Sparaliżowany klasyk

"Kordian" - reż. Szymon Kaczmarek - Narodowy Stary Teatr w Krakowie

"Kordian" w reżyserii Szymona Kaczmarka zestawia współczesną scenę z romantycznym dramatem Słowackiego i pyta o to, czy da się znaleźć dlań miejsce w dzisiejszym polskim teatrze. Czy "Kordian" ma wciąż coś istotnego do przekazania? Czy w ogóle da się go nadal oglądać?

Na te pytania reżyser odpowiada przewrotnie: konfrontując widza z przedstawieniem zatytułowanym „Kordian”, które z inscenizacją dramatu romantycznego wieszcza ma niewiele wspólnego. We współczesnym wnętrzu, wśród białych ścian Stary Kordian (Adam Nawojczyk) wegetuje sparaliżowany po nieudanej próbie samobójczej, przykuty do inwalidzkiego wózka. Jedyne co mu pozostało, to zdolność mówienia i wykonywania minimalnych ruchów głową. Młody Kordian (Szymon Czacki) kręci dokument o umieraniu Kordiana. Nie stać go na współczucie dla inwalidy, a jego gesty i słowa w miarę upływu czasu robią się coraz bardziej brutalne. To postać ambiwalentna – ni to uczestnik, ni to reżyser wydarzeń; obserwator, ale bynajmniej nie bierny. Na początku ujawnia też plan pomocy Staremu Kordianowi w popełnieniu samobójstwa, prezentując przygotowaną specjalnie w tym celu maszynerię, wzorowaną na tej stosowanej przez Jacka Kevorkiana – amerykańskiego propagatora eutanazji, bohatera licznych procesów sądowych, wytoczonych po udzieleniu przezeń pomocy w odebraniu sobie życia osobom niezdolnym do zrobienia tego samodzielnie.

Przygotowując się do odejścia, Kordian ściąga do siebie ważne osoby z przeszłości: rodziców (Iwona Bielska/Beata Paluch, Jacek Romanowski), Księdza (Zbigniew Ruciński) oraz Laurę (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik). Z egzemplarzami dramatu w ręku postacie z ociąganiem wchodzą do mieszkania i siadają na krzesłach jak aktorzy na czytanej próbie. Ponaglani przez Starego Kordiana i zamknięci w mieszkaniu na klucz przez Młodego, zaczynają czytać tekst dramatu, przedzierając się przez kolejne sceny z wyraźnym wysiłkiem, zacinając się i gubiąc. Niektóre fragmenty (np. bajka o Janku, co psom szył buty) przypominają sobie z łatwością; inne natomiast wydają się zupełnie obce i niezrozumiałe. Wypowiadanie rymowanych wersów Słowackiego przychodzi aktorom z fizyczną niemal trudnością, raczej uniemożliwia komunikację niż pozwala wyrażać myśli.

Jedyną osobą znającą tekst na pamięć jest Stary Kordian, który jednak jest sparaliżowany, kompletnie bezwładny, pozbawiony jakiejkolwiek możliwości działania. Przekładany przez Młodego Kordiana z miejsca na miejsce niczym wielka kukła wygłasza kolejne monologi, które nie układają się w żadną całość. Szymon Kaczmarek oraz współpracujący z nim dramaturg Żelisław Żelisławski mieszają fragmenty dramatu, rozbijając zupełnie jego strukturę i pozbawiając go jakiejkolwiek chronologii, a tym samym fabuły. W „Kordianie” nic się nie wydarza – jest niczym koszmarny, ciągnący się sen sparaliżowanego.

Wydaje się, że Stary Kordian jest w swoim bezwładzie symbolem „Kordiana” jako tekstu. Pozbawiony możliwości ruchu, działania, Kordian ogranicza się do słów; nie jest ani martwy, ani żywy. Wypowiadane przezeń słowa nie są zdolne przełożyć się na czyny, nie posiadają żadnej mocy sprawczej – ale przecież wypowiadać je musi, bo tylko to mu pozostało. Bardzo wyraźna jest w przedstawieniu Kaczmarka symbolika zamknięcia jako takiego: Stary Kordian uwięziony jest w swoim ciele, aktorzy zostają zamknięci na scenie na klucz i tym samym niejako zmuszeni do czytania tekstu. W ten sposób „Kordian” okazuje się pułapką: dramatem, który nie tworzy i nie komunikuje, a przed którym jednocześnie nie można uciec, od którego nie da się uwolnić. Przerażająca maszyneria pomagająca popełnić samobójstwo przez cały czas pozostaje w zasięgu wzroku, ale czerwony sznurek pozwalający na jej uruchomienie nigdy nie jest dostatecznie blisko. Rozdarty pomiędzy pragnieniem śmierci a pragnieniem trwania, Kordian „szuka przeżyć siebie” pomimo swojego bezwładu. I tak „Kordiana” nie da się już wystawiać i nie da się już oglądać, a jednocześnie nie można go nie wystawiać, nie można go nie oglądać.

Nie da się go również czytać, jak sugeruje inny ważny symbolem: znajdujące się na scenie książki, będące fizycznymi przedmiotami raczej niż nośnika idei. Walające się po scenie, ciskane, wreszcie podpalane przez Młodego Kordiana nie wnoszą do przedstawienia niczego nowego, a tylko wzmagają panującą na scenie atmosferę bezwładu i zawieszenia. Sparaliżowany Kordian – a może sparaliżowany „Kordian”? – skazany jest na trwanie w teatralnym czyśćcu.

Zastąpić mógłby go Młody Kordian. Ten jednak nie wydaje się zainteresowany. Raczej przygląda się agonii Starego i czeka. Na co?

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
1 lutego 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...