Spektakl przez duże S
,,Rollercoaster" - reż. Maciej Masztalski - Ad Spectatores we WrocławiuZaplanowanie sobie wolnego wieczoru ze sztuką nie zawsze wychodzi. Kiedy jednak zdarzy mi się odwiedzić teatr, nigdy nie żałuję. Powiem więcej, jeszcze nie tak dawna wycieczka do Wrocławia i wybór mniej oczywistego, prywatnego teatru przerosła moje oczekiwania.
,,Rollercoaster" (reż. Maciej Masztalski) w wykonaniu aktorów teatru Ad Spectatores odbiega od tradycyjnej formy przedstawień, które do tej pory widziałam. Zanim wybrałam się na tę sztukę, wiedziałam, że na pewno będzie w niej coś innego - przy opisie sztuki widnieje komentarz ,,spektakl w ruchu widowni". Nie wiedziałam czego dokładnie się spodziewać, ale byłam bardzo ciekawa, pełna entuzjazmu i gotowa doświadczyć czegoś nowego. W końcu sztuka powinna poruszać.
Scena spektaklu znajdowała się w starym Browarze Mieszczańskim, na południu Wrocławia. Okolica zdawała się opuszczona, był wieczór, w zasięgu wzroku nie widziałam innych ludzi. Na jednym z budynków widniał niewielki szyld Ad Spectatores. Chwilę się wahałam, a gdy w końcu zdecydowałam się przekroczyć próg i wejść do ceglanego budynku, poczułam się jakbym wchodziła do czyjegoś mieszkania. Wyjątkowo przyszłam przed czasem, pani sprawdziła mi bilet i poleciła nie zostawiać kurtki, tylko trzymać przy sobie swoje rzeczy. W stosunkowo małym pomieszczeniu rozłożone były krzesełka, na ścianie znajdował się rzutnik. Gdy ,,salę" wypełniło około trzydziestu osób, rozpoczął się występ.
Światła zostają zgaszone. Oglądam film dotyczący zachowywania się w trakcie spektaklu - bezdyskusyjnie wszyscy widzowie mają podążać za aktorami w trakcie sztuki. Do pomieszczenia, w którym się znajduję, wchodzi klaun hałasując. Śpiewa, krzyczy, podskakuje, przechodzi między krzesłami. Pojawia się jego dziewczyna, rozmawiają. Zostajemy wraz z nią zaproszeni do restauracji na rocznicową kolację. Przechodzę więc do kolejnego pomieszczenia... Co dokładnie się działo po kolei, gdzie i dlaczego nawet nie jest możliwe do opisania. Nie wypada spoilerować tym, którzy jeszcze nie widzieli spektaklu. Jak sygnalizuje tytuł sztuki, fabuła jest nadzwyczaj chaotyczna, dynamiczna, a także nieprzewidywalna. Skupię się więc bardziej na ,,smaczkach", które czuję, że należy wymienić i docenić, bo takich interakcji z teatrem jeszcze nie doświadczyłam. Nie miałam nawet pojęcia, że tak można.
Przede wszystkim samo inicjowanie przechodzenia od sali do sali zostało zrealizowane w naprawdę subtelny sposób i przechodziło sprawnie. Bez zbędnych przerw, ciszy, zakłóceń, przemieszczałam się z pomieszczenia do pomieszczenia, czując jakbym nie była samym widzem w teatrze tylko czynnym obserwatorem bieżących wydarzeń. Wraz z głównymi postaciami znajdowałam się w restauracji z tańczącymi kelnerami, czy też obserwowałam zza okna próbę samobójczą pewnej kobiety. Duże wrażenie na mnie zrobiło rozwiązanie z bezprzewodowymi słuchawkami dla wszystkich, kiedy to uczestniczyliśmy w silent disco, przyglądając się tańczącej parze.
Gra aktorska bardzo mnie urzekła, postacie były żywe i wiarygodnie przerysowane. Przez godzinę trwania ,,Rollercoastera" zdążyłam się przyjrzeć każdemu z czterech bohaterów. Jeśli chodzi o rekwizyty i scenografię, stanowiły jedynie tło i narzędzia bohaterów, nie przyćmiewając toczącej się żwawo akcji. Niecodziennym zastosowanym przedmiotem był samochód, który poruszał się pomiędzy widownią. Spektakl opierał się bardziej na grze słów, żartach i odniesieniach do życia społecznego. Czułam jakbym uczestniczyła w niekończącej się wymianie zdań, poglądów. Sztuka łączyła w sobie moje dwa ulubione gatunki literackie - kryminał i komedię, balansując między dowcipem, a dramatycznymi spiskami.
Sztuka pełna jest odniesień do wszelkich kontekstów ze świata kultury, jak i nawiązań do obecnej polityki, sytuacji społecznej, różnych utartych konwenansów, problemów współczesnego świata. Spektakl nie tylko oddziałuje na zmysły, poza słuchem operując również wizualnie dymem, kolorowym światłem, a bliskość innych widzów sprawia, że czułam się jednością z innymi ,,wybranymi" świadkami pewnej kryminalnej intrygi. Skłania również do refleksji i pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Fabuła ,,Rollercoastera" trwała od poranka do świtu kolejnego dnia. Zaczyna się seansem w małej salce i tam również się kończy, zresztą bardzo wymownym fragmentem wiersza Tuwima ,,Do krytyków".
Czy wiem co dokładnie się wydarzyło w ciągu tej doby? Mam pewną teorię na ten temat.