Smutki youtube'a
"Smutki tropików" - reż. Paweł Świątek - Teatr Łaźnia Nowa w KrakowiePaweł Świątek w najnowszym spektaklu zrealizowanym w krakowskiej Łaźni Nowej zastanawia się, czy w dzisiejszych czasach można jeszcze przeżyć coś autentycznego. I czy podróż naprawdę stwarza możliwość zakosztowania prawdziwej przygody.
Od dłuższego czasu powstają socjologiczne prace o turystach, którzy podróżują do coraz to odleglejszych miejsc, o coraz to dziwniejszych nazwach. Najlepiej tych nieodkrytych. Podróżujący nie mają ochoty już tylko patrzeć, pragną za to doświadczać innej kultury. Bo, jak pisze Piotr Andrusieczko, egzotyka stała się w dzisiejszych czasach szczególnie poszukiwanym, cennym towarem.
Dwudziestoczteroletni Świątek błyskotliwym Pawiem Królowej wystawionym w Starym Teatrze w Krakowie dał się poznać jako znakomity obserwator bolączek współczesnych młodych ludzi zagubionych w zmediatyzowanej rzeczywistości. Również wyreżyserowane przez niego Mitologie na podstawie Rolanda Barthes'a były gorzkim komentarzem na temat innej palącej kwestii – nadmiernej obsesji na punkcie idealnego ciała. Smutki tropików to niezwykle przygnębiająca diagnoza współczesnych dwudziesto- i trzydziestolatków, poszukujących silnych wrażeń w podróżach do najdalszych zakątków świata. Uciekając przed skomercjalizowaną rzeczywistością, nie zdają sobie sprawy z tego, że sami współtworzą wielką machinę konsumpcjonizmu. Świątek wraz z dramaturgiem Mateuszem Pakułą snują ironiczną opowieść o różnej maści backpackersach, autostopowiczach, korespondentach wojennych. Podróżnikach jeżdżących nie do Tunezji czy Egiptu, „jak stare dziady ze wsi", ale do krajów trudniej osiągalnych, mniej popularnych.
W Smutku tropików Lévi-Straussa, do którego Pakuła się odwołuje, autor-antropolog dzieli się gorzką refleksją: „Pragnąłbym żyć w epoce prawdziwych podróży, kiedy wizja rozpościerała się w całej wspaniałości, jeszcze niezepsuta, nieskażona, nieprzeklęta." Słowa pisane ponad pół wieku temu ciągle bolą. Turystyka stała się produktem. Modne są już nie Tajlandia czy Egipt, ale Bali, Wyspy Owcze czy Pitcairn – wyspa okrzyknięta przez media rajem dla pedofilów, której „zaliczeniem" chwali się jedna z bohaterek spektaklu Świątka. Inna z postaci dramatu jedzie do Wietnamu po to, żeby się okaleczyć – chce mieć fajną pamiątkę w postaci rany wojennej, którą mogłaby pokazywać znajomym. Rozczarowanie rzeczywistością i brakiem perspektyw wkręca młodych ludzi w spiralę szukania satysfakcji gdzie indziej. Naiwna wiara postaci w przemieniającą moc podróży każe im wierzyć, że ich turystyczne eskapady to odkrywanie inności. Nie zdają sobie sprawy, że w wielu miejscach urządzony został dla nich specjalny performance, jak na przykład sztucznie wykreowane wioski zwabiające turystów.
Ciągłe nienasycenie i dołująca jałowość codziennego życia zmusza bohaterów do egzotycznych podróży, jednak z poczuciem jawnej wyższości ich europejskiego kręgu kulturowego. Ten postkolonialny wydźwięk nie jest jednak zauważany przez samych zainteresowanych. Są oni pozbawieni autorefleksji, patrzą, ale nie widzą. Liczy się tylko fun, dobra fota na facebooka i prestiż wśród znajomych. Przeżarci popkulturą i wyświechtanymi frazesami o poszukiwaniu sensu istnienia w dalekiej podróży, uważają, że ich wędrówka do najdalszych zakątków Afryki będzie podróżą w głąb siebie. Ci ponowocześni wycieczkowicze, przypominający wystawione na widowisko zwierzęta w klatce (ciekawa scenografia Marcina Chlandy), to bezmyślna masa używająca języka z reklam i MTV. Za ich fasadą i kolorowym makijażem kryje się autentyczna przemoc. Youtube stępił ich wrażliwość, nic nie wydaje im się już oryginalne. Zdjęcia ofiar wojennych, zakładników, prawdziwych tortur są dostępne za pomocą jednego kliknięcia. Coraz śmielsze przekraczanie granic w poszukiwaniu nowych doświadczeń dla jednego z bohaterów Smutków tropików kończy się tragicznie – zostaje pożarty przez niedźwiedzia.
Najważniejsza w przedstawieniu Świątka jest warstwa werbalna i błyskotliwy tekst Mateusza Pakuły. Reżyser, mając do dyspozycji szóstkę młodych aktorów, wydaje się wykorzystywać ich pełen potencjał (pozwolę sobie na wyróżnienie Małgorzaty Gorol), jednak tempo spektaklu bywa nieco nierówne, przez co Smutki tropików nie pochłaniają naszej uwagi tak mocno jak Paw Królowej wyreżyserowany w podobnej estetyce. Produkcja Łaźni jest jednak bardzo solidna i warto przyjrzeć się bliżej temu, wydawałoby się, wynaturzonemu światu, by przekonać się, jak bardzo blisko niego obecnie się znajdujemy.