Smutny sowiecki diabeł

"Inspekcja" - reż. Jacek Raginis-Królikiewicz - Teatr Telewizji

"Inspekcja" Grzegorza Królikiewicza nie mogła się przez lata przebić jako projekt przez telewizyjne struktury. Okazją stała się dopiero teraz kolejna rocznica katyńskiego mordu. Tematem jest aktywność majora NKWD Wasilija Zarubina, który pracował nad polskimi jeńcami w Kozielsku, usiłując pozyskać jakąś grupę spośród nich. Sama masakra, ledwie zamarkowana, to finał niezwykłego ciągu zdarzeń.

Miałem wątpliwości, czy to się uda. Temat sowieckiego aparatu przemocy jest już trochę zużyty. Z drugiej strony Królikiewicz jawił mi się jako spec od widowisk niełatwych, hermetycznych. Ewa Millies-Lacroix, szefowa Teatru TVP, mówiła podczas premiery, że choć pozornie ten spektakl nawiązuje do niedawnych teatrów faktu (uchodzących, to mój dodatek, za zbyt deklaratywne, toporne), "Inspekcja" rozsadza tę konwencję.

Królikiewicz napisał scenariusz, ale zmarł podczas przygotowań do realizacji. Reżyserię przejął syn, Jacek Raginis-Kólikiewicz. Powstał spektakl niezwykły. Ascetyczny, pasujący widmowym krajobrazem do wyobraźni Królikiewicza seniora. A zarazem nieprzytłaczający słowa plastycznymi wizjami. Skoncentrowany na aktorach, ich twarzach. Ze świetną muzyką Michała Lorenca w tle.

Przypominał mi się dziejący się kilkadziesiąt lat później film "Akwarium" Antoniego Krauzego według Wiktora Suworowa. Ten język, styl działania okazał się trwały, pasujący do natury wszystkich służb specjalnych, a przecież dodatkowo obciążony rosyjską naturą, tym szczególnym fatalizmem, przekonaniem, że jednostka jest cząsteczką w wielkiej machinie. Raginis-Królikiewicz dostrzegł drobny fakt: z podręczników Zarubina do dziś uczą się funkcjonariusze FSB.

Ale kiedy Zarubin prezentuje się jako wizjoner żądający od Polaków rozmycia swojej tożsamości "w czymś większym", nie przemawia tylko językiem przemocy rosyjskiego imperium. Także rozmaitych globalnych utopii, niekoniecznie z Moskwy. Ma więc

rację Królikiewicz junior: warto to czytać współcześnie. My też jesteśmy kuszeni na rozmaite sposoby.

A równocześnie ta wirtuozeria opowieści! Nie ma tu wtrącanych w podobnych widowiskach słów ze współczesności. To jest współczesne, ale opowiedziane językiem z roku 1940. Mamy wieloznaczność postaci zamiast schematyzmu teatrów faktu. Któż z nas nie zastanowi się, oglądając kuszenia Zarubina, jak sam by się zachował? Gdzie granica między zdrowym rozsądkiem a pokusą, żeby skapitulować? A sam kusiciel? Przecież zastanawiamy się, na ile delektuje się on swoimi pracami, a na ile jest szatanem udręczonym, nieszczęśliwym. Oficerowie wspominali go jako uprzejmego, delikatnego. Taka była jego rola, ale co się za tą maską kryło?

Mariusz Ostrowski wznosi się na wyżyny aktorstwa jako Zarubin, naukowy eksperymentator w środku stalinowskiej rzeźni. Podczas gier operacyjnych na jego twarzy maluje się gama emocji. A jednak wszystko sprowadza się do grymasu ust, upiornego, ale i gorzkiego. Czujemy jego obecność nawet w scenach, w których go nie ma. Pośród polskich oficerów wyróżniają się Radosław Pazura jako Komarnicki (późniejszy emigracyjny minister sprawiedliwości) i Marcin Kwaśny jako Swianiewicz. Ileż można wyczytać z ich min, gestów, mowy ciała. Rewelacją wydał mi się 80-letni Zygmunt Malanowicz. Zwyczajny, niemal monotonny, jako generał-senior Minkiewicz. A przecież dlatego tragiczny - i w walce z pokusami, i w końcowym, nieefektownym, dyskretnym heroizmie oporu. Opowieść o historii, o uniwersalnych mechanizmach polityki i o człowieku w sytuacji ekstremalnej. Mało jak jeden spektakl?

Piotr Zaremba
Sieci
20 kwietnia 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia