Spektakl, o którym się milczy

"Z biegiem lat, z biegiem dni [gdzie jest Pepi]" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Najnowszy spektakl Agnieszki Glińskiej jest niezwykle interesującą próbą opowiadania o zajmujących problemach, za pomocą ciekawie dobranych środków narracyjnych. Jednak niestety tylko próbą, gdyż wyraźnie niektóre elementy zawiodły, a potencjał nie został wykorzystany.

W cieniu wydarzeń związanych ze zmianą na stanowisku dyrektora Teatru Starego, a także premiery „Wesela" Jana Klaty, na nieodległej dużej scenie Teatru Słowackiego, Agnieszka Glińska wystawiła „Z biegiem lat, z biegiem dni [gdzie jest Pepi]" (premiera: 20.05.2017) – spektakl, o którym nie wspomina się prawie w ogóle. Oczywiście nie jest niczym dziwnym, że o jednych realizacjach mówi się więcej a o innych mniej, jednak akurat w tym przypadku owo milczenie może zaskakiwać. Wszak Glińska sięga do legendarnego spektaklu Andrzeja Wajdy, zrealizowanego przed niemal czterdziestu laty w Starym Teatrze, którego ogromna popularność nie tylko przełożyła się na realizację serialu opartego na jego motywach (co w teatrze nie zdarza się często), ale także trwale wpisała go w historię teatralnego życia Krakowa.

„Z biegiem lat, z biegiem dni" z 1978, było opowieścią, w której rzeczywistość dramatów Wyspiańskiego, Zapolskiej, Bałuckiego, etc., a także innych tekstów o charakterze literackim czy publicystycznych z przełomu XIX i XX wieku, przenikała się ze wspomnieniem codzienności tychże autorów. I tak na scenie spotykali się Rachel, Żeleński, Pani Dulska, Przybyszewski czy sama Zapolska i Bałucki. Glińska, korzystając ze scenariusza przygotowanego przez Joanne Ronikier dla Andrzeja Wajdy, ujmuje całą te historię w ramy swojej niezwykle prywatnej narracji, przedstawiającej losy jej prababci – tytułowej Pepi – która nie została tak dobrze zapamiętana jak artyści Młodej Polski, umierając w obozie pracy w czasie II Wojny Światowej. Opowiada o niej sama reżyserka, co jakiś czas demontując młodo-polską rzeczywistość poprzez przywoływanie wydarzeń z życia Pepi i pokazywanie zdjęć, na których możemy ją zobaczyć. Tym samym Glińska buduje specyficzną więź między nami – widzami spektaklu, siedzącymi na widowni Teatru Słowackiego w 2017 roku – i kobietą, która „lubiła przychodzić do tego samego teatru przed niemal wiekiem".

Jednak najnowszy projekt Agnieszki Glińskiej ani nie jest jedynie reminiscencją legendarnego spektaklu Wajdy, ani tylko przedstawieniem biograficznym. Ze wszystkich poziomów narracji (zarówno tych powtórzonych po Wajdzie, jak i całkowicie autorskich) wyłania się bowiem element stanowiący swego rodzaju dominantę całego spektaklu – jego główny trzon i motyw powracający w kolejnych wątkach– problem odchodzenia i zapominania. Najwyraźniejsze ucieleśnienie znajduje on w chyba najbardziej przejmującej scenie całego przedstawienia, w której Michał Bałucki (Sławomir Rokita), zapomniany zarówno przez obecne na scenie postaci (jak i prawdopodobnie zdecydowaną większość publiczności, nie mającej na co dzień styczności z teatrem) staje na niewielkim stołku i po raz ostatni górując nad innym, ze łzami w oczach przeżywa swój osobisty dramat epigona poprzedniej epoki (który wszak u szczytu swojej kariery był prekursorem zmian, które do rozkwitu Młodej Polski doprowadziły.

Niestety, mimo wyraźnie wyczuwalnego i co ważniejsze znacznego nakładu pracy, jaki został włożony w spektakl, przez twórców w „Z biegiem lat...", całość nie doprowadza nas do żadnych nowości, ani pod względem formalnym, ani intelektualnym. Najpoważniejszym mankamentem spektaklu jest niezwykle enigmatyczne znaczeniowo przenikanie historii Pepi z wydarzeniami przedstawionymi w oryginalnym scenariuszu przedstawienia Wajdy. O ile miejscami możemy doszukać się pewnych analogii między tekstem i działaniem aktorów, a opowieścią prowadzoną przez sama Glińską, o tyle efekt takiego zestawienia zdaje się ograniczać jedynie do możliwości stwierdzenia podobieństwa bądź odmienności prezentowanych historii. Brakuje tu wyraźnego sygnału, który uwypukliłby jaką perspektywę, postrzegania bohaterów literackich czy rzeczywistych postaci okresu Młodej Polski (czy szerzej – przeszłości), wprowadza Glińska przez osobistą historię swojej prababci. Czy jest to jedynie intymna próba wyciągnięcia Pepi ze sfery niepamięci czy może jednak Glińska stara się postawić szerszą diagnozę na temat pamiętania i przywoływania przeszłości? Indywidualna historia młodej dziewczyny żydowskiego pochodzenia, mogła by bez wątpienia stanowić grunt do zbudowania narracji opartej na koncepcji przeciw historii, tym razem stojącej w opozycji wobec wielkich narracji o charakterze artystycznym i literackim (mitologizowanej historii Młodej Polski), a nie tych o charakterze politycznym. Przeczy temu jednak niezwykle prywatny (a czasem nawet naiwnie dziecinny) sposób opowiadania prezentowany przez Glińską.

Co więcej razi także forma w jakiej przeplatane są historie Pepi i rzeczywistość młodopolska. Otóż w najnowszej produkcji Słowackiego brakuje płynności i naturalności w przechodzeniu między oboma poziomami narracji. Momenty, w których reżyserka przybliża postać Pepi widzom, w specyficzny sposób kontrastują z pozostałą (dominującą) częścią spektaklu – na tyle mocno, że przypominają raczej występy konferansjera, niż element większej całości; ale także na tyle słabo, że trudno tu mówić o celowym zderzaniu obu modeli opowiadania i wytwarzaniu nowego sensu i znaczeń.

Najnowszy spektakl Agnieszki Glińskiej jest zatem niezwykle interesującą próbą opowiadania o zajmujących problemach, za pomocą ciekawie dobranych środków narracyjnych. Jednak niestety tylko próbą, gdyż wyraźnie niektóre elementy zawiodły, a potencjał nie został wykorzystany. Jednak bez wątpienia, sam fakt nawiązania dialogu zarówno z tradycją historyczno-literacką, jak i teatralną przeszłością Krakowa i wreszcie prywatną historią uwikłaną w wielkie wydarzenia historyczne ostatniego wieku, należy ocenić niezwykle pozytywnie. Tak więc, na „Z biegiem lat, z biegiem dni [gdzie jest Pepi] warto się wybrać, traktując spektakl Agnieszki Glińskiej, jako punkt wyjścia do własnych rozważań, a nie jako ich potencjalne zwieńczenie.

Maciej Guzy
Dziennik Teatralny Kraków
3 czerwca 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia