Śląski kawałek podłogi
Piąta strona świata" - aut. Kazimierz Kutz - reż. Robert Talarczyk - Teatr Śląski w KatowicachŚwiat najczęściej dzielony jest na cztery geograficzne strony. Jest wschód, zachód, południe i północ. Jednak oprócz tego istnieje metafizyczna przestrzeń, która kształtuje człowieka i zostaje z nim już na zawsze. I właśnie Śląsk to takie magiczne miejsce na ziemi, które tylko czeka, aby je odkryć i zrozumieć.
Miałam możliwość zanurzyć się w nieznany mi dotąd świat Ślązaków podczas oglądania sztuki „Piąta strona świata" w reżyserii Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Ta namacalna historia ludzi, dogłębnie mnie oczarowała.
Siedząc w bocznej loży miałam ciekawą perspektywę na scenę. Studiowałam genialne, wypracowane ruchy aktorów. Nie było w nich żadnej przesady. Ich rytmiczne ruchy sceniczne (za które odpowiada Katarzyna Kostrzewa) do akordeonowej, inspirowanej Śląskiem muzyki (twórca muzyki: Przemysław Sokół), zbudowały tło dla całego spektaklu i dopełniły krajobraz śląskości. Szczególną uwagę zwróciłam na mimikę głównego Bohatera i narratora spektaklu (w tej roli Dariusz Chojnacki). Kiedy opowiadał, światło lamp (Maria Machowska) było skierowane na niego. Emocje jakie można było odczytać z jego twarzy poruszyły mnie do szpiku kości. To właśnie jego postać sprawiała, że tak przeżywałam opowiadaną historię: uczucia prezentowane przez Bohatera stawały się moimi.
Jego narracja prowadziła mnie przez historię jednej rodziny, ale też całej śląskiej społeczności, która została doświadczona zmianami politycznymi, wojną i zbiorowym osądem, ale mimo to walczyła o swoją kulturę. Trudne wybory, wykluczenie czy brak zaufania, to tylko niektóre problemy, które dotykały Ślązaków. Opowiedziana historia jest także mocno uniwersalna. Śledząc historię różnych innych grup społecznych możemy odnaleźć wiele takich bolączek, co w tym przedstawieniu zostało zawężone do perspektywy Ślązaków. Jak w piosence Mr Zoob „Mój jest ten kawałek podłogi" walczyli o swoją odrębność. Wystarczyły małe gesty, kilka rekwizytów, aby stworzyć sceny z familoków, kościoła czy miejsc pracy.
Rewelacyjna jest scena w kościele, gdzie starczyło kilka kroków i wyciągnięcie języka przez aktorów, aby skojarzyć to z przyjmowaniem komunii. Podobnie sceny rozmów Chrobokowej (Grażyna Bułka, Alina Chechelska) z Matką (Barbara Lubos) zapadły mi w pamięć. Kobiety prowadziły negocjacje w sprawie zaślubin swoich dzieci. Ich aktorski kunszt pozwolił na kreacje wyraźnych postaci jedynie za pomocą stołu i ich gestów. Nie potrzebowałam stolnicy pełnej mąki i wałka, aby widzieć jak kobiety w zależności od kierunku rozmowy obchodzą się z ciastem. Moja wyobraźnia samoistnie odgadywała zamysł reżysera. Dużym atutem był także wyświetlany nad sceną tekst, który pomaga zrozumieć nieznane słowa ze śląskiej gwary.
W spektaklu wykorzystano także ruch samej sceny. Zapadnie, zjeżdżające z aktorami i na nowo ich windujące, upłynniały akcję. Spod sceny wyłaniał się m.in. Heniek Basista (Marcin Szaforz), który w powtarzającym się układzie i przy akompaniamencie muzyki odpowiadał na listy swojego brata – Karlika (Marcin Szaforz). Całość spektaklu dopełniało tło, którym były wyświetlane grafiki, rysowane niedbałą kreską (Ewa Satelecka). Przywołały mi one na myśl śląskie bieżniki z rodzajowymi scenkami. Jednak jeden z obrazów był szczególnie wymowny. Podczas spotkań Lucjana (Artur Święs) i Adeli (Agnieszka Radzikowska, Aleksandra Przybył) pokazywano scenę z raju z Adamem i Ewą. Bohaterowie zostali przedstawieni jak pierwsi ludzie, którzy na nowo łączą Ślązaków (tych których losy wojenne skrzyżowały się z Niemcami, jak i tych, którzy walczyli razem z Polakami). Natomiast ich wesele, odwiedzane przez śląskie zmory z przeszłości, przywiodło mi na myśl uroczystość z Bronowic z dramatu Wyspiańskiego, gdzie zjawy są personifikacją lęków i marzeń.
Spektakl „Piąta strona świata" w reżyserii Roberta Talarczyka był niebywale spójną i wciągającą opowieścią o Śląsku, ukazującą historyczną panoramę jego mieszkańców. Jest to najpiękniejsza wizytówka jaką przyszło mi obejrzeć. Gdy tylko spektakl się zaczął odpłynęłam w żywy świat familoków. Naprawdę została pokazana inna część świata, zupełnie mi obca, ale jakże piękna i godna uwagi. Serdecznie zachęcam do poświęcenia czasu na ten spektakl i odwiedzenia Katowic, aby to przeżyć.
Będąc w samym sercu Górnego Śląska nie można, wyobrazić sobie lepszego spotkania ze śląskością z krwi i kości.