuj W"Skrzypku..." rzeczywistość, co prawda jest zgrzebna, ale jednak wszystkim nam w końcu się wydaje, że żyło się wtedy prościej, a główny bohater odbierany jest przez widza, jako życzliwy nieco naiwny starzec, który spiera się ze swoim bogiem słowami pieśni "Gdybym był bogaty".
Tego obrazu w spektaklu wałbrzyskim na pewno nie odnajdziemy.
Tutaj główny bohater cierpi, wciąga nas o wiele mocniej w swój ból i przeżywane tragedie, które go dotykają. Jest też piękne polskie słowo, w cudownej recytacji Włodzimierza Dyły, grającego Tejwe, który zachowuje charakterystyczny akcent dawnej mowy żydowskiej. Coś, czym na przykład mój dziadek opowiadając mi o czasach przedwojennych umiał się tak pięknie posługiwać, ów akcent, który dobrze pamięta jeszcze najstarsze pokolenie. Jest ta metoda starego aktorskiego warsztatu, z której urody tak chętnie korzystali wybitni znani polscy aktorzy, jak np. Dziewoński, a co dzisiejszej młodzieży nie jest już zupełnie znane. Miło więc było patrzeć, jak słucha ona w osłupieniu i z zachwytem w oczach tej żydowsko-polskiej
gwary. Gdzie każde słowo jest po polsku, ale brzmi inaczej... Wielką swoją klasę aktorską ukazują w tym spektaklu Sabina Tumidalska - grająca postać Gołde i Adam Wolańczyk - obsadzony w podwójnej roli. Raz występujący jako Lej-zer Wolf, dwa - Babcia Cejtl. W obu - równie doskonały. Tym dwojgu weteranom naszej sceny starają się dorównać odtwórcy pozostałych ról i czynią to naprawdę wyśmienicie. Mamy spektakl ciekawy, wartki, z zaskakującym finałem, którym staje się spinający całość taniec w Auschwitz-Birkenau - widoczny na dołączonym w tle obrazie filmowym. Zbliżenie dwóch odległych światów, w których Żydzi cierpieli i porównanie ich dramatów - chciałoby się powiedzieć!
Oszczędna w środki i skromna scenografia o zaskakujących widza rozwiązaniach - to kolejny atut spektaklu, który może porwać w przyszłości tłumy. I zapewne mojemu zachwytowi nad tą realizacją nie byłoby końca, gdyby nie program do tego spektaklu z komentarzem. A tam wielkie pouczanie i mieszanie. Mój niepokój budzi cytowany bez umieszczenia w kontekście historycznym, fragment opisu rzezi na Żydach w Goraju. Autorowi, który skacze po całej literaturze i sięga do słynnej powieści Singera "Szatan w Goraju" - zabrakło niestety, konsekwencji, aby zaznaczyć, że historia dotyczy czasów powstania Chmielnickiego, a sprawcami mordu byli Kozacy.
Programy do spektakli, jak książki, mają swoje żywoty. Nierzadko są cytowane na bieżąco i później. Bywają też tłumaczone na języki obce. Aż strach pomyśleć, komu przypisze te zbrodnie ktoś, kto historii dobrze nie zna!
Za to w tym samym programie, nie wiedzieć czemu, ledwie pół zdania poświęcono Adolkowi Kohnowi, który przyjechał z rodziną po latach i zatańczył na terenie Muzeum Niemieckiego Hitlerowskiego Obozu Auschwitz - Birkenau, o czym "doniósł"filmik, który zamieściła potem w serwisie youtube jego córka i do czego nawiązali w finale twórcy naszego wałbrzyskiego spektaklu. Była to bowiem historia, która przetoczyła się burzą przez prasę światową, wywołując biegunowo odmienne komentarze.