Śląsk najbliżej serca

sylwetka Zbigniewa Stryja

Choć upomina się o niego masowa publiczność, nie czuje się gwiazdą. Zbigniew Stryj, aktor zabrzańskiego Teatru Nowego, reżyser i scenarzysta, ani myśli wyjeżdżać z rodzinnego miasta. O korzeniach i fascynacjach artysty pisze Marlena Polok-Kin.

Szpakowaty przystojniak z ciepłym uśmiechem i przenikliwym, jasnym spojrzeniem. Koszula, dżinsy. Mocno ściska dłoń na powitanie. Rocznik 1968. Śląska publiczność zna go doskonale ze świetnych ról w zabrzańskim Teatrze Nowym. Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że to głównie dla niego siada przed telewizorami damska część ogólnopolskiej widowni serialu "Na Wspólnej". Jako mecenas Adam Roztocki, partnerujący Renacie Dancewicz, grającej Weronikę, sprawia, że kobiece serca szybciej biją. Sam mówi o sobie, że jest aktorem, reżyserem, scenarzystą, ale przede wszystkim zwyczajnym mężem i ojcem dwóch nastolatek. 

- Konserwatywni jesteśmy tak po śląsku. I bardzo nam z tym dobrze - deklaruje. 

Łobrozki z placu 

Jego bogaty dorobek aktorski to ponad 50 ról teatralnych i udział w filmach fabularnych, m.in. "Barbórce" Macieja Pieprzycy i "Benku" Roberta Glińskiego. Ostatnio kinowa publiczność ma okazję oglądać go w "Generale Nilu", polskim biograficznym dramacie historycznym, opowiadającym o losach generała Augusta Emila Fieldorfa ps. "Nil". Film wyreżyserował Ryszard Bugajski. 

Są sukcesy, są i nagrody. Choć zrobił karierę w Warszawie, najbliższe sercu projekty-spektakle o Śląsku - może realizować wyłącznie tutaj. Jest kierownikiem artystycznym Sceny Propozycji przy Stowarzyszeniu Pro Futuro, gdzie realizuje autorskie przedstawienia w przestrzeniach poprzemysłowych. 

Właśnie wydał -za namową swego przyjaciela, prof. Mariana Oslisly, także Ślązaka z krwi i kości - książkę "Łobrozki łod serca". To rymowane, czasami przewrotne śląskie wierszyki, niektóre znane już publiczności jako piosenki z jego autorskich spektakli. Wykonywane, jak mówi, przez absolutnie cudownego Benia Krawczyka. Ilustracjami są obrazy Romualda Nowaka. 

Inspiracjew podziemiach 

Zbyszek Stryj o swojej fascynacji śląską tradycją, pogmatwanymi dziejami i ludzkimi losami mówi z prostotą. - Tu się wychowałem, nikt z moich bliskich się tego regionu nie wstydził. Jednak im byłem starszy, przybywało mi doświadczeń i wiedzy, tym lepiej rozumiałem, że nie jest to obraz wyłącznie sielankowy - opowiada. 

Na jego artystyczne spojrzenie mieli wpływ dwaj znakomici artyści. 

- Jerzy Król otworzył mi oczy na przypadłości, wady i kompleksy śląskie, wynikające z lat niewoli, z tych pogmatwanych losów obszarów pogranicza. Z jednej strony faszyści, z drugiej komuniści - mówi Stryj. 

Drugi człowiek, który silnie na niego wpłynął, to Ślązak z wyboru, artysta wielkiego serca i talentu, zabrzański malarz Roman Nowotarski. 

- Powiedział mi przez swoją twórczość tyle o Śląsku! O rzeczach, o których nie miałem pojęcia! Pokazał, jaki jest w istocie piękny. To dzięki niemu, wielkiemu romantykowi, mówię ludziom spoza regionu: "Zobaczcie, co jest za tą czarną bramą, którą my i Romek widzimy". 

Stryj zabiera widza do niezwykłych miejsc w Zabrzu -do Łaźni Łańcuszkowej, skansenu Królowa Luiza, chce grać wpodziemiach zabytkowej kopalni Guido. I pokazuje nie tylko Śląsk, o którym zapominamy, ale także ten współczesny, któremu nie brakuje problemów. 

Jest autorem sztuk teatralnych "Żywi ludzie", "Obraz", "Moje miejsce", "Musi przyjść", "My i oni". Ze scenografem Bartkiem Latoszkiem, z inspiracji dyrektora zabrzańskiego Muzeum Górnictwa Węglowego, Jana Jurkiewicza, stworzył blisko 10 spektakli. Opowiada, że w zabytkowej ko-palni Guido jest jeszcze jedna komora, dotąd nieudostępniona zwiedzającym. I tam chciałby umiejscowić swoje kolejne widowisko. - Powstanie tam rzecz o wzajemnej tęsknocie, która jest dla Śląska tak charakterystyczna. To metafora tęsknoty górnika przez te 8 godzin za żoną i rodziną. I odwrotnie, tęsknota kobiety, podlana do tego strachem o męża na dole - mówi Stryj. -Ale jest też tęsknota rodzin, rozdzielonych przez pogmatwane losy. Połowa w Niemczech, połowa w regionie. I jeszcze ta nieokreślona nostalgia, kiedy dzień się ma ku schyłkowi. Hałda z daleka widziana, na tle czerwieniejącego nieba, daje złudzenie, że to może jakaś góra odległa... 

Pierwszy raz powiedział publicznie, że jest Ślązakiem, kiedy nieżyjący już Stanisław Bieniasz przekazał mu tekst "Skarbnika". Potem zagłębił się w tematykę. 

- Dziś nie wyobrażam sobie pracy bez tego ważnego elementu swojej twórczości -mówi Stryj i zdradza: - Z gorącej rozmowy z Arkiem Golą powstał pewien projekt. Silnikiem będą słowo i genialna fotografia Arka. Człowieka, który widzi Śląsk od najmniejszego szczegółu, do wielkiego krajobrazu - relacjonuje Stryj. - To będzie współczesna wypowiedź na temat Śląska, pewna metafora, w nowoczesnym języku i przekazie. 

Witom wos, chopy 

Zbyszek ze swobodą przechodzi z czystej polszczyzny na gwarę. Nie ukrywa, że lubi sobie "pogodać" i z upodobaniem to czyni w każdych okolicznościach. Stryjowie często godają w domu, z przyjaciółmi. 

- Wchodzę kiedyś do siedziby Polskiego Radia w Katowicach (występuję tam w audycji, w której czytam teksty Ligonia) . Spotykam na dole prof. Mariana Oslislę, który też został zaproszony do radia i czekał na swoją kolej - opowiada Zbyszek. - Siadamy, zaczynamy godać. O sztuce, o muzyce, czyli tak, jak zwykle, gdy się spotykamy. Na tę naszą rozmowę przychodzi redaktor Henryk Grzonka i godo: "Witom wos, chopy". To jest tajne, naturalne. 

Zbyszek cieszy się, że coraz więcej młodych aktorów nie wstydzi się, że poradzi godać. 

Pracuję, żeby żyć 

Gdyby miał wybierać idealne miejsce do życia, wybrałby... Zabrze. Bynajmniej nie dlatego, że jest pozbawione wad. Tu mieszka od urodzenia. Jest absolwentem I Liceum Ogólnokształcącego. Ma przyjaciół, codziennie spotyka inspirujących ludzi. Tutaj chcą żyć jego żona Ewa i dwie córki: 15-letnia Ola i 12-letnia Ania. To także przez wzgląd na najbliższych konstruuje całe swoje życie zawodowe. 

- Z pewnym lękiem wchodziłem w warszawskie środowisko. Obawiałem się stereotypów myślenia o Śląsku i Ślązakach. Dziś natomiast myślę, że ten, kto wykreował ten obraz, na użytek dawnychmediów, to jakiś psychopata. Faktem jest, że zdarzało mi się ten Śląsk objaśniać. Mówić, dlaczego inaczej wygląda z perspektywy Warszawy. Nigdy jednak nie spotkałem się z niechęcią -mówi. 

Więcej, Zbyszek potrafił Śląskiem urzec. Najlepszym tego przykładem jest bytność na zabrzańskiej scenie Renaty Dancewicz, jego serialowej małżonki. Artyści, jak w serialu "Na Wspólnej", znów wystąpili jako para. Spektakl "Tutam" wypełniał po brzegi nie tylko salę zabrzańskiego teatru, ale także z powodzeniem przyjmowany był na innych scenach. Renata Dancewicz nie ukrywała zachwytów nad zabrzańską publicznością. 

- Urzekła mnie otwartość ludzi, gościnność, bo na perfekcję i profesjonalizm, współpracując ze Zbyszkiem, byłam już przygotowana - mówiła artystka po premierze w Zabrzu. 

Warszawa, choć przyjęła Zbyszka z otwartymi ramionami, nie skusiła go zawodowo na tyle, by zdecydował się wyjechać z Zabrza na stałe. 

- Miałem nie tylko pokusy, ale i konkretne propozycje pracy - śmieje się Zbyszek. -Ale jestem normalnym mężem i ojcem. Uznałem dlatego, że byłoby szczytem egoizmu, gdybym nagle oświadczył rodzinie: "A teraz tata jedzie robić karierę do Warszawy". 

I choć, jak mówi, aktorskie posłannictwo jest dla niego bardzo ważne, nie na tyle, by kłaść na szali rodzinę. - Pracuję, żeby żyć, a nie żyję, żeby pracować - śmieje się.

Marlena Polok-Kin
Polska Dziennik Zachodni
7 lipca 2009
Portrety
Zbigniew Stryj

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia