Spektakl "Lód" bawi się, drwi, wstrząsa - wtorek na Kontakcie

19. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Kontakt

Wtorek na Kontakcie. Węgierska adaptacja powieści "Lód" [na zdjęciu] Władimira Sorokina zmiotła ze sceny "Warum Warum" , który wyreżyserował słynny Peter Brook. Spektakl jest murowanym kandydatem do nagrody głównej

"Lód", który Kornél Mundruczó przygotował w Teatrze Narodowym w Budapeszcie, pokazuje, jak nowoczesnym zjawiskiem jest teatr węgierski. Świeże spojrzenie na scenę ostatnio wprowadziło pokolenie młodych reżyserów, którzy karierę rozpoczęli od realizacji filmów fabularnych. Mundruczó - nominowany do Złotej Palmy na festiwalu w Cannes za film "Delta" - brawurowo adaptował słynną powieść Władimira Sorokina. 

Moskwa według rosyjskiego pisarza to siedlisko zgnilizny moralnej, całkowitej atrofii uczuć i języka. Mundruczó pozostał wierny treści "Lodu". W stolicy Rosji grasuje banda szaleńców. Uważają się za jednych z 27 tys. promieni pierwotnego światła, które zatrzymała zła Ziemia. Napadają na mieszkańców i biją w ich piersi młotem z lodu, aby wysłuchać głosu serca. Poszukują swoich braci - wspólnie są władni na zawsze zmienić wszechświat. Wierzą uparcie, że tylko to może uratować wybrańców ludzkości przed alkoholizmem, przemocą domową, prostytucją, narkomanią, rozwiązłością seksualną. 

Sorokin i węgierski reżyser ukazują jeden fenomen - współcześni Rosjanie lubują się w rozmaitych teoriach spiskowych, które pomagają im w zrozumieniu historii, pozwalają na poznanie motywacji władzy, a nawet na apologię stalinowskich zbrodni. Jak wyjaśnia jeden z młodzieńców, światem rządzą masoni, a nimi Żydzi. Wielkie stalinowskie czystki były zaś wynikiem działania tajemniczej sekty, czczącej nieznany minerał z meteorytu tunguskiego. Ci wybrańcy - o jasnych aryjskich włosach i niebieskich oczach - dostali się do władzy jeszcze za czasów Stalina, ale administrację Kremla opanowali w pełni dopiero za prezydentury Borysa Jelcyna. Sorokin w tych postaciach doszukiwał się podobieństwa do proputinowskiej młodzieżówki, która zaszczepia wśród najmłodszych Rosjan oficjalną politykę historyczną. 

Spektakl Węgrów pokazuje, że za pomocą skromnych środków można stworzyć wielkie widowisko. Brawa należą się za scenografię - była doskonała w każdym calu. Widzowie, aby zająć miejsca, musieli przejść przez realistycznie odwzorowane ubogie moskiewskie mieszkanie. Nawet przestrzenie, których odbiorca nigdy nie byłby w stanie dostrzec, były dopracowane. Do tego jeszcze w kluczowych momentach sztuki, kiedy świeżo inicjowanych członków bractwa napadały wątpliwości, pojawiały się napisy: "Nie bój się", "Have no fear". Te same hasła znalazły się na korytarzach Hali Olimpijczyk, gdzie odbyło się węgierskie przedstawienie. 

Ale reżyser, mając na scenie wszystkie niezbędne rekwizyty, polecił aktorom ucieczkę przed realizmem w teatralną umowność. Aktorzy wkładają latarki do szklanek, odwracają je i bawią się w jazdę samochodem po nocnej Moskwie, wentylator udaje silnik motocykla, żarówka gaśnie, gdy się ją zdmuchnie jak świecę, za czajnik gwiżdżą domownicy. A jak wygląda impreza studentów? Nadzy młodzieńcy bawią się w wannie przy "Chop Suey" System of a Down. 

Spektakl roi się od prostych, ale zaskakujących rozwiązań inscenizatorskich. Na scenę wjeżdża stara kobieta na wózku inwalidzkim. Młody mężczyzna pomaga jej wstać. Ona chwieje się na nogach, ale utrzymuje równowagę. Nieśmiało uderza stopą o posadzkę, uderza znów kilkukrotnie, po czym zaczyna stepować jak gwiazda estrady, niezrażona tą martwą kabaretową manierą. Spokojnie siada na wózku i na powrót staje się kaleką. Aktorzy na żywo wykonują własną interpretację "Wicked Game" Chrisa Isaaka na gitarę elektryczną i bas, a na chwilę przed sceną ociekającą od seksu i wulgaryzmów słyszymy balladę "Suzanne" Leonarda Cohena. Po przerwie publiczność zasiadła wśród dekoracji, aktorzy na widowni wśród zielonych krzaków. Wygłaszali skromnie zainscenizowany monolog. Ale nawet w tym momencie nie przestawali zaskakiwać. Kiedy kolejni Rosjanie nie przechodzili próby lodu i ginęli ze zmiażdżonymi piersiami, aktorzy łupali orzechy. Spektakl kończy zaś wideo z materiałem z telezakupów. 

"Lód" Teatru Narodowego z Budapesztu w wielu momentach osiąga doskonałość. Operuje szybkim telewizyjnym montażem, śmiałym, ocierającym się o skatologię językiem, nie boi się wulgarnej seksualności, bywa jednak zarazem konfesyjny. Do tego jeszcze dochodzi plejada znakomitych węgierskich aktorów, znanych m.in. z głośnego filmu "Kontrolerzy". Kornél Mundruczó pokazał, jak należy adaptować literaturę postmodernistyczną, która rozmyślnie bawi się z odbiorcą, drwi z przyzwyczajeń jego umysłu, wstrząsa nim i oczyszcza.

Grzegorz Giedrys
Gazeta Wyborcza Toruń
27 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia