"Śmierć (nie)oswojona"
"Antygona " - reż. Marcin Liber - Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi w ramach cyklu Nowe JaskulanaAntygona w reżyserii Marcina Libera swoją premierę miała wprawdzie 7 kwietnia 2013 roku, jednak na jeden wieczór powróciła na scenę Teatru Nowego w ramach cyklu Nowe Jaskulana, na których to zostały przedstawione "najważniejsze spektakle, jakie powstały w czasie pięcioletniej kadencji Zdzisława Jaskuły jako dyrektora naczelnego i artystycznego" tegoż teatru (Antygona otrzymała Złotą Maskę za najlepsze przedstawienie sezonu 2012/2013).
Zastanawia, dlaczego reżyser wraz z dramaturgiem (Marcin Cecko) sięgają po tak silnie zakorzeniony w kulturze mit, jaki mają w tym cel? Co nam współczesnym może powiedzieć Antygona, czego byśmy już nie wiedzieli, czy jej bunt może choćby w jakimś stopniu odnosić się do dzisiejszego świata, czy możliwe jest poprowadzenie mostu nad przepaścią, która nas dzieli? Liber pokazuje, że tak. I choć nadal jest to w dużej mierze tragedia władzy, to dzięki wprowadzeniu licznych odwołań do szeroko rozumianej kultury reżyser odkrywa przed nami wiele ścieżek interpretacyjnych. W tekst tragedii wpleciony został współczesny język, co sprawia, że bohaterowie są nam bliżsi, akcentują swoje zdanie i wchodzą w dialog z tekstem oryginalnym.
Sztuka rozpoczyna się od rozmowy Antygony (Agnieszka Kwietniewska) z Ismeną (Dominiką Biernat), siostry siedzą przed kurtyną - szklaną ścianą, na której zapisano tekst tragedii, by nie bez wahania ("A widzisz, że możesz odciąć się od tego świata? Że możesz w nim tkwić i mówić jego językiem, ale nie musisz nim żyć?") wejść do tego świata, jak się okaże nie po raz pierwszy...
I tak Antygona leży przed trumną na materacu, wpatrując się w laptopa niczym wdowa po amerykańskim żołnierzu ze zdjęcia Jima Sheelera. Nie wykrzykuje swojego bólu, bo nie słowa są ważne, a czyny - czemu zaświadczy. Gdy inni bohaterowie ubrani są w odświętne stroje i uczestniczą w ceremonii pogrzebowej według ściśle określonego porządku ("Będą i pieśni i przemówienia"), by oddać hołd poległemu Eteoklesowi, Antygona przeżywa żałobę na swój sposób. Cierpi podwójnie, nie akceptuje bowiem praw narzuconych przez Kreona (Gracjan Kielar), bo wobec śmierci wszyscy są równi, każdy ma prawo pochować i opłakać bliską osobę - nie można go pozbawiać prawa do żałoby. Jednak Kreon pragnie mieć i śmierć pod swoją władzą, związki rodzinne nie mają dla niego znaczenia. Nie może ulec, stoi na straży porządku, to on jest odpowiedzialny za polis, którym włada.
Trumna, która stoi na środku sceny i kryje w sobie niejedno ciało, niejako dookreśla postać Antygony i stanowi jej punkt odniesienia - "Urodziłyśmy się dwa i pół tysiąca lat temu, jestem zmęczona tym jubileuszem śmierci, jestem jako zombie, jestem zmęczona tym wiecznym grzebaniem braci, tym ciągłym czuwaniem przy trupach" - powie Antygona w rozmowie z Ismeną. Wie, że nie ma innej drogi, musi umrzeć. Jednak to ciągłe umieranie i życie z widmem śmierci męczy ją. Chce zejść z piedestału, który przez setki tysięcy lat został dla niej usypany Ale czy można mówić o intymności śmierci, skoro bohaterom cały czas towarzyszą kamery, które wszystko rejestrują?
Antygona po raz kolejny musi odegrać scenę umierania, choć wcale nie chce umierać - leżąc w trumnie, podnosi się nieustanie, trudno jej rozstać się z ukochanym - Hajmonem (Piotr Trojan). Wie jednak, że innej drogi nie ma. Jest przygotowana na śmierć, a raczej chce zachować takie pozory - ma nawet specjalnie na tę okazję wyćwiczone pozy. Wykonuje to, co do niej należy, ale rola jej życia wyraźnie ją męczy, pragnie, by jej osoba została odmityzowana. Nie chce litości i opłakiwania ("Niech nikt nie rucha mojego trupa!"), niepostrzeżenie ucieka z trumny i ze świata nieustannej inwigilacji, w którym każdy ruch i każde słowo zostaną zarejestrowane. Ze świata tyranii, który sprzeciwia się nawet prawom boskim.
Zupełnie odwrotnie jest w przypadku Ismeny, która podporządkowuje się władzy - gdy przynosi buta i na kolanach zakłada go Kreonowi, a ten ciska nim w siostry ze złości (a może z bezradności?), albo gdy "przeistoczy się" w Józefa Tylmana (z filmu Artura Żmijewskiego "80064") i da wykonać na sobie powtórny akt przemocy - bo bierny opór jest strategią na przeżycie. Właśnie przez to pogodzenie z sytuacją i brak protestu Ismena-Józef Tylman zostaje jako jedyna Ocalona.