Ślubuję ci, że cię nigdy nie poślubię!

"Śluby" - reż. W. Kościelniak - Teatr PWST, Kraków

Rozum? Serce? Jeśli zapytasz, po której stronie leży prawda dotycząca miłości - Fredro odpowie ci mottem otwierającym "Śluby panieńskie": "Rozum mężczyzną białogłową afekt tylko rządzi; oraz kocha; oraz nienawidzi; nie gdzie rozum; ale gdzie afekt, tam wszystka." Ale, tak naprawdę, nie jest ważne, jakiej płci jesteś. Ważniejsza jest droga, jaką musisz pokonać, by to serce zdobyć, a droga miłości należy do tych najtrudniejszych

Pamiętacie na pewno bohaterów „Ślubów...”: beztroskiego hulakę Gustawa, energiczną Klarę i wrażliwą Anielę, a także przysięgi dziewcząt o zrezygnowaniu z zamążpójścia i intrygi, do których owe obietnice doprowadziły. Komedia Fredry to opowieść o młodych, bo też miłość młodych wydaje się być tą najbardziej namiętną, pełną impulsywnych, nieprzewidzianych zachowań i zaskakujących rozwiązań.

Kościelniak sięgnął po klasyczną tematykę i postawił początkujących aktorów (studentów IV roku PWST w Krakowie) przed niełatwym zadaniem – musieli w taki sposób zmierzyć się ze znanym i po części oklepanym już tekstem, by nie stworzyć czegoś na podobiznę nudnego szkolnego teatrzyku dla młodzieży do lat szesnastu. Czy próba wypadła pomyślnie?

Ciekawy jest sam zamysł sztuki - aktorzy śpiewają i tańczą Fredrę. I robią to dobrze, bo głosy mają piękne, poruszają się z gracją, wyglądają zjawiskowo. Ale… półtorej godziny ciągłego śpiewania treści dramatu do nieszczególnie zróżnicowanej muzyki może człowieka zmęczyć. Słowem - za dużo nut, za mało gry.

Czegoś brakuje każdej z ról. Niedosyt budzą postaci najbardziej przerysowane. Chodzi tu zwłaszcza o niezrozumiałą dla mnie i nieważną z punktu widzenia całości postać Jana, która nie tylko irytowała, ale nawet przeszkadzała w odbiorze sztuki. Co do innych bohaterów drugiego planu – warta wspomnienia jest kreacja Albina, reprezentującego w dramacie karykaturalny rodzaj miłości – po trosze werterowskiej, ale też biernej, uległej i płaczliwej, który w tym wypadku został stworzony na obraz współczesnego, sfeminizowanego mężczyzny, delikatnego, nadwrażliwego i niedojrzałego chłopca. 

Ale co z postaciami pierwszoplanowymi? Niewiele można powiedzieć na ich temat, bo doprawdy okazały się miałkie i niewystarczająco różniące się od siebie pod względem charakterologicznym. Przezroczyste manekiny. Klara – niby energiczna, niby trochę zalotna, seksowna i wyzywająca w zachowaniu, ale jakoś bez przekonania. Aniela zaś wcale nie taka łatwowierna i posłuszna, jak ją Fredro namalował. Coś tu nie styka. A Gustaw? Choć jego postać dawała naprawdę spore możliwości i pole do popisu, jestem nieprzekonana. 

Uważam jednak, że dalej będę chodzić do teatru PWST pełna entuzjazmu. Postuluję za tym, żeby na sztuki tego typu patrzeć troszkę odmienną miarą, bo chodzi w nich o coś więcej niż o sam spektakl. Tu można podziwiać młodych, pięknych, utalentowanych ludzi, którzy, choć dopiero wchodzą na scenę świata teatru, to już potrafią się po niej pewnie i płynnie poruszać. Z pewnością warto śledzić ich kroki.

Karolina Kiszela
Dziennik Teatralny Kraków
11 marca 2011

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia