Śluby (męskie)

"Śluby panieńskie" - aut. Aleksander Fredro - reż. Andrzej Błażewicz - Teatr Polski w Poznaniu

Śluby panieńskie w interpretacji Andrzeja Błażewicza na deskach Poznańskiego Teatru Polskiego są spektaklem innym niż można by sobie wyobrazić, udając się na sztukę spod pióra Aleksandra Fredro.

Reżyser wykracza poza normatywne pojęcie płci, otwierając przed widzem perspektywę zupełnie inną niż w oryginalnej wersji, mianowicie zarówno w postacie męskie, jak i żeńskie wcielają się mężczyźni. Zabieg ten zdecydowanie przyciąga uwagę widza, fascynuje i wzbudza całe spektrum emocji, które zależą od otwartości osoby w widowni na inkluzywność. Niestety, moim zdaniem, realizacja tego konceptu posiada również swoje bolączki, zwłaszcza w pierwszym akcie, gdzie widownia dopiero co poznaje nasze „żeńskie" bohaterki w męskich skorupach.

Chodzi o tak zwany niesławny standard polskich kabaretów, czyli „facet przebrany za babę i jest śmiesznie". Coś podobnego wydarza się w pierwszym akcie omawianej inscenizacji. Jest przaśnie, głośno, niby śmiesznie, ale jednak na moją wrażliwość oddziaływało to w sposób odwrotny do zamierzonego. Po prostu czułem wstyd za to, co aktorzy wyprawiają na scenie. Dopiero wraz z wiązaniem się wątku głównego w drugim akcie, gdzie tematyka nabiera powagi, a jednocześnie zaczyna być naprawdę zabawnie, spektakl zaczyna trafiać w oczekiwania.

Aktorsko jest świetnie, ze szczególnym uwzględnieniem Pawła Siwiaka wcielającego się w Albina, który kilkukrotnie chwycił mnie za serce podczas trwania tego krótkiego, ledwie ponad godzinnego spektaklu. To zalewając się łzami w sposób naturalny i rzadko przeze mnie widziany na deskach teatrów, a także w momentach muzycznych, gdzie wzruszał wyśpiewując angielski utwór (z wielkim żalem nie znam tytułu). Również Konrad Cichoń wcielający się w Aniele, po pierwszym akcie wtłacza w postać Anielki duszę, dzięki której bohaterka staje się dla widza autentyczną postacią.

Crema de la crema spektaklu jest scenografia oraz światło, za które odpowiedzialny był Aleksandra Grabowska. Choć na scenie jest niewiele, to jednak to, co się na niej znajduje wraz z obłędnie zainscenizowanym światłem, wprowadza widza w oniryczną, nieco baśniową – zaryzykuję stwierdzenie Lynchowską – atmosferę, zwłaszcza w końcowej części sztuki. Hipnotyzujący obraz, który trafiał w moją estetykę w pełni.

Całościowo oceniam spektakl jako ciekawe doświadczenie, które zapada w pamięć przede wszystkim odważnym i niecodziennym podejściem do klasycznego i wciąż popularnego dzieła. Czy gdyby spektakl ten był w pełni autorskim pomysłem opartym na dramacie pod niego przygotowanym, byłby równie dobry? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Na zakończenie chciałbym podzielić się dodatkową uwagą. W ostatnich dziesięciu minutach dzieje się coś, o czym nie wspomniałem. Ten moment jest niespodziewany i wart uwagi. Celowo spuściłem zasłonę milczenia, ponieważ uważam, że jest kluczowy dla całego doświadczenia. Widz powinien przeżyć go w zaskoczeniu, nie mając wcześniejszych oczekiwań.

Bez względu na to, czy to, co się dzieje na scenie, podoba się widzowi czy też nie, samo to (nie opisane przeze mnie) jest warte wizyty w teatrze.

Mateusz Nowicki
Dziennik Teatralny Wielkopolska
22 maja 2024

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia