Śmierć letnich snów

„Sen nocy letniej" - aut. William Szekspir - reż. Jan Klata - Teatr Nowy w Poznaniu

Na końcu filmu „Oczy szeroko zamknięte" Kubricka słyszymy, że „no dream is ever just a dream" („żaden sen nie jest nigdy tylko snem"), czyli zdanie, o którym często myślę i które mogłoby być prawdopodobnie mottem przewodnim „Snu nocy letniej" Jana Klaty. Jest to człowiek, którego sztuki budzą skrajne emocje – są równie często uwielbiane, jak i niezrozumiane, a ich kontrowersyjny charakter przyciąga wiele różnych rodzajów widzów. Poza „Snem" widziałem jeszcze tylko jego „Czerwone nosy" i tamten spektakl bardzo przypadł mi do gustu. Podobnie jak tam, w „Śnie" miesza on artystyczną wrażliwość, komentarze socjopolityczne, szukanie granic teatru oraz kontrowersje, aby stworzyć bardzo ciekawy kolaż koszmaru zmieszanego z jawą.

Materiał Szekspira stanowi tutaj jedynie inspirację dla Klaty, który traktuje go z dużym dystansem. Klasyczny dramat jest tu tylko platformą do wyrażenia refleksji na temat współczesności. Spektakl odbiega od jego tradycyjnych interpretacji, oferując surrealistyczną wizję przypominającą psychoanalizą Freuda oraz koncepty George'a Bataille'a. Zamiast baśniowej atmosfery i psotnych duchów lasu, widzowie otrzymują klaustrofobiczny, niemal apokaliptyczny obraz świata wewnętrznych mroków podświadomości, w którym rządzą przemoc, pożądanie i podejrzane afrodyzjaki.

Struktura spektaklu sprawia wrażenie stopniowego rozpadania się rzeczywistości snu. Kolejne sceny coraz bardziej zbliżają się do punktu krytycznego, ale nigdy nie pozwalają widzowi na przebudzenie z tego koszmaru. Każdy kolejny oniryczny obraz dalej redukuje wrażliwość odbiorcy, oswajając go z okrucieństwem i cierpieniem. Klata w przewrotny sposób angażuje widza, sprawiając, że śmiech nad groteskowymi wydarzeniami staje się niemal mechaniczny – wymuszony przez formę spektaklu, ale jednocześnie prowokujący pytania o granice naszej empatii i zobojętnienia.

Spektakl Klaty stanowi krytykę współczesnego kierunku globalnej kultury, podobnie jak Szekspir wprowadzał do swoich sztuk własne przemyślenia na temat elżbietańskiej Anglii. Sztuka została podzielona na dwie warstwy narracyjne: surrealistyczną interpretację oryginału oraz meta-komentarz na temat kondycji współczesnego teatru. Druga z tych linii fabularnych skupia się na grupie aktorów, którzy grają fikcyjne wersje samych siebie i zmagają się z konfliktem pomiędzy artystycznym wyrazem a koniecznością dostosowania się do współczesnego (wg Klaty zdaje się ograniczającego) kodeksu moralnego inkluzywności.

Choć początkowo można by uznać to za reakcjonistyczną krytykę politycznej poprawności, w mojej ocenie spektakl podważa płytkość i nieskuteczność współczesnych mechanizmów kontroli kulturowej, takich jak cancel culture. Klata nie wyśmiewa samych idei walki o sprawiedliwość społeczną i równość, lecz ludzi, którzy wykorzystują je do budowania pozycji moralnych autorytetów, nie konfrontując się z rzeczywistym cierpieniem dookoła.

Najbardziej niekomfortowym dla widza przykładem tego komentarza społecznego jest scena gwałtu Hermii, która chociaż przedstawiona w sposób bardzo dosadny nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. Fabuła sztuki i postacie przechodzą po niej do dalszego porządku rzeczy, tak jakby nic się nie wydarzyło. Tak jak najczęściej w rzeczywistości nie jest to skomentowane, nie prowadzi do żadnej kontrontacji i jest zaakceptowane przez wszystkich w milczeniu.

Widownia przechodzi dalej, ponieważ „Sen" również przechodzi dalej i wraca do swojej natury czarnej komedii, a wraz z nim widz, który wraca do śmiechu. Klata obnaża w ten sposób mechanizmy bagatelizowania przemocy w świecie i samozwańczych strażników moralności, którzy są gotowi na filozoficzną ocenę postępowania innych, ale nie potrafią w rzeczywistości stanąć naprzeciw cierpieniu i myślą o nim, jak o abstrakcyjnym problemie logicznym. Wydawało mi się to być refleksją na temat oceniania innych z wygodnego punktu własnych przywilejów, podczas gdy w tle na świecie dzieją się tragiczne.

W pewnym momencie jeden z fikcjonalizowanych aktorów pyta, czy postać, którą gra była na terapii, ponieważ wydaje się mu, że angażuje się ona w relację toksyczną - przy czym prawdopodobnie ma rację. Niedługo potem wracamy do surrealistycznej interpretacji „Snu nocy letniej", gdzie patriarchat, systemiczne krzywdzenie mniej uprzywilejowanych, oraz niezdrowa dynamika międzyludzka są powszechne. W ten sposób sztukę można wręcz rozumieć, jako poparcie dla ideałów kultury woke i jej walki o sprawiedliwość społeczną, a wyśmiewani są tylko ci, którzy przekręcają ich znaczenie.

Obok socjopolitycznej wymowy, spektakl wydaje się być głosem na temat kondycji współczesnych twórców teatralnych. W nawiązaniu do tradycji Szekspira, Klata umieszcza w sztuce refleksję nad samym teatrem i jego ograniczeniami. Może to być pewnego rodzaju metafora artystów, którzy balansują pomiędzy komercyjną potrzebą dopasowania się do gustów, aby odnieść jakikolwiek sukces artystyczny, a własną wizją. Jest to bardzo ciekawy motyw do poruszenia w jakimkolwiek dziele artystycznym, ale w tym wypadku wypada moim zdaniem nieco płytko ze względu na obranie za cel bardzo konkretnego problemu kulturowego, zamiast skupienia się na ogólnym mechanizmie.

Zamiast meta-komentarza na temat relacji między artystą, a odbiorcą wygląda to na atak na pewną konkretną grupę społeczną odbiorców, co nie jest ani miłe, ani też artystycznie wartościowe. Tym niemniej, jeśli zdecydujemy się na życzliwą interpretację, to sztuka w tym aspekcie również nie zawodzi. Nie chcę zdradzać tutaj finału sztuki, ponieważ odebrałoby to mu siły, ale on szczególnie wydawał mi się być najsilniejszym wyrażeniem frustracji odnośnie współczesnej sytuacji artystów.

Nie umyka mi też ironiczny fakt, że Klata na swój sposób zdaje się krytykować w swojej sztuce również recenzentów, którzy odbierają i lobbują pewne, jego zdaniem, ograniczające ideologiczne ruchy przez wpływ na opinię publiczną.

Jakkolwiek kontrowersyjnym artystą nie byłby Jan Klata, jego gust muzyczny stanowi jeden z najmocniejszych elementów spektaklu. Jego tło stanowi mroczna elektroniczna muzyka w stylu bardzo industrialnego rocka. Daje ona widowni chwilę oddechu i jednocześnie buduje atmosferę grozy. Być może bardziej, niż jakikolwiek inny aspekt spektaklu daje poczucie, że na scenie dzieje się coś więcej i jest jeszcze bardziej groźne, niż to, co widzimy powierzchownie. W „Śnie" wydarzeniami, które oglądamy zarządza system, który na nie pozwala i wykorzystuje je do utrzymywania władzy. Dlatego też nie wydaje mi się, że to brzmienie łączące w sobie awangardową estetykę i niemal punkową wrażliwość zostało wybrane tutaj przypadkowo.

Równie imponująca jest praca aktorów Teatru Nowego, którzy tworzyli zbiorową, organiczną strukturę, a chociaż której żadna rola nie wysuwa się tutaj na pierwszy plan, całość zdecydowanie przypomina perfekcyjnie zsynchronizowany organizm, oddający chaotyczną energię spektaklu.

„Sen nocy letniej" Jana Klaty to sztuka jednocześnie trudna do polecenia i wartościowa ze względu na ilość refleksji, które niesie dla widza. Uważam, że muszę przed poleceniem jej zawrzeć tutaj trigger warning odnośnie wykorzystania w niej graficznej przemocy. Jeśli jednak ktoś ma ochotę na rzucenie wyzwania swojej własnej wrażliwości i przekonaniom, myślę, że jest to spektakl warty zobaczenia.

Osobiście dał mi przestrzeń do rozważenia pewnych rzeczy, których być może bez niego nie miałbym motywacji poruszać, co stanowi najsilniejszą wartość całego doświadczenia.

Michał Rudol
Dziennik Teatralny Wielkopolska
14 marca 2025

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia