Słynni kochankowie znów ubrani w historyczne stroje
"Romeo i Julia" - reż. Paul Chalmer - Opera Nova w Bydgoszczy"Romeo i Julia" w Operze Nova w Bydgoszczy to spektakl idealny dla widzów ceniących tradycję i widowiskowy rozmach.
Okazja dla takiej premiery była jednak szczególna. Gospodarze zainaugurowali nią Bydgoski Festiwal Operowy, który potrwa do 5 maja. To jubileuszowe wydanie imprezy, która ma już 25 lat.
Ten festiwal to fenomen, powstał, by ratować tkwiącą w zastoju od dekad budowę gmachu dla bydgoskiej Opery. Dyrektorzy czterech polskich teatrów zgodzili się przywieźć spektakle, by pokazać je w nieukończonym budynku.
Opera Nova ma już siedzibę, która teraz będzie modernizowana, a festiwal, choć kosztowny, trwa i się rozwija. Z okazji jubileuszu zaproszono głównie zespoły zagraniczne, z Bułgarii, Czech, Danii, Niemiec, oraz międzynarodową formację Il Giardino d'Amore.
Gospodarze rozpoczęli zaś nietypowo, bo widowiskiem baletowym, ale też ambitnie, bo "Romeo i Julia" to zadanie trudne dla tancerzy i orkiestry. Muzyka Sergiusza Prokofiewa to arcydzieło samo w sobie, które na estradach świata żyje bez baletowego wsparcia.
Pozyskany przez Operę Nova Kanadyjczyk Paul Chalmer to artysta o poważnej karierze, znaczonej związkami z najlepszymi kompaniami baletowymi. Do "Romea i Julii" ma sentyment, sam kiedyś tańczył Romea, i to w zespole legendarnego Johna Cranko.
Podziw dla tego mistrza czuje nadal, bo gdy dziś choreografowie czy reżyserzy teatralni starają się uwspółcześnić dzieje kochanków z Werony, on śladem Cranko stara się odtworzyć klimat szekspirowskiego teatru.
Przedstawienie nie jest jednak rodzajem historycznej rekonstrukcji. Prezentując wiernie dzieje Romea i Julii, Paul Chalmer dodał wiele własnych pomysłów, starając się, by akcja układała się w wartką, spójną całość teatralną. O ile zatem akt I ze słynną sceną balkonową toczył się konwencjonalnie i dość ospale, o tyle potem było znacznie lepiej, aż do ciekawie rozegranych obrazów końcowych, w których Kanadyjczyk wzmocnił tragiczny finał tej historii.
"Romea i Julię" Prokofiewa zalicza się do baletowej klasyki, bo zgodnie z regułami gatunku obok samej akcji ważne są tu walory widowiskowe. Spektakl przyrządzono więc z rozmachem. O ile scenografia Diany Marszałek dobrze wpisała się w szekspirowską koncepcję, o tyle liczne kostiumy w swej gamie kolorystycznej tylko częściowo mogą satysfakcjonować.
To samo da się powiedzieć o stronie muzycznej. Partytura Prokofiewa jest efektowna, ale i piekielnie trudna. Momentami słychać więc było, że orkiestra Opery Nova prowadzona przez Macieja Figasa jeszcze się z nią oswaja.
Tancerze natomiast dobrze się czuli w choreografii Paula Chalmera i cały zespół prezentował bardzo wyrównany poziom. A odtwórcy tytułowych ról - Natalia Ścibak i Paweł Nowicki - są wiarygodni, naturalni i urzekają swą młodością.
XXV Bydgoski Festiwal Operowy teraz zaprasza na prawdziwe rarytasy - dzieła niedostępne na innych polskich scenach: "Kniazia Igora" Borodina z Sofii, "Pocałunek" Smetany z Brna czy "Herkulesa" Händla z Mannheim.