Śmiech bez treści

Matka brata mojego syna - reż. Adam Wojtyszko - Teatr Powszechny w Łodzi

Komedię \'\'Matka brata mojego syna\'\' Juliusz Machulski napisał specjalnie na zamówienie działającego przy Teatrze Powszechnym Polskiego Centrum Komedii. Wydawało się, iż czeka nas wspaniała inauguracja sezonu

Szczęśliwy jednak, kto pamięta \'\'39 stopni\'\' reżyserskiego duetu Połoński i Staniek, spektakl sprzed roku, w którym zespół aktorów z ul. Legionów pokazał jak może wyglądać współcześnie komedia. Po zapowiedziach \'\'Matki brata...\'\' wierzyłem, iż zobaczymy rzecz równie solidną, a do tego mądrą i błyskotliwą. I nieco się pomyliłem.

Linię fabularną sztuki, nieszczególnie oryginalną, potraktowano jako pretekst, by opowiedzieć o sprawach uniwersalnych. Do luksusowej kliniki (wiadomo, zagapiamy się w \'\'szpitalne\'\' seriale, więc w teatrze też mamy mieć szpital, i basta) trafia w dniu swych 70 urodzin Wincenty Laskus (Mirosław Henke), autor poczytnych powieści, tęgi kobieciarz. Stopniowo do łóżka chorego zjeżdża najbliższa rodzina: żona, syn i synowa, wnuczek. Będzie to dla nich szansa, by zweryfikować sądy o sobie, poczuć wartość łączących ich więzi. Wincenty okazuje sie jednak symulantem, a jego prawdziwy kłopot ma związek z dwudziestokilkuletnią dziewczyną. Pal licho fabułę! Nawet o oczywistościach mówić trzeba tak, by wciskało w fotel. Także ze śmiechu. W tym już głowa reżysera, by na scenie cały zespół ozłocił nawet nienajlepszy tekst.

Tymczasem, pierwszy i największy gwóźdź do teatralnej trumny wbił autor scenografii Wojciech Stefaniak. Scenografia i owszem, dość umowna... więc umówmy się, że raczej do poprawki. Czym są bowiem te szklane ścianki działowe i te nadbudowy nad głowami aktorów? Po co są, skoro nie zostają w żaden sposób wykorzystane?

Ściana szkła spycha aktorów w kierunku proscenium, gdzie rozciągnięci od kulisy do kulisy prowadzą swe rozmowy, \'\'przechadzają się / swym kamaszkom przyglądają się\'\'. Niby jest dynamicznie, niby wesoło, a... jakoś smutno. Aktorzy dwoją się i troją, a jedyne co pozostaje im po pracy z młodym reżyserem, to świadomość wpisania się w kanon dość przeciętnych produkcji \'\'Powszechnego\'\'.

Marek Ślosarski (Zygmunt, syn jubilata) dobrze odnajduje się w roli potomka odrzucającego życiowe wybory ojca. To aktor, który nie schodzi poniżej dobrego poziomu, jedna z wyraźnych osobowości scenicznych w \'\'Powszechnym\'\' i zawsze ogląda się go z radością. Całkiem zaś nie został wykorzystany spory potencjał Jakuba Firewicza. Krawat i klapki to trochę za mało na zbudowanie roli (gdzie był reżyser?). Co gorsza, po godzinie (\'\'Matka brata...\'\' trwa niemal dwie) można odczuć spadek wiary w spektakl u wszystkich aktorów.

Plusy przedstawienia? Dostrzegam jeden - spory śmiech na widowni. Lecz nie jest to śmiech zdrowy i czysty. To naśmiewanie się, bo oto 70-letni dziadek nieopatrznie spłodził sobie potomka, a zdający maturę wnuczek wyraźnie ma coś z geja. I nawet detektywa wynajęto, by zbadał sprawę!...

W tekście czuć dobre tempo, a dynamika i rytm dialogów jest najwyższych lotów. To maszynka do produkcji śmiechu, której nie dostarczono istotnej treści. W pewnym momencie nie interesuje nas o co chodzi, nawet nie chcemy tego dociekać. I co chwila natykamy się na jakąś językową niestosowność, niezborność stylu. Geje to w języku dziadka \'\'pederaści homo\'\', jak trzeba chlasnąć przysłowiem, to koniecznie grubym \'\'Jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści\'\'.

Humor opiera się tu na naigrywaniu ze stereotypów dotyczących wiary (Greta, żona Wincentego jest bardzo pobożna), młodzieńczej miłości i inicjacji seksualnej.

- Spalcie mnie - mówi w jednej ze scen Wincenty. Czy przed powierzeniem tekstu \'\'Powszechnemu\'\' Juliusz Machulski powinien spalić rękopis sztuki, napisać ją jeszcze raz, spalić znów, napisać i dopiero wtedy pomyśleć nad jej wystawieniem? Być może. Przed nami cały sezon. Prawda, że będzie już tylko lepiej?

Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
26 października 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia