Słodki śpiew posłańców niebios

"Pastorałka" - reż. Roberto Skolmowski - Wrocławski Teatr Lalek

Czesław Miłosz napisał, że "Pastorałka" Leona Schillera tkwi w polskiej kulturze, tradycji i języku równie mocno, co "Pan Tadeusz". Wystawiali ją na scenie reżyserzy tej miary, co Kazimierz Dejmek, Maciej Englert czy Laco Adamik (i w teatrze i operze), a mimo to ułożona przez Schillera biblijna opowieść ciągle zachowuje świeżość i kusi kolejnych twórców. W grudniu 2011 roku premierę "Pastorałki" przygotował we Wrocławskim Teatrze Lalek Roberto Skolmowski.

„Pastorałka” to w polskim teatrze legenda. Sztuka powstała w 1931 roku temu w sposób najprostszy z możliwych. Autorzy (muzykę dobrał Jan Maklakiewicz) zebrali anonimowe teksty i melodie kolęd i pastorałek, śpiewanych w Polsce od dziesiątków lat (niektóre od wieków) podczas bożonarodzeniowych jasełek, szopek i misteriów. Z najpiękniejszych („prawdziwych klejnotów poezji ludowej” – pisał Schiller) ułożyli opowieść o wygnaniu z raju Adama i Ewy, o aniołach zwiastujących cudowne poczęcie, o wędrówce i niegościnnym przyjęciu świętej rodziny w Betlejem, o narodzinach Jezusa, o pasterzach i mędrcach, którzy przybyli że Wschodu, by złożyć Chrystusowi dary, i o okrutnym Herodzie, który za uczynione zło został skazany na wieczne potępienie. Powstała historia odwołująca się do pojęć i wierzeń zakorzenionych głęboko w chrześcijańskiej kulturze, a jednocześnie bardzo teatralna i dająca ogromne możliwości reżyserom. Przed widzami toczy się walka dobra ze złem, bohaterowie stają przed pokusami ponad ich siły, wierząc jednak w dobro, które ostatecznie tryumfuje.

I taki właśnie jest spektakl Skolmowskiego, silny biblijną prostotą tkwiącą w opowieści o narodzeniu Pańskim, a jednocześnie bardzo barwny, rozśpiewany (z graną na żywo muzyką) i zmysłowy. Odwołujący się do estetyki jasełkowej, może nie najbardziej wyrafinowanej, ale doskonale przystającej do opowiadanej historii i absolutnie dalekiej od jakiejkolwiek cepeliowskiej tandety.
 
Scena zajęta jest niemal w całości przez wielki dwuskrzydłowy ołtarz, przez który wychodzą bohaterowie kolejnych „spraw”, wnoszone są znane z barokowych kościołów figury świętych, pojawiają się aniołowie wyglądający tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, iż „anielskie zastępy” to formacja niemal paramilitarna. Nawet, jeśli owi posłańcy niebios śpiewają tak słodko, jakby nic innego niż „Ave Maria” w życiu ze swoich piersi nie wydobyli.
 
Przetyka się we wrocławskim przedstawieniu tajemnica zawarta w biblijnej opowieści z ludową codziennością, widoczną choćby w scenie pijaństwa pasterzy w wieczór, w który objawi się im gwiazda betlejemska. W efekcie zmierzają ku stajence, w której wydarzył się cud, krokiem mocno chwiejnym, ale idą. Nikt nie powinien mieć złudzeń, że od tego dnia wszystko już będzie tak, jak zostało zapisane na tablicach wręczonych przez Boga Mojżeszowi, bo nie będzie! Ale warto się starać, żeby to, co stało się w Betlejem, nie poszło na marne, więc pasterze idą. Przez Brochów Żórawinę, Bielany, Głogów, Wałbrzych i Kudowę na Śnieżkę, skąd na Dolnym Śląsku najbliżej do nieba. To jedyny fragment dopisany na potrzeby inscenizacji w Teatrze Lalek do tekstu sztuki.
 
Roberto Skolmowski nie eksperymentował z „Pastorałką”, nie próbował jej na siłę uwspółcześniać, pokazał za to, jaka moc tkwi w prostym słowie, przedstawionym w sposób, w jaki robiono to przez wieki, bez nachalnego napychania aluzjami. Powstał spektakl klasyczny w najlepszym tego słowa znaczeniu, działający na widza tym, co w teatrze najpiękniejsze, magią słowa, obrazu i dźwięku. Fantastycznie sprawdził się pomysł, by aktorzy animujący wielkie lalki Ewy, Adama, Maryi, Józefa, poruszali się mechanicznym rytmem figurek przewijających się w ruchomej szopce bożonarodzeniowej. Dzięki temu widzowie otrzymują przekaz dziejący się jakby w trzech aktorskich wymiarach: do wielkich figur i ożywiających ich aktorów dołączyli aktorzy, którzy  sami przeistaczają się w figury.
 
Wspaniale wypadły partie śpiewane, a przecież „Pastorałka” to spektakl przede wszystkim muzyczny. Zarówno te wykonywane przez chór dorosłych aniołów (z archaniołem Gabrielem na czele), jak i przez 6,7,8-letnie dzieci Chóru Dziecięcego WTL, autentycznie wzruszające w swej anielskiej niewinności. Momentami szczerze przejęte dziejącym się obok nich na scenie misterium, a chwilami zabawnie znudzone koniecznością powtarzania każdego dnia tych samych gestów i słów, czyli zwykłą aktorską codziennością.
 
„Pastorałką” pożegnał się z Wrocławskim Teatrem Lalek Roberto Skolmowski, dyrektor sceny przez ostatnich pięć lat. Teatr pod jego kierownictwem bardzo się zmienił, słowo „wrocławski” w nazwie stało się równie ważne, co słowo „lalek”. Wyprowadził teatr na ulice miasta, spektakle Bajkobusu z wrocławskimi legendami i o wrocławskich krasnalach, spacery prowadzone przez Beatę Maciejewską ilustrowane teatralnymi miniaturami, obejrzało na pewno ponad sto tysięcy ludzi. Wielu z ich być może nigdy nie zetknęłoby się w inny sposób z teatrem, nigdy też nie zaprowadziłoby tam swoich dzieci. Bajkobus, czyli teatr zbudowany na platformie samochodu ciężarowego, z ruchomą sceną, nagłośnieniem, lalkami i żywymi aktorami, rozsnuł magię teatru nad miastem. To już na zawsze pozostanie zasługą Skolmowskiego.
 
Pożegnał się z wrocławianami (przynajmniej jako dyrektor, bo deklaruje, że jako reżyser chce tu nadal pracować) „Pastorałką”. I zrobił to tak, żeby wszyscy, którzy spektakl obejrzeli, natychmiast za Skolmowskim zaczęli tęsknić.

Mariusz Urbanek
Wroclove
21 grudnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia