Spektakl jak cierń

"Głód Knuta Hamsuna" - Scena Prapremier InVitro

Sobotnia premiera "Głodu Knuta Hamsuna" była pierwszym z całego szeregu zdarzeń tegorocznej Nocy Kultury, w jakich przyszło mi uczestniczyć. Było to wejście z pewnością bardzo mocne, ale nie jestem pewien, czy najwłaściwsze z możliwych. Ta wspólna realizacja Teatru Centralnego i norweskiego Drammen Theater okazała się bowiem spektaklem, który utkwił w świadomości niczym cierń lub zadra i powracał bez udziału woli przez całą dalszą część wieczoru i nocy, odrywając wręcz czasem uwagę od innych zdarzeń.

Duży wpływ na to miał kształt artystyczny spektaklu. Reżyserskie spotkanie dwóch bardzo interesujących, ale jednak odmiennych osobowości twórczych - Łukasza Witt-Michałowskiego i Ryszarda Kalinowskiego - było zapewne jakimś ryzykiem, ale zarazem szansą na stworzenie czegoś oryginalnego i niebanalnego. Nie od dziś bowiem głoszę tezę, iż rzeczy najciekawsze rodzą się często na styku rozmaitych obszarów artystycznych. Ta szansa została w pełni wykorzystana. Doszło tu do spotkania teatru mocno opartego na "gęstym" tekście i emocjonalnej intensywności (co często odnajdujemy w realizacjach Witt-Michałowskiego) z teatrem tańca klasy najwyższej. Już samo to byłoby doświadczeniem nadzwyczaj ciekawym, ale tu mamy do czynienia z czymś więcej. Kalinowski zdecydowanie przekroczył granicę choreografii czy nawet szerzej: ruchu scenicznego i wykreował przestrzeń, do której i w której stary Knut Hamsun odbywa halucynacyjną podróż. Dzięki artystom z Lubelskiego Teatru Tańca wprost "na oczach" widzów powstaje świat odmienny od tego w którym znalazł się pisarz; odmienny, ale wcale dlań nie lepszy.

Ta artystyczna wizja wystarczyłaby, aby "Głód Knuta Hamsuna" mocno zapadł w pamięć. Zapewne jednak nie "uwierałaby" tak, jak to się stało. O tym zadecydował przekaz spektaklu. I nie chodzi mi tylko o historię samego Hamsuna. Dla Norwegów - jak pisze biograf pisarza - "jest on jak upiór, który nigdy nie pozostanie w grobie". Ale także my mamy problem z tym, jak wytyczyć granicę pomiędzy wielkością literackiego talentu, a haniebnym poparciem hitleryzmu. Spektakl - w moim odczuciu - miał być próbą zrozumienia Hamsuna, a przynajmniej poznania jego motywacji i uzasadnień jego wyborów. Jednak świetna, nie zawaham się powiedzieć: wybitna kreacja Jacka Brzezińskiego sprawiła, że znaleźliśmy się niebezpiecznie blisko cienkiej granicy oddzielającej zrozumienie od może nie usprawiedliwienia, ale przynajmniej rodzaju współczucia. To właśnie ów cierń - pytanie, wykraczające daleko poza spektakl, do jakiego stopnia, do którego momentu możemy starać się poznawać zło i mu nie ulec?

Nie będę udawał, że znalazłem odpowiedź na to pytanie. I nikomu nie zagwarantuję, że znajdzie ją po obejrzeniu "Głodu"; przewiduję, iż raczej przeciwnie. Ale takie pytania trzeba stawiać, nawet, jeśli potem coś kłuje lub uwiera. Dlatego zobaczcie ten spektakl.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
7 czerwca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia