Śmiać się, czy płakać?

"Baba Chanel" - reż: Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Spektakl "Baba Chanel" stara się udzielić odpowiedzi na pytanie: kim jesteśmy, kim stajemy się, kiedy przybywa nam lat, ale także na przekór wszystkiemu każe cieszyć się życiem, nawet gdy traci ono dawny blask.

Jeszcze tylko kilka lat i będziemy powszechnie mówili nie o niżu, ale o katastrofie demograficznej. Jest nas coraz mniej, jesteśmy coraz starsi. Dziś wychodząc na ulicę widzimy przeważnie ludzi młodych, za kilkadziesiąt lat ta ulica będzie wyglądała zupełnie inaczej - w przestrzeni publicznej dominować będą ludzie starsi, w tzw. wieku "post-produkcyjnym". Jest to problem, z którym walczyć próbują politycy na szczeblu krajowym, w Unii Europejskiej. Powoływane są programy, realizowane kampanie, by uświadamiać, zapobiegać. Teatr nie pozostaje obojętny na tę tematykę. Sztuka Nikołaja Kolady wpisuje się w nurt zainteresowania schyłkiem życia. Choć młodość nadal rządzi, jest w sztuce, mediach, w reklamie, coraz częściej zaglądamy w życie ludzi starszych, fascynuje nas ono i budzi lęk, chcemy poznać je bliżej. 

Istnieje huraoptymistyczny nurt w podejściu do starości. "Chcę prowadzić aktywny tryb życia!", mówi ze sceny tytułowa Baba Chanel - Roza Nikołajewna, politycy próbują powiedzieć nam: "starość to nie problem, to szansa! " Powstają kolejne kluby seniora, dedykowane osobom starszym firmy, usługi, kredyty... Usiłuje się nam sprzedać cukierkową wizję starości, bez żadnej głębszej refleksji. Nikołaj Kolada w swej słodko-gorzkiej komedii pokazał starość piękną, broniącą godności, ale i starość karykaturalną, w postaci kłótliwych, złośliwych i śmiesznych bab. 

Adam Orzechowski w wywiadzie dla Portu Kultury mówi, że proces starości dotyka w równym stopniu kobiety i mężczyzn. Oczywiście jest tak pod względem biologicznym, ale nie kulturowym czy społecznym. Zaryzykuję twierdzenie, że mężczyźni w kulturze nie starzeją się wcale. Do późnych lat nie osiągają granicy powszechnie nazywanej starością. 50-60-letni mężczyzna to facet dojrzały, który nadal może być atrakcyjny, sprawny fizycznie czy ekonomicznie. Kobiety starzeją się szybciej i wyraźniej, bo młodość jest dla nich o wiele ważniejsza z punktu widzenia prokreacji. Kobiety o wiek pytać nie wypada. Starość wiąże się dla kobiet z o wiele większą obawą niż dla mężczyzn. Piękna, słaba płeć tracąc atrybuty swej kobiecości, urodę, przestaje być postrzegana przez pryzmat swojej płci, traci płeć. Osoby starsze płci nie mają, seks osób starszych jest zaś jednym z największych chyba tabu w naszej kulturze.


Kolada napisał tekst o starszych paniach, śpiewających w amatorskim chórze "Olśnienie", a Adam Orzechowski obsadził w ich rolach mężczyzn, zresztą nie jako jedyny wpadł na ten pomysł. W rolach chórzystek w sztuce rosyjskiego pisarza występowały i kobiety, i mężczyźni, w różnym wieku. Być może są to próby odnalezienia klucza do zrozumienia starości. Jeśli starość nie jest naszym doświadczeniem, staramy się ją przetłumaczyć na nasz własny język, który jest nam bardziej dostępny. Mam jednak obawy, że część widowni może tę decyzję odczytać zgoła inaczej, mianowicie, że stara kobieta to już nie kobieta, a cały tekst to naigrywanie się ze starości, słabości ludzkiej. Takie argumenty zresztą wyciągano, gdy teatry rezygnowały z wystawienia "Baby Chanel". Adam Orzechowski, reżyser spektaklu, a także sam Kolada, broni do końca swoich dobrych intencji, zabieg obsadzenia mężczyzn ma służyć jedynie spotęgowaniu efektu komicznego.

I rzeczywiście, "Baba Chanel" to bardzo dobra komedia. Starsi panowie w jaskrawym makijażu, z wielkimi klipsami, w plastikowych kokosznikach i bogato haftowanych sukniach od pierwszego momentu wzbudzają wesołość na widowni. Wykonywane przez nich piosenki (np. "Marynika", która do teraz pobrzmiewa mi w głowie) to perełki, aż żal, że to nie musical. Dialogi napisane są bardzo dowcipnie, chociaż odniosłam wrażenie, że w drugiej połowie tempo sztuki nieco zwalnia, a sam spektakl jest o jakieś 15 minut za długi. Kolada wplótł w rozmowy babć przysłowia, zasłyszane gdzieś na rosyjskim targu frazy mowy potocznej. Trzeba mu przyznać, że ma pod tym względem niezwykle wyczulone ucho. Moim osobistym numerem jeden jest kwestia Kapitoliny, seniorki chóru: "Traktor w polu pyr, pyr, pyr, pokój - frieden - pace - mir! ".

Kolada słowami swoich bohaterek żartuje nie tylko ze starości, z kondycji kobiety, czy generalnie starszej osoby, ale także z tego, jak przyszłość miesza się z przeszłością, jak to tak naprawdę nie ma żadnej wyraźnej granicy między nimi. Przyszłość żywi się przeszłością, bez niej nie istnieje. Są w "Babie Chanel" nawiązania do czasów Leninowskich, do czystek, o których dopiero teraz, z perspektywy czasu, z oddalenia, można w końcu mówić, a nawet śmiać się. "Baba Chanel" to spektakl nie tylko o wieku, czy płci. Kolada porusza kwestie uniwersalne, związane z historią, polityką, życiem. Sztuka zbudowana jest wokół wielkich opozycji: starość-młodość, kobiecość-męskość, przyszłość-przeszłość, śmierć-życie, społeczeństwo-jednostka, co sprawia, że nie jest to tylko zabawna komedyjka, ale ważny tekst kulturowo-społeczny. Kolada wkłada w usta jednej z bohaterek opinię, że być może Lenin jeszcze wróci. Sam autor twierdzi zaś, że Lenin jest i będzie w nim, w ludziach z jego pokolenia, a zwłaszcza w tych babuszkach, dla których czasy związane z Leninem to nie ucisk, to nie dyktatura, ale właśnie młodość, najpiękniejsze lata życia, nawet jeśli ta młodość upłynęła im w pracy i dzielnicowym klubie, symbolicznie oddanym w scenografii Magdaleny Gajewskiej. Połamane drabinki gimnastyczne, stół z dykty, która kiedyś służyła za propagandowy transparent, wyschnięty kikut choinki. Tych kilka elementów scenograficznych, a do tego jabłka i słoiki z ogórkami kiszonymi, zdają się oddawać złożoną historię miejsca i ludzi z nim związanych. Kolada bowiem nie postrzega, tak jak nam to często się zdarza, świata w czerni i bieli, jest człowiekiem, który broni Putina, który oświadcza, że nie identyfikuje się z dziewczynami z Pussy Riot, którym grozi wyrok za happening krytykujący władzę, a przy tym nie mam wątpliwości, że to umysł otwarty, krytyczny i bardzo nowoczesny. On już teraz krytykuje to, co my dopiero staramy się oswoić i każe nam się z tego śmiać. 

Jest to jednak gorzka komedia. Kiedy pojawia się "młódka", 55-letnia Roza, babcie z "Olśnienia" stają się jeszcze starsze, tracą wigor, zdają się być zagubione. Przezywają Rozę w akcie desperacji Babą Chanel, że niby taka elegancka, światowa. Chodząca "intieligiencja" jak ona sama mówi o sobie. Bawi nas to do momentu, kiedy Siergiej w złości nie wykrzyczy swoim koleżankom z zespołu: "Śmierdzi od was starością! " Wtedy już pachnąca chanelem Roza tak nie bawi. Koladzie wespół z Orzechowskim udało się osiągnąć taki efekt, że widownia śmieje się do rozpuku na samym początku sztuki i jest to śmiech, którego oni potrzebują, by oswoić, zdystansować się. W drugiej części spektaklu śmiech jednak stopniowo zamiera, pojawia się coraz rzadziej, w końcu widownia milknie - nie śmieje się nawet przy tych samych gagach, żarcikach, przy których wcześniej śmiała się głośno. Widownia zostaje wystrychnięta na dudka, tak jakby autor, aktorzy ze sceny mówili: "Tak was to bawi? To poczekajcie chwilkę, minie trochę czasu i nie będzie was to śmieszyło wcale". Drwiny ze starości są okrutne, Siergiej i Roza są okrutni, bezwzględni, reprezentują nowe pokolenie egoistów, oddzielających się od starszego pokolenia unijną nowomową: rebranding, fundraising. Chociaż Roza, zagrana z ogromną ekspresją i niesamowicie niskim, zachrypniętym głosem przez Joannę Bogacką, symbolizuje także biurokrację rodem z ZSRR. Następuje koniec kolektywu, koniec wspólnoty. Interesy Siergieja i Rozy stoją w opozycji do interesów chórzystek z "Olśnienia". A one mają tylko jeden wspólny cel - żyć, póki jeszcze można.

Jeśli ktoś miałby obawy, że "Baba Chanel" to drwina ze starości, gra aktorska z pewnością wyprowadzi go z błędu. Aktorzy wcielający się w chórzystki "Olśnienia" nie starali się na siłę grać kobiet, nie były to przerysowane Drag Queens, lecz prawdziwi ludzie, czasem śmieszni, czasem straszni, a czasami smutni. Szczególnie wyróżnić należy Cezarego Rybińskiego, odtwórcę roli Kapitoliny Pietrowny, która w jego wykonaniu była rzeczywiście 90-letnią staruszką, z nieobecnymi oczami człowieka, który zdaje się zaglądać już na drugą stronę życia, co pozwala jej na wysoce ironiczne podejście do tego tutaj. Rybiński całym swoim ciałem oddał fizyczną i społeczną pozycję osoby starszej - jej ruchy, sposób siedzenia, mówienia, i zrobił to z ogromnym szacunkiem dla odgrywanej roli, podobnie jak pozostali aktorzy, którzy rzeczywiście stworzyli na scenie swojego rodzaju kolektyw. 

Kolektyw ponosi jednak klęskę - ich "umiłowany chór Olśnienie" zostaje rozwiązany, Siergiej wybiera młod(sz)ą Rozę i marzenie o sławie. Chórzystki przez chwilę tylko nie wiedzą co robić, jednak nie przestają szukać rozwiązania, nie przestają walczyć, choć na inną skalę, innymi metodami. Osoby starsze są jak dzieci, mówi nam Kolada, ale takie cwane, mądre dzieci, które mają świadomość, że są dziećmi i dzięki temu łatwiej im manipulować dorosłymi. Chórzystki postanawiają wrócić do Siergieja, mówią: "No a czemu miałby nam nie wybaczyć, bezrozumnym babulinkom? Przecież stare z nas babki, co się na nas obrażać?" Dla nich liczy się jedynie, by nadal robić to, co kochają, czyli śpiewać: "Chociaż w ciemności, ale przed ludźmi. Chociaż w ciemności, ale w sukni i kokoszniku. Chociaż w ciemności, ale na scenie. "Jest to moment zwycięstwa, choć bohaterki wybierają to mniejsze zwycięstwo. Jest to też ważny moment z perspektywy pracy aktora, dla którego przecież młodość, atrakcyjność fizyczna jest równie cenna, ważna, niezależnie od płci. Dlatego scena, w której aktorzy zmywają makijaż, obnażają się przed widownią i wyznają niemal prywatnie, że liczy się tylko to, by być na scenie, jest szczególnie poruszający. Bohaterki "Baby Chanel" odnoszą zwycięstwo, ale nie jest to zwycięstwo egoistyczne, nie odwracają się dumnie od tych, którzy je odrzucają. Ich zwycięstwo ma wymiar altruistyczny, bo dla pokolenia, dla którego najważniejsza była wspólnota, kolektyw, liczy się drugi człowiek i bycie częścią całości. Nie jest ważne, czy jesteś mężczyzną czy kobietą, młody, stary - ważne jest to, co jest dla ciebie ważne. Że coś jest dla ciebie ważne. I dlatego członkinie "Olśnienia" schodzą ze sceny w triumfie. Szkoda tylko, że towarzyszy im w tym nie ich własna pieśń, ale nowoczesny, "młodzieżowy" podkład muzyczny. Zresztą w spektaklu były momenty, w których muzyka zamiast być tłem, przeszkadzała. Czasem współgrała z charakterem scen, często pobrzmiewały ludowe melodie rosyjskie, a gdy pojawiła się Baba Chanel był to dekadencki, jazzowy podkład. Jednak w scenie, kiedy staruszki piją razem z Siergiejem, pojawia się w tle chilloutowa melodia rodem z sopockiego klubu, zupełnie oderwana od tego konkretnego miejsca i sytuacji. Twórcy spektaklu w finałowej scenie chcieli pewnie podkreślić, że chórzystki wchodzą w inny, nowy świat, jednak wydaje mi się, że sam akt zmycia makijażu był wystarczająco mocny.

Kolada zaczął pisać "Babę Chanel", kiedy dowiedział się, że umarła większość członkiń chóru, o którym nakręcił niegdyś film dokumentalny. Jak sam przyznaje: "Okazało się, że żadna z babulinek już nie żyje, ale z ekranu patrzyły na mnie wesołe, szczęśliwe artystki. Ogarnęły mnie takie emocje, że nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać." Takie jest życie i taki właśnie jest ten spektakl, czasem jest śmiech, czasem płacz, ale ważne, że na scenie.

Katarzyna Gajewska
www.portkultury.pl
21 sierpnia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...