Spektakl drogi w najlepszym wydaniu
„Tschick" - aut. Wolfgang Herrndorf - reż. Marek Gierszał - Teatr Dramatyczny w BiałymstokuTo będzie podróż ku dojrzałości i zrozumieniu istoty życia. Dwóch nastolatków wyrusza w drogę kradzionym autem. Kogo spotkają, co z tego wyniknie? Spektakl „Tschick" w reżyserii a to znakomita propozycja Teatru Dramatycznego im. A. Węgierki w Białymstoku. Zachwyca dobrym aktorstwem i perfekcyjną reżyserią.
„Tschick" Wolfganga Herrndorfa to historia niezwykłej przyjaźni dwóch chłopców, powieść pełna melancholii i humoru. Okazała się być hitem w Niemczech. Przed kilkoma laty na jej podstawie powstał film zatytułowany „Goodbye Berlin", który zdobył Europejską Nagrodę Filmową. Po ten tytuł sięgnął reżyser Marek Gierszał. Wystawiał już sztukę na jego podstawie w Teatrze Polskim w Szczecinie. Teraz „Tschick" miał swoją białostocką premierę, w Teatrze Dramatycznym im. A. Węgierki. To spektakl pełen śmiechu, ale i dramatów, znakomicie zagrany, z intrygującą stroną wizualną. Widzowie przyjęli go owacją na stojąco.
Te niezapomniane wakacje
„Tschick" to spektakl drogi, rozumiany analogicznie do filmu drogi. Zupełnie przypadkowe spotkanie, przypadkowy samochód (by nie powiedzieć wprost: kradziony), przypadkowa decyzja o rozpoczęciu podróży. Podróży – jak się w jej trakcie okaże – ku dojrzałości i zrozumieniu istoty życia. Wraz z każdym – przypadkowym, oczywiście – przystankiem, napotkanymi ludźmi i koniecznymi do podjęcia decyzjami, główny bohater przechodzi przemianę, coraz lepiej poznając siebie. Odkrywa także, czym jest dobro i zło, co jest potrzebne do szczęścia, czym jest przyjaźń i jak rodzi się miłość.
Maik (Mateusz Stasiulewicz) ma 14 lat i jest klasowym nudziarzem. Nikt się z nim nie przyjaźni. Pewnie by tak zostało, gdyby nie nowy uczeń w szkole – Andrej Czichaczow (Michał Przestrzelski). Tschick to „Rusek", jego językiem jest rosyjski. Jest inny niż reszta uczniów. Erudyta, z nikim się nie przyjaźni. Na lekcjach nieobecny, reszta klasy podejrzewa go o picie alkoholu.
Wkrótce rozpoczynają się wakacje. Maik zostaje sam w wielkiej willi z basenem. Jego matka-alkoholiczka wyrusza na kolejną kurację, a ojciec na wakacje z kochanką pod przykrywką podróży służbowej. Maik i Tschick wybierają się więc w niezwykłą podróż po kraju.
Akcja powieści została przeniesiona z Niemiec do Polski (autorem adaptacji jest Robert Koall). Mamy więc i Warszawę, i Huculszczyznę, i polskie imiona, i zakupy w Biedronce. To ukłon w stronę polskich widzów.
Aktorzy robią robotę
Błyskotliwe, tryskające młodzieńczą energią aktorstwo duetu głównych bohaterów to największy atut spektaklu. Mateusz Stasiulewicz w roli Maika konsekwentnie przeprowadza widzów przez pełną zwrotów akcji historię nastolatków. Gdy do akcji wkracza Michał Przestrzelski jako tytułowy Tschick, spektakl nabiera tempa i kolorytu, niesamowicie zaskakując. Wschodni akcent, sposób wypowiadania słów, cały zestaw min, z nonszalancją traktowana postać – nie sposób oderwać od młodego aktora wzroku. Pełen wigoru duet Stasiulewicz-Przestrzelski to strzał w dziesiątkę. Znakomicie się uzupełniają na scenie. Jak dobrze naoliwiona lokomotywa ciągną ten blisko trzygodzinny spektakl od początku do końca.
Pozostałym aktorom również należy się uznanie, tym bardziej że grają po kilka ról. Marek Tyszkiewicz to wrzeszczący ojciec Maika, zdradzający swoją żonę alkoholiczkę. W tej roli ciekawa Justyna Godlewska-Kruczkowska (na uwagę zasługują zwłaszcza finałowe sceny). Wcielają się też w role napotkanej na wsi rodziny (zabawny Tyszkiewicz jako mały chłopiec na rowerku) czy załogą szpitala, do którego trafia Tschick. Bardzo dobrze wypadła Paula Gogol w roli Izy – przypadkowo spotkanej dziewczyny czy też asystentki ojca i pielęgniarki.
Znakomite jest to zestawienie teatralnej młodości z doświadczeniem. Na tym ciekawym połączeniu zbudowany jest cały spektakl. Myślę, że twórcy spokojnie mogli zrezygnować ze sceny, w której bohaterowie spotykają komunistę. Przedstawienie nie straciłoby nic na swojej energii i spójności.
Wyruszcie w podróż ku dojrzałości
Oszczędna scenografia (Andre Putzmann) nie przytłacza, świetnie współgra z opowiadaną historią. Biel tkanin służy intrygującym, rysunkowym multimediom. Gdy bohaterowie patrzą w rozgwieżdżone niebo, nad głowami naprawdę możemy je ujrzeć. Chłopcy podróżują samochodem niby z kartonu (uroczy patent). Kostiumy (Hanna Sibilski) mają współczesny charakter, za ruch sceniczny odpowiadają z kolei Katarzyna Zielonka i Jarosław Staniek. Jest też miejsce dla piosenki „Fine" Jakuba Gierszała (zaaranżował ją Patryk Ołdziejewski). Muzykę do spektaklu skomponował Adam Opatowicz.
Tekst Herrndorfa ma w sobie wiele uroku. Momentami nie można opędzić się od skojarzeń z gombrowiczowskim „Ferdydurke" (wizyta na wsi czy pojedynek na miny). Pełen zaskakujących zwrotów akcji, pytań o tożsamość, znajdowaniu piękna w otaczającym nas świecie. Jest to jednak przede wszystkim rzecz o przyjaźni – jej odkryciu mimo problemów w rodzinie, związkach czy w szkole.
To wchodzenie w dorosłość ma swoje konsekwencje. Tschick trafi do poprawczaka, Maik będzie musiał wykonać prace społeczne. Warto jednak było wyruszyć w tę podróż ku dojrzałości.