Spektakl asymetryczny

"Porno" - aut. András Visky - reż. Cezary Studniak - Teatr Nowy w Poznaniu

Spektakl „Porno", oryginalnie dzieło Węgiersko — Rumuńskiego dramaturga Andrása Visky w zjawiskowym tłumaczeniu Jolanty Jarmołowicz, które to na deskach Teatru Nowego w Poznaniu wyreżyserował Cezi Studniak, jest spektaklem nierównym. Myśl ta towarzyszyła mi od pierwszych minut spektaklu. Po brawach negatywność ucichła: melancholia zastąpiła skonfundowanie.

Spektakl jest bowiem w swojej monodramatycznej formie nieoszlifowanym diamentem. Czymś, co mogło być arcydziełem, przykładem monodramu idealnego. Jednakże, żeby zaistniała sztuka perfekcyjna, musi zaistnieć swego rodzaju symbioza kilku warsztatów: reżyser, aktor, scenograf itd., składających się na jedną formę: spektakl. Czegoś zabrakło?

Sztuka opowiada historię tytułowej „Porno", w tej roli olśniewająca Edyta Łukaszewska. Edyta wciela się w artystkę z prawdziwego zdarzenia. W rumuńską aktorkę, która ku pokrzepieniu dziecięcych serc z pomocą przyjaciela Antiego, wystawia szereg uliczny spektakli, które to z przedstawienia na przedstawienie stają się popularniejsze. Jest rok 89', komunizm jeszcze nie upadł. Bukaresztem, jak i całą Rumunią trzęsie despotyczna władza, której to nie podobają się inicjatywy oddolne, jakie w życie wciela Porno.

Dzieło, jak już wspomniałem, jest Monodramem, a więc to na barkach Łukaszewskiej spoczywał cały ciężar spektaklu. Z całą przyjemnością i autentycznym zachwytem muszę jasno, i wyraźniej stwierdzić — Edyta pokazała klasę najwyższych lotów. — Imersja jej postaci zniewala. Wysiłek, jaki włożyła, w stworzenie swojej wizji Porno jest nieopisywalny. Spektakl trwa około osiemdziesięciu minut i przez ten czas aktorka wciąż jest z nami: gra Porno rozchwianą emocjonalnie, gra Porno wesołą, po chwili zakochaną, chwile później w żałobie, następnie rozpaloną. Śpiewa, wciela się w agentów bezpieki, po chwili w swojego sędziwego sąsiada czy teściową. Zmiany nie polegają jedynie na specyficznym akcentowaniu czy modulacji głosu. Łukaszewska przede wszystkim gra ciałem, na naszych oczach jej postura ewoluuje. Każdy stan Porno, każda postać, w którą się wciela, posiada swój indywidualny kształt. To samo dzieje się z twarzą aktorki, która to wspierana przez oświetlenie, sprawia wrażenie wielu twarzy zaklętych w jednej głowie.

Spektakl toczy się na mapie sześcianu, podzielonego na trzy odseparowane od siebie części: na środku mieszkanie Porno z umieszczoną na suficie rurą, z której to, przez czas trwania spektaklu nieustannie wydobywają się pluszowe misie, powoli wypełniając pomieszczenie. Po bokach dwie bliźniacze sale przesłuchań. Choć scenografia jest oszczędna, to uderza w tony naturalistyczne, misternie dobrane światło potęguje wrażenia obcowania z rzeczywistością, a nie jedynie jej kopią.

Jak już się co niektórzy domyślili, jeśli aktorsko jest wybitnie, scenograficznie również, to z wielkiej trójki pozostała nam reżyseria. Te osoby się nie pomyliły, problem w mojej opinii tkwi właśnie w pracy Studniaka — żeby być dokładniejszym, to w wykonaniu pierwszego aktu. — Początek jest chaotyczny, ciężko połapać się w strumieniu świadomości Porno. Zdania wypowiadane przez Łukaszewską, pędzą w naszą stronę z prędkością światła. Widz ma wrażenie; bycia wrzuconym w sam środek akcji. Gubi się przez to, a nawet irytuje owym zagubieniem. Po akcie pierwszym akcja zaczyna, robić się klarowniejsza. Zaczynamy rozumieć, co łączy nieobecnych fizycznie bohaterów z Porno. Wszystko jakby zwalnia, nie tracąc przy tym tempa — jest dobrze, nawet bardzo dobrze. — I jest to dla mnie rzeczą niezrozumiałą, że tak dobra sztuka, ma tak zły początek, nie na poziomie fabuły, bo tu nie o pokrętność fabularną chodzi, a o to, jak została ona poprowadzona, czy może właściwszym słowem zrealizowana. Studniak mam wrażenie, nie zapanował nad chaosem aktu pierwszego. Przerosła go siła początkowych dialogów. Odnosi się wrażenie, jakby to nie było planowane — coś bardziej, jak wypadek przy pracy. — Coś niepożądanego, czego albo nie potrafił, albo nie chciał zmienić. Może czuł jako reżyser zapoznany z dziełem dogłębnie, że widz zrozumie to, co on rozumie tak jasno i wyraźnie? Nie wiem, jak było. Mogę jedynie napisać, że nie podoba mi się to i uważam to za błąd w sztuce.

„Porno" jest więc dziełem asymetrycznym. Po jednej stronie mamy Łukaszewską, która jest najjaśniejszym powodem, aby wybrać się na omawiany spektakl. Mamy też genialny dramat sam w sobie. W dodatku ozdobiony przemyślaną scenografią i cieszącą zmysł wzroku estetyką. Po drugiej: mamy wręcz, nie boje się tego napisać, irytujący popis reżyserski. Czy ta nierówność zaważa i skazuje spektakl Teatru Nowego na potępienie? Oczywiście, że nie. Tak, jak napisałem wyżej, chodzi o pierwszy akt.

Wraz z postępami, zapomina się o występkach Studniaka, równolegle z minuty na minuty ulegając czarowi wielkiej Łukaszewskiej.

Mateusz Nowicki
Dziennik Teatralny Poznań
22 listopada 2022
Portrety
Cezary Studniak

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia